Podczas walki na zasadach MMA zawodnik ma do dyspozycji wiele sposobów, by zranić rywala. Niektórzy robią to za pomocą wysublimowanych, finezyjnych technik i zaprezentowanie szerokiego wachlarza umiejętności stójkowych, zapaśniczych i grapplerskich. Inni stawiają po prostu na siłę i upór. Jest także droga całkowitego szaleństwa, którą poszli między innymi Don Frye i Yoshihiro Takayama oraz Leonard Garcia i Chan Sung Jung.
Totalna dominacja może być kolejnym sposobem prowadzącym do zmiażdżenia przeciwnika. Starć, które na papierze mogły nawet wyglądać na wyrównane, a okazywały się zupełnie jednostronne, było sporo w historii mieszanych sztuk walki. Redaktorzy sherdog.com postanowili wybrać dziesięć, ich zdaniem, najciekawszych.
O pojedynkach sklasyfikowanych na miejscach od szóstego do dziesiątego możecie poczytać tutaj.
5. Jon Jones vs. Mauricio Rua
UFC 128: Shogun vs. Jones
19.03.2011, Newark, New Jersey, USA
Podczas UFC 126 w styczniu 2011 roku wschodząca gwiazda mieszanych sztuk walki, Jon Jones zdominował Ryana Badera przez znakomitą większość trwającego dwie rundy pojedynku, nim All-American odklepał duszenie gilotynowe pod koniec drugiej odsłony. W trakcie wywiadu po walce Joe Rogan powiadomił przyszłego mistrza o tym, że Rashad Evans musiał wycofać się z powodu kontuzji kolana ze starcia z czempionem Mauriciem Ruą i w związku z tym może wskoczyć w jego miejsce.
Kursy bukmacherskie od razu wskazywały na Jonesa jako faworyta (stawki wynosiły 2-1). Zasadność takich przewidywań była widoczna już od samego początku walki, kiedy to młodszy z zawodników trafił starszego latającym kolanem w pierwszych sekundach boju. Podopieczny Grega Jacksona nie odpuścił i szybko rzucił mistrzem o ziemię, następnie atakował ciosami, łokciami w głowę, a swoją głową uderzał w korpus rywala. Gdy „Szogunowi” w końcu udało się wstać, zawodnik z Rochester przygwoździł Brazylijczyka do siatki, zachwiał nim i ponownie rzucił na matę tuż przed gongiem.
Druga runda nie okazała się zbawienna dla Ruy. Jones wystrzelił obrotowym łokciem, później ponownie ruszył z gradem uderzeń, kopnięć, łokci i kolan, a ostatecznie wyłapał niskie kopnięcie zdobywcy Grand Prix Pride i obalił go. Zakrwawiony i opuchnięty na twarzy reprezentant Chute Box doczołgał się do narożnika, gdzie jednak nie znalazł odpowiedzi na to, jak mógłby wyjść z trudnego położenia. W trzeciej rundzie było jeszcze gorzej. Jones kontrolował mistrza na ziemi, trafiał potężnymi ciosami i niemal nie skończył walki w gardzie rywala. „Szogun” jakimś cudem ponownie wstał, ale tylko po to, aby przyjąć kopnięcie w wątrobę i kolano, które zakończyły walkę.
Jones w bardzo dobitny sposób zaznaczył swoją pozycję jako nowy posiadacz pasa w kategorii półciężkiej, a jego pierwsze starcie mistrzowskie było tylko zapowiedzią długich i brutalnych rządów.
4. Anderson Silva vs. Rich Franklin
UFC 64: Unstoppable | UFC 77: Hostile Territory
14.10.2006, Las Vegas Nevada, USA | 20.10.2007, Cincinnati, Ohio, USA
Anderson Silva – w przyszłość wielki zawodnik – rozpoczął karierę w UFC jako względnie nieznany Brazylijczyk z dobrym bilansem walk i ciekawym zestawem umiejętności. Sposób, w jaki „Pająk” zmiażdżył Chrisa Lebena w debiucie dla największej organizacji na świecie, pozwolił mu stanąć do natychmiastowego starcia o pas kategorii średniej. Rich Franklin wchodził jako faworyt do pierwszego boju z Silvą (kurs 2-1) i, szczerze mówiąc, przez pierwsze 90 sekund prezentował się bardzo dobrze.
