Fot: Esther Lin / MMAFighting

Weekend z największą organizacją MMA na świecie już za nami. UFC w ciągu dwóch dni zaoferowało fanom 22 walki, jednak tylko kilka z nich przyciągnęło spore zainteresowanie. Niesłusznie, bo naprawdę było na czym zawiesić oko.

W nocy z piątku na sobotę odbyła się finałowa edycja 25. już edycji The Ultimate Fightera. W boju otwierającym galę japońska nadzieja Teruto Ishihara kolejny raz zawiódł. „Yashabo” jest materiałem na gwiazdę – wyróżnia się ekscentrycznym stylem bycia i wielkim zamiłowaniem do kobiet, ale bez zwycięstw na koncie może szybko odejść w zapomnienie. Teraz ma dwie przegrane z rzędu i wisi nad nim widmo zwolnienia z UFC. Niedobrze, oj niedobrze – wszak „dupeczki” kochają zwycięzców.

Chwilę później Tecia Torres pokonała byłą rywalkę Jędrzejczyk, Julianę Limę, przez co zbliżyła się do walki z Polką, ale będzie potrzebowała jeszcze co najmniej jednego zwycięstwa, by tego zaszczytu dostąpić. Naturalne wydaje się w tym momencie zestawienie rewanżu z Felice Herrig, która wygrała – co może niektórych zaskoczyć – aż trzy ostatnie walki.

W kolejnej walce C.B. Dollaway dzięki pokonaniu Eda Hermana uratował się od wyrzucenia z UFC. Warto odnotować, że „The Doberman” przegrał wcześniej trzy pojedynki z rzędu – to ważna informacja w kontekście przyszłości Daniela Omielańczuka, nad którego losem pochylimy się później. Dolloway w kolejnym boju może skrzyżować rękawice np. z Trevorem Smithem.

Fot: Esther Lin / MMAFighting

Na gali TUF 25 Finale został również wykolejony kolejny „hype train”. Anglicy wiązali spore nadzieje z efektownie walczącym Marcem Diakiese, tymczasem ten nie poradził sobie z niemal nikomu nie znanym Drakkarem Klose. Przed 24-letnim „Bonecrusherem” jeszcze sporo pracy, ale wierzę, że jeszcze będą z niego ludzie i zajdzie daleko. Teraz musi zrobić krok wstecz i znowu zawalczyć z kimś pokroju Łukasza Sajewskiego czy Frankiego Pereza. Niech to będzie zwycięzca boju Chris Gruetzemacher kontra Martin Bravo.

Warto odnotować także zwycięstwo dobrze znanego fanom KSW Jessego Taylora. Nie wróżę mu wielkiej przyszłości, ale przez chwilę może się utrzymać w organizacji – o ile nie będzie dostawał rywali z dobrymi defensywnymi zapasami, bo wtedy nie będzie miał zbyt wiele do zaoferowania. W następnej walce może się zmierzyć z Magomedem Mustafaevem.

Fot: Esther Lin / MMAFighting

No i nadeszła pora na najważniejszą walkę, czyli niesamowity debiut Justina Gaethje. „Kamikaze”, jak go nazywają niektórzy, przetrwał mocne ciosy Michaela Johnsona i skończył rywala pod koniec drugiej rundy. To starcie jest bez wątpienia solidnym kandydatem do walki roku. Co do przyszłości Gaethjego, nie miałbym nic przeciwko proponowanej przez niego potyczki z Tonym Fergusonem o tymczasowy pas mistrza wagi lekkiej. Nie chcę ponownie czekać na bój tego drugiego z Khabibem Nurmagomedovem, bo „pan tiramisu” może znowu wypaść z zestawienia. W przeciwieństwie do Justina, który do walki wyszedłby z jedną nogą i ręką. Czy Gaethje jest materiałem na mistrza? Bardzo bym tego chciał, ale jego dziurawa garda zabija hurraoptymizm.

***

Po finałowej gali 25. edycji TUF-a nie opadł jeszcze kurz, a o kolejnym wydarzeniu spod szyldu UFC zrobiło się głośno. Na kilka godzin przed UFC 213 gruchnęła informacja o odwołaniu walki wieczoru z powodu choroby Amandy Nunes. Gotowość do wejścia w zastępstwo wyraziła nasza chluba Joanna Jędrzejczyk, ale każdy, kto chociaż trochę zna ten biznes, wiedział, że to tylko PR-owa zagrywka. Nową walką wieczoru szybko ustanowiono zestawienie Yoela Romero z Robertem Whittakerem. Na dobra sprawę, dla kibiców to starcie i tak było najważniejszym na karcie walk.

