Bartosz Fabiński niedługo znowu przestąpi próg oktagonu UFC. Już 21 listopada zmierzy się z Hectorem Urbiną na UFC Fight Night 78. W związku z tą walką, zadaliśmy mu kilka pytań, dzięki którym będziecie mogli bliżej poznać Bartka i jego drogę do największej na świecie organizacji MMA!

MMARocks: Cześć Bartek. MMA pojawiło się w Twoim życiu dość późno. Co robiłeś wcześniej i dlaczego ostatecznie zdecydowałeś się właśnie na mieszane sztuki walki?

Bartosz Fabiński: Faktycznie, dość późno zająłem się zawodowym MMA – nie było tak, że od dziecka chciałem walczyć w UFC. Pewnie dlatego, że wtedy, tej organizacji jeszcze nie było. Tak czy inaczej, sport zawsze był dla mnie ważny. Zaczynałem od treningów judo, już w drugiej klasie szkoły podstawowej. To była pierwsza sztuka walki z jaką się zetknąłem i muszę powiedzieć, że związałem się z nią na długi czas. Trenowałem aż przez 12 lat, jednak niewiele sukcesów i pewna monotonia, przyczyniły się do zmiany. Nie było tak, że od razu przeszedłem do MMA. Rekreacyjnie chodziłem na siłownię i czasami na boks albo inne sztuki walki. Pracowałem wtedy w firmie deweloperskiej i nie myślałem o zawodowym uprawianiu jakiegokolwiek sportu. Mimo wszystko potrzebowałem rywalizacji, tęskniłem za tym. Dlatego zdecydowałem się na starty w zawodach w wyciskaniu. To było coś nowego, ale dalej czegoś brakowało. Chodziło o bezpośrednią rywalizację z przeciwnikiem. Dlatego zdecydowałem się na MMA.

MR: Jak rozpoczęła się Twoja współpraca w Robertem Joczem?

BF: Jak już mówiłem, dość długo trenowałem judo, więc MMA nie było dla mnie aż taką nowością. Znałem przynajmniej część tego sportu. Najważniejsza pozostawała rywalizacja, dlatego na pierwszym treningu w Nastula Club, zapytałem trenera – Roberta Jocza – czy jeśli będę trenował, to będę miał możliwość startów na zawodach. Robert odpowiedział twierdząco i to mi wystarczyło. Zacząłem regularnie przychodzić na treningi, doskonalić to co już umiałem, przystosowywać to do MMA i uczyć się nowych rzeczy.

MR: Razem z Robertem Joczem, kilka razy zmienialiście miejsce treningów. Co możesz powiedzieć na ten temat?

BF: Faktycznie, jak zaczynałem treningi Robert był trenerem w Nastula Club. Potem przeszedł do S4 i tam stworzył porządną grupę zawodniczą. Dla mnie lojalność wobec trenera była i jest bardzo ważna. Robert, to świetny trener i bardzo dobrze mi się z nim współpracuje. Dlatego zdecydowałem się przenieść razem z nim do S4. Właśnie w tym klubie przygotowywałem się do mojej pierwszej walki w UFC. Potem sprawy potoczyły się w ten sposób, że Robert kolejny raz zmienił miejsce treningów, tym razem na Warszawskie Centrum Atletyki. Tym razem towarzyszyło mu wielu zawodników z grupy zawodniczej, którą wcześniej stworzył. Wśród nich byłem też ja, wiedziałem że Robert jest dla mnie dobrym trenerem i dobrze przygotuje mnie do kolejnej walki, tak jak robił to wiele razy w przeszłości.

MR: Pamiętasz swój debiut zawodowy i to co wtedy myślałeś o swojej ewentualnej karierze w MMA?

BF: Tak, oczywiście, że pamiętam. Swoją pierwszą walkę zawodową miałem w listopadzie 2011 roku, a moim przeciwnikiem był Robert Białoszewski. Wiedziałem, że jest niebezpieczny w stójce, więc plan był prosty – szybko skrócić dystans i spróbować obalić. Na szczęście wtedy walka potoczyła się zgodnie z planem i szybkie wycięcie, a potem ciosy w parterze przyniosły zwycięstwo w pierwszej rundzie. Cieszyłem się z udanego debiutu i byłem gotowy na kolejne wyzwania. Nie myślałem o tym, co będzie kiedyś – zawsze skupiam się na najbliższej przyszłości. Robię tak do tej pory i myślę, że między innymi dlatego teraz jestem zawodnikiem UFC.