Mistrz trafił kilkoma mocnymi niskimi kopnięciami i ciosami prostymi, ale wszystko zmieniło się, gdy Anderson złapał tajski klincz. Kolano za kolanem – w sumie 17! – lądowało na korpusie Franklina i zmieniło jego kolor tak, że zaczął przypominać dojrzały pomidor, nim „Ace” opuścił ręce, aby bronić się przed kolejnymi ciosami. Wtedy Brazylijczyk zmienił cel i zaczął atakować twarz przeciwnika. Kilka wysokich kopnięć i kolan później było już po walce. Franklin wyglądał, jakby nie miał pojęcia, co się właśnie wydarzyło, a Silva w pięknym stylu rozpoczął długoletnie rządy.
Rok później, obaj byli po dwóch wygranych – „Ace” z Jasonem MacDonaldem i Yushinem Okamim, natomiast „Pająk” z Travisem Lutterem i Nate’em Marquardtem. Tym razem karty się odwróciły i to na Brazylijczyka stawiano 2 do 1. Raz jeszcze okazało się, że kursy są zupełnie nietrafione. Przez pierwsze trzy i pół minuty Franklin radził sobie całkiem dobrze. Co prawda przyjął kilka kolan, ale udało mu się zerwać klincz, do którego zaprosił go Silva. Dodatkowo uderzył parę razy mistrza w twarz i zdołał sprowadzić go na ziemię. Kiedy na zegarze pozostało 100 sekund do końca rundy, wszystko wróciło na swoje miejsce. Reprezentant Team Nogueira zepchnął ofensywą Amerykanina pod klatkę, a tam wycelował potężne kolano w splot słoneczny pretendenta. Podczas gdy Franklin starał się odgryźć kąśliwym lewym, Anderson zakończył rundę latającym kolanem, ciosami w tajskim klinczu i prawym, który posłał byłego czempiona na deski. Po gongu trener Richa, Matt Hume, musiał odprowadzić zamroczonego podopiecznego do narożnika.
W jakiś bliżej nieokreślony sposób nauczyciel matematyki z Ohio doszedł do siebie między rundami i wyszedł do drugiej odsłony. Tam radził sobie dobrze przez pierwsze pięćdziesiąt sekund, lecz wtedy Silva ponownie złapał przeciwnika w klincz i wszyscy zdali sobie sprawę, że to już koniec. Czyste kolano na głowę podłączyło Franklina, a nawałnica kopnięć i kolejnych uderzeń kolanami doprowadziła do przerwania walki.
3. Wanderlei Silva vs. Kazushi Sakuraba
Pride 13: Collision Course | Pride 17: Championship Chaos | Pride FC: Total Elimination 2003
25.03.2001, Saitama, Japonia | 3.11.2001, Tokio, Japonia | 10.08.2003, Saitama, Japonia
https://www.youtube.com/watch?v=GfRDE_asnMo
Dwie legendy Pride FC, Kazushi Sakuraba i Wanderlei Silva, spotkały się trzykrotnie podczas ich karier w legendarnej japońskiej organizacji, a każda kolejna walka kończyła się w gorszy sposób dla tego pierwszego. Wspaniałe w tych pojedynkach było to, jak bardzo kolejny bój różnił się od poprzedniego, tylko jeden aspekt pozostawał ten sam – mieszkaniec Kraju Kwitnącej Wiśni opuszczał ring zakrwawiony, obity i przegrany.
Panowie spotkali się po raz pierwszy na Pride 13, a z jakiś dziwnych i trudno wytłumaczalnych powodów Tito Ortiz przywitał w ringu Sakurabę bukietem kwiatów i całusem w policzek. Samo starcie było krótkie, słodkie i brutalne. Gdy sędzia rozpoczął pojedynek Silva wleciał w Japończyka z ciosami, ten odpowiedział prawym, który zamroczył „Axe Murdera”, lecz Brazylijczyk szybko się pozbierał i kolanami spowodował upadek rywala. Kiedy „Gracie Hunter” był na ziemi, Wand zrobił użytek z dozwolonych kolan w parterze oraz soccer kicków i miażdżył głowę Sakuraby, nim sędzia nie przerwał walki.