Fot: Esther Lin / MMAFighting

Zacznijmy jednak od tych mniej ważnych rankingowo pojedynków. Travis Browne nie potrafił znaleźć drogi do zwycięstwa z Alexeiem Oleinikiem i odniósł czwartą porażkę z rzędu. Szef UFC Dana White wysyła „Hapę” na emeryturę. Słusznie – szkoda zdrowia tego pana. Możemy tylko gdybać, jak bardzo Edmond Tarverdyan „zepsuł” jego karierę. Ciekawią mnie za to dalsze losy 40 – letniego Rosjanina. Oleinik ma w UFC cztery zwycięstwa i tylko jedną porażkę (z Omielańczukiem!), dlatego najpewniej niedługo pojawi się w pierwszej dziesiątce oficjalnego rankingu Ultimate Fighting Championship. A niech zawalczy z Derickiem Lewisem – intrygująca opcja.

Na UFC 213 na zwycięski szlak powrócił Anthony Pettis. Wypunktowanie Jima Millera to całkiem niezły wyczyn, ale ciężko oprzeć się wrażeniu, że gwiazda „Showtime’a” nie będzie już nigdy błyszczeć jak kiedyś. Obym się mylił, bo kiedyś do walk Pettisa odliczało się dni i godziny. Anthony powinien teraz zmierzyć się z kimś mocnym, ale nie ze ścisłej czołówki. Mike Chiesa pasuje jak ulał.

Fot: Esther Lin / MMAFighting

No i nadeszła pora na naszego Daniela. Jeden z najlepszych polskich ciężkich jest teraz w trudnej sytuacji. Przegrał trzy ostatnie walki, dlatego ewentualne zwolnienie z UFC raczej nikogo nie zdziwi. Ale! Nie bez powodu wspomniałem wcześniej o C.B. Dollaway’u, który był w podobnej sytuacji, a i tak dostał jeszcze jedną szansę od Dany White’a i spółki. Zresztą, nie musimy szukać daleko – Marcin Held również przegrał trzy walki z rzędu, a zawalczy na UFC w Gdańsku. Właśnie gala w Polsce stanowi „czynnik X” pozwalający z odrobiną optymizmu patrzeć na przyszłość Omielańczuka. Trzymajmy kciuki za pomyślne negocjacje. Jeśli się uda, to nie miałbym nic przeciwko zestawieniu, które zaproponowano na Twitterze:

https://twitter.com/ufcrumors/status/883990892251664384

Kolejni ciężcy, Alistair Overeem i Fabricio Werdum, nie skradli w niedzielę serc kibiców. Obaj zawiedli szefa UFC, który twierdzi, że żaden z nich po tak przeciętnym boju nie zasłużył na walkę o pas mistrza wagi ciężkiej. Osobiście punktowałem remis w tej walce – dwie pierwsze rundy punktacją 10-9 dla „Reema”, trzecia 10-8 na korzyść Brazylijczyka.

W ten sposób dotarliśmy do najważniejszej walki weekendu, czyli potyczki o tymczasowy pas mistrza wagi średniej między Yoelem Romero z Robertem Whittakerem. Nie ukrywam, że kibicowałem w tej walce Kubańczykowi, bo bardzo chciałem zobaczyć jego starcie z Michaelem Bispingiem. Być może takie starcie przyniesie przyszłość, zwłaszcza, że panowie nie ukrywają wzajemnej niechęci i mają sobie coś do wyjaśnienia.

Whittaker jest dla mnie wyraźnym faworytem w boju z Bispingiem. Jeśli Anglik przegra i nie przejdzie od razu na zapowiadaną emeryturę, droga do starcia z Romero będzie otwarta. Yoel w tym czasie może się zmierzyć z Luke’em Rockholdem, ale mam wrażenie, że ten ostatni zrobi wszystko, by do tego zestawienia nie dopuścić.

Mariusz Hewelt

4 KOMENTARZE

  1. Rockhold vs Romero tylko za jakiś czas jak eliminator. Niech Luke najpierw coś wygra z kimś. Już jeden pretendent odpada czyli Mousasi. Romero vs Gastelum niezależnie czy gruby wygra czy nie a dla Rockholda hmmmm no właśnie kto. Może Brunson ?

  2. "Proste. Rewanż z "Jacare" Souzą" Souza dochodzi do siebie po kontuzji chociaż o Rockholdzie ani widu ani słuchu więc kto wie , jednak po porażce z Robertem Jacare raczej nie podejmie pojedynku z Lukiem.

  3. Niby dlaczego Luke mialby nie chciec walki z Romero bylby duzym faworytem wyzwal przeciez wczesniej Whittakera i Gegarda ale ten wolal isc do Bellatora zamiast zawalczyc z Lukiem

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.