MR: Która walka była dla Ciebie najtrudniejsza?

BF: Trudno powiedzieć. Prawda jest taka, że każda walka jest trudna. Myślę, że najtrudniejszą walką było starcie z Marcinem Bandlem. Nie chodzi o sam jej przebieg, ale rezultat. Pierwsza porażka jest bardzo trudną lekcją. W karierze każdego zawodnika prędzej czy później zdarza się przegrana walka, jednak każdy myśli, że z nim będzie inaczej. Bardzo udany początek kariery podbudował moją psychikę, która potem została wystawiona na próbę. Nie było łatwo, ale moim zdaniem dobrze sobie z nią poradziłem. Udało mi się odbudować i wygrać trzy kolejne walki.

MR: Jakaś jeszcze walka zapadła Ci w pamięć?

BF: Tak, bardzo dobrze pamiętam walkę z Antkiem Chmielewskim. Żadna walka nie jest łatwa, każda kolejna, to wyzwanie. Wiedziałem, że pojedynek z Chmielewskim będzie trudny. Antek był wtedy dużo bardziej popularny i doświadczony ode mnie. Ja robiłem swoje i ciężko trenowałem. Wiedziałem, że jeśli uczciwie przepracuje okres przed walką, to będę miał szansę wygrać. Nie miałem dużo czasu na regeneracje po poprzednim starciu – 20 dni. Na szczęście tyle wystarczyło i udało mi się wygrać. To była ostatnia walka w 2013 roku i najlepszy prezent noworoczny.

MR: Niestety kolejna walka nie była aż tak dobra. Co możesz powiedzieć o starciu z Wendersem Carlosem da Silvą?

BF: Faktycznie, niestety pierwszy start w kolejnym roku nie był tak udany. Po długiej walce, sędziowie uznali wyższość Brazylijczyka, z którym walczyłem. Nie były to dla mnie łatwe chwile. Zawsze jednak mogłem liczyć na wsparcie mojej żony, Kasi. Każda porażka boli, ale najważniejsze to iść dalej. Wiedziałem, że trzeba wrócić do treningu, poprawić to, co nie zadziałało w ostatnim pojedynku i brać kolejne walki.

MR: Zostawiając już kwestie walk, powiedz czy zdarzyło Ci się myśleć o porzuceniu kariery sportowej?

BF: Każdy sportowiec ma w swoim życiu chwile słabości i zwątpienia. Mnie one też nie ominęły. Jestem mężem i ojcem, więc ciążą na mnie obowiązki utrzymania rodziny i zapewnienia jej odpowiedniego bytu. Dlatego zdarzały się w moim życiu momenty, gdy rozważałem odejście od MMA i zajęcie się czymś innym. Na szczęście wtedy też mogłem liczyć na wsparcie żony. To dzięki jej ciężkiej pracy jestem dzisiaj tu, gdzie jestem. Bez jej poświęcenia bardzo ciężko byłoby mi się poświęcić MMA w takim stopniu w jakim się poświęcam. Bywały momenty trudne, ale wspólnie udało nam się je przezwyciężyć. Teraz jestem szczęśliwy, że w tych najgorszych czasach daliśmy radę – opłaciło się.

MR: Na kogo jeszcze mogłeś liczyć?

BF: Wraz z coraz większymi sukcesami przyszli sponsorzy, którzy też wspierali mnie w ciężkich chwilach i ułatwiali przygotowania do kolejnych walk. Od kilku lat współpracuję z firmą Pitbull, dzięki której mogę jeszcze bardziej poświęcać się MMA. Sklep MMAniak i marka Storm Cloud zapewnia mi odpowiedni sprzęt, a IHS dba o moją suplementację. Między innymi dzięki nim cały czas trenuje.

MR: Jeśli miałbyś wyznaczyć najważniejszy punkt w Twojej karierze, to co by to było?

BF: Punktem zwrotnym w mojej karierze okazała się walka z Gregorem Herbem. Dzięki niej już na dobre otworzyły się przede mną drzwi do światowego MMA. Po niej udało się nawiązać wstępne rozmowy z UFC. Oczywiście jeszcze wtedy nie wiedziałem jak potoczą się losy gali tej organizacji w Polsce. Na początku nie było mowy o moim występie na niej. Okazja nadarzyła się wraz z nieprzyjemną sytuacją dla Krzyśka Jotko, który miał walczyć w Krakowie, ale doznał kontuzji. Przygotowywałem się wtedy do innej walki, ale postanowiłem spróbować wykorzystać sytuację. Moje zdjęcie z tabliczką ,,The time is now’’ obiegło Internet i udało się!