Drugi pojedynek pomiędzy tą dwójką miał miejsce na Pride 17. Tym razem Tita Ortiza nie było nawet na hali, a walka była bardziej wyrównana. Zawodnik z Katagami wyłapał pierwsze niskie kopnięcie oponenta i przeniósł walkę na ziemię, gdzie spędził trochę czasu w gardzie Brazylijczyka, nim lider Chute Box był w stanie wrócić do stójki. Po trzech minutach fighter z Kurytyby zaatakował pierwszą lawiną uderzeń i kolan przy linach, co zmusiło Japończyka do szukania sprowadzenia za jedną nogę. Po przyjęciu kolejnych ciosów i chwili walki o pozycję, Sakurabie udało się znaleźć na Silvie, nim panowie ponownie znaleźli się na nogach. Tam Wanderlei rzucił po pewnej chwili rywalem o matę. Reprezentant Laughter7 przetrwał do końca rundy (w Pride pierwsza runda trwała 10 minut), ale w przerwie okazało się, że spotkanie z podłożem spowodowało złamanie obojczyka u Kazushiego i pojedynek musiał zostać przerwany.
Do ostatniego boju pomiędzy legendami doszło na Pride FC: Total Elimination 2003 – dwa lata po ich pierwszej walce. W tamtym momencie Sakuraba był w połowie kariery, natomiast Silva w połowie znakomitej serii bez porażki w białym ringu. Za każdym razem, gdy Japończyk starał się zbliżyć i wyprowadzić ofensywę, Brazylijczyk witał go gradem sierpów, łapał tajski klincz i zasypywał kolanami. Mimo że starszy z zawodników trafiał ciosami – zwłaszcza gdy „Axe Murder” podnosił się po obronionej próbie obalenia – Silva nie dawał się sprowadzać i lepiej wychodził z każdej wymiany. Ostatecznie, „Gracie Hunter” wyprowadził niskie kopnięcie, które zostało wyłapane przez oponenta i skarcone kombinacją dwóch kąśliwych ciosów. Po otrzymaniu uderzeń zawodnik z Kraju Kwitnącej Wiśni upadł nieprzytomny na matę.
Każde z tych trzech starć było brutalne na swój sposób, a wszystkie razem wzięte przyczyniły się do przedstawiania Wanderleia Silvy jako przerażającego wojownika.
2. Ihor Wowczanczyn vs. Enson Inoue
Pride 10: Return of the Warriors
27.08.2000, Tokorozawa, Japonia
http://v.youku.com/v_show/id_XNDc0OTc2NTI0.html
Ihor Wowczanczyn był jedynym z tych zawodników, których styl zwykło się nazywać „sprawl-and-brawl”, czyli ‘obroń obalenie i wdaj się w bijatykę’. „Ice Cold” był utalentowanym kickbokserem z niewyobrażalną siłą, doskonałym instynktem zabójcy i zaskakująco zręczną techniką. Inoue przed walką z Ukraińcem przegrał z Markiem Kerrem przez niejednogłośną decyzję, a przed występami dla japońskiego giganta wygrał między innymi z Randym Couture’em na Vale Tudo Japan 1998.
Obaj zawodnicy nie zamierzali kalkulować podczas Pride 10: Return of the Warriors, ale to Wowczanczyn trafiał częściej. Po szaleńczej wymianie ciosów i chwytów fighter z Charkowa znalazł się na górze i rozpoczął miażdżenie rywala. „Ice Cold” trafił prawie 150 ciosami w przeciągu dziesięciu minut – w większości uderzenia wyprowadzane były z gardy czarnego pasa brazylijskiego jiu-jitsu. To był niezatrzymany strumień potężnych, dewastujących ciosów, a próby poddań , którymi z pleców atakował Inoue, nie miały prawa się udać.
Kiedy pierwsza runda dobiegła końca po dziesięciu minutach Japończyk nie był w stanie stać na nogach, a nawet siedzieć na stołku w narożniku. Mimo sprzeciwów „Yamato Damashi”, doktor, sędzia i sekundanci zawodnika postanowili poddać starcie. Tak zakończył się jedne z najbardziej jednostronnych pojedynków w historii mieszanych sztuk walki.
1. Cain Velasquez vs. Junior dos Santos
UFC 155: Dos Santos vs. Velasquez 2 | UFC 166: Velasquez vs. dos Santos 3
29.12.2012, Las Vegas, Nevada, USA | 19.10.2013, Houston, Teksas, USA
Cain Velasquez zabrał tytuł wagi ciężkiej Ultimate Fighting Championship Brockowi Lesnarowi po dewastacji, którą zafundował mu na UFC 121 w październiku 2010 roku. Młody, niesłychanie utalentowany, obdarzony niewytłumaczalną kondycją i od dawna oczekiwany przez latynoską publiczność – Velasquez miał wszystkie papiery, by stać się nową, dużą gwiazdą MMA. Kontuzja barku wyłączyła reprezentanta AKA ze startów na ponad rok, ale już pierwsze starcie w obronie pasa dawała mu olbrzymią szansę na zaistnienie w świadomości wszystkich fanów. Ówcześnie 28-latek stanął naprzeciw mocno bijącego Brazylijczyka, Juniora dos Santosa, w walce wieczoru gali, która była debiutem UFC w telewizji Fox. Jeden overhand później wszystkie plany spaliły na panewce.