MR: Wszyscy pamiętamy to zdjęcie! Jak wyglądały przygotowania do debiutu w UFC?

BF: Przygotowania były ciężkie, nawet bardzo ciężkie. Wiele pracy włożyłem w to, żeby pokazać UFC, że nie popełnili błędu podpisując ze mną kontrakt. Trenerem głównym był oczywiście Robert Jocz, ale bardzo dużą rolę odegrali także Kamil Umiński i Krzysztof Gutowski. Kamil zajmował się moim przygotowaniem parterowym i robił to ze znaną sobie dokładnością, a Krzysiek poprawiał moje umiejętności stójkowe. Niestety podczas ciężkich treningów doznałem kontuzji ścięgna przy mięśniu dwugłowym uda i to mogło wykluczyć mnie z walki i pozbawić życiowej szansy. Z pomocą przyszła Fizjoklinika, która zapewniła mi odpowiednią rehabilitację. Dzięki temu mogłem kontynuować przygotowania i potem wejść do oktagonu w Krakowie.

MR: Co możesz powiedzieć o pierwszej gali UFC w Polsce i w ogóle o tej organizacji?

BF: Wrażenia, jakie wyniosłem z organizacji tej gali są niesamowite. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem z jakim szacunkiem UFC traktuje zawodników. Poza tym cała otoczka eventu była wspaniała, to była ogromna gala, która zgromadziła prawdziwych fanów MMA. Podczas walki słyszałem doping kibiców, co nieczęsto się zdarza. Pierwszy raz w życiu czułem, że cała hala żyła moją walką, to było niesamowite uczucie. Bardzo się cieszę, że mogłem być na tej gali. Jeszcze bardziej cieszy mnie to, że udało się wygrać i zrobić kolejny krok w karierze – tym razem w kierunku pozostania w UFC.

MR: Jeszcze raz gratulujemy tamtego zwycięstwa! Teraz zbliża się kolejna walka, jak idą przygotowania? Co dalej, jeśli uda Ci się wygrać walkę?

BF: Dzięki! Faktycznie, teraz przygotowuje się do kolejnego pojedynku w UFC. Walka coraz bliżej, dlatego moje treningi w WCA są coraz cięższe i bardziej wymagające. Drugi raz w karierze będę walczył w kategorii do 77 kilogramów, dlatego dieta też jest już bardzo ścisła. Jak zwykle w przygotowaniach prowadzi mnie Robert Jocz. Krzysiek Gutowski pomaga mi doskonalić umiejętności stójkowe. Mam też nadzieję, że kontuzja, jakiej Kamil doznał na finałach ADCC nie przeszkodzi mu w zaangażowaniu się w moje przygotowania. Myślę, że walka z Hectorem Urbiną przyniesie wiele emocji kibicom. Hector to solidny zawodnik, który walczył kiedyś w wyższych kategoriach wagowych. Na pewno będzie dobrze przygotowany siłowo i niebezpieczny w oktagonie. Moja strategia na walkę jest już gotowa i pracujemy z Robertem, żeby jak najlepiej wdrożyć ją w życie w Meksyku. Mam nadzieję, że uda mi się wygrać to starcie i na tym teraz skupiam całą swoją uwagę. Co będzie potem? Jak już mówiłem: zobaczymy po walce.

Wywiad przeprowadził Mateusz Siński.

Tomasz Chmura
Sztuki walki od 2004 roku. Pierwsza gala MMA - 2007. Instruktor Sportu, czarny pas w nunchaku jutsu. Pasy w Kenpo Jiu Jitsu i Sandzie.

3 KOMENTARZE

  1. Przechodzą mnie ciarki, gdy przypominam sobie doping podczas walki Bartka. Zrezygnowani słabymi występami Polaków, widząc, że Bartek świetnie sobie radzi całe trybuny oszalały.

  2. Comber

    Przechodzą mnie ciarki, gdy przypominam sobie doping podczas walki Bartka. Zrezygnowani słabymi występami Polaków, widząc, że Bartek świetnie sobie całe trybuny oszalały.

    Był szał na tej walce. Nadzieja wróciła do serc kibiców na hali, po wcześniejszych występach naszych rodaków.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.