W maju 2012 roku Velasquez dosłownie zniszczył Antonia Silvę i otrzymał szansę odebrania straconego pasa. Do rewanżu doszło podczas UFC 155. Dos Santos był faworytem, lecz pojedynek szybko odwrócił się w niesłychanie jednostronny pokaz umiejętności Amerykanina z meksykańskimi korzeniami. Pretendent spychał mistrza do klatki, a tam rozbijał ciosami w klinczu, następnie rzucał nim o ziemię, przy czym nie zapominał o nieustannym uderzaniu Brazylijczyka, którego twarz szybko zmieniła się w groteskowo opuchniętą maskę. Zawodnik z Salinas zwyciężył przez jednogłośną decyzję, a nawet zdobył trzy punktacje 10-8 za pierwszą i drugą rundę, co niezbyt często zdarza się na amerykańskich galach.
Tym razem to Dos Santos musiał udowodnić, że należy mu się kolejna szansa. „Cigano” dokonał tego podczas UFC 160, kiedy to znokautował Marka Hunta i dał znak gotowości do starcia z mistrzem. Choć tym razem Brazylijczyk lepiej potrafił unikać sprowadzeń, nie miał żadnej odpowiedzi na nieustanną presję Velasqueza i wyczerpującą walkę w klinczu. Ponadto, ponownie twarz podopiecznego braci Nogueira szybko zamieniła się w bezkształtną, zakrwawioną i spuchniętą masę. Tym razem starcie nie dotrwało już do decyzji. Na dwie minuty przed końcem Junior desperacko próbował uciec spod klatki i uderzył głową o ziemię, co spowodowało nokaut.
Velasquez i dos Santos są bez wątpienia dwoma najlepszymi ciężkimi na świecie i nikt nie zbliża się nawet do ich poziomu. Dowodem na to, o ile lepszy od Brazylijczyka jest Amerykanin, są dwie walki z 2012 i 2013 roku, w których aktualny mistrz zupełnie zdominował byłego.
Inne pojedynki, które warto wspomnieć:
Cain Velasquez vs. Ben Rothwell (UFC 104), Brock Lesnar vs. Frank Mir (UFC 100), Georges St. Pierre vs. Jon Fitch (UFC 87), Rich Franklin vs. David Loiseau (UFC 58), B.J. Penn vs. Joe Stevenson (UFC 80), B.J. Penn vs. Diego Sanchez (UFC 107), Cristiane Justino vs. Gina Carano (Strikeforce “Carano vs. Cyborg”), Glover Texeira vs. Fabio Maldonado (UFC 153), Fiodor Jemieljanienko vs. Mark Coleman (Pride 32), Fiodor Jemieljanienko vs. Heath Herring (Pride 23), Chabib Nurmagomiedow vs. Abel Trujillo (UFC 160).
Nie ma Tymoteusza Świątka.
Lesnar z Cainem też było lanie. Brakuje mi walki Saku z Aroną, gdzie ten pierwszy miał kompletnie przemodelowaną twarz. Walka Igora z Inoue też kokret bitka była.
R. Arona vs Sakuraba
Lesnar vs Carwin
Świątek vs Brazol
Bardzo fajny artykuł ! Proponuję następnym razem wziąść się za dzięsięć największych lań w historii polskiego mma.
Mir tez zebral niezle becki od Carwina.
To artykuł z Sherdoga, więc jak można się tu było spodziewać Omena?
gdzie część pierwsza tego artykułu?
TUTAJ
Dla mnie Arona zawsze byl jebanym sadysta , a to co zrobil z Saku nigdy nie zapomne , tez mi brakuje tego pojedynku w tym zestawieniu.
Brakuje mi tu lania jakie Manuwa ma od Błachowicza. No ale czego wymagać od trzeciorzędnego portalu o MMA prowadzone przez amatorów.
Pierwsze miejsce zasłużone , 3 starcie Caina z Juniorem zrobiło siekę z twarzy Dos Santosa.
Mi brakuje starcia Melendez vs Sanchez UFC 166:)
i Antonio Silvy z Huntem:)
Że też nie ma w zestawieniu naszej Joasi, która przez całą walkę okładała Esparzę a tamta nie była w stanie odpowiedzieć.