W lutym 2022 roku minęło dziesięć lat od debiutu Mateusza Gamrota w zawodowym MMA. W tym czasie Polak zdobył dwa mistrzowskie pasy w KSW, stoczył 24 pojedynki i jest w drodze na szczyt największej organizacji MMA na świecie. Droga ta nie jest jednak obrana przypadkowo. Bycie najlepszym jest konsekwentnie realizowanym celem, który „Gamer” wyznaczył sobie dawno temu.
Do pierwszej walki Mateusza Gamrota w zawodowym MMA doszło 4 lutego 2012 roku. Podczas gali Night of Champions 3, która odbyła się w Poznaniu, „Gamer” wygrał przez techniczny nokaut z Arbim Shamaevem. Zanim doszło do debiutu w MMA Mateusz wiele lat trenował zapasy, więc nie obawiał się spróbowania swoich sił w nowej dyscyplinie. Wspominając tamte chwili mówił mi w jednej z rozmów dla MMA Rocks:
Nie obawiałem się wejścia do MMA. Wiele lat trenowałem zapasy, byłem więc obyty ze startami i walkami. Zdarzyły mi się też w przeszłości jakieś pojedynki poza matą, gdy bywałem zaczepiany na ulicy. Co jednak najważniejsze, w Poznaniu trafiłem pod bardzo dobre skrzydła, do Andrzeja Kościelskiego i Ankosu. Od razu poznałem też Borysa Mańkowskiego i razem trenowaliśmy. Byłem rzucony na głęboką wodę, ale czułem, że radzę sobie w niej dobrze i nie miałem oporów przed przejściem do MMA.
Mateusz jeszcze w tym samym roku stoczył kolejne dwa pojedynki. Zaczął iść jak burza przez zawodowe klatki i już wtedy widać w nim było wielkie ambicje i chęci.
Mnie wygrane walki napędzają. Jak wygram walkę, chcę mi się jeszcze mocniej trenować, mam większą motywację.
Decyzja o zostawieniu za sobą zapasów i przejściu do MMA nie była jednak związana tylko z ambicjami sportowymi, ale również z kwestiami materialnymi, o czym Mateusz powiedział mi w rozmowie dla „FightExpert Magazine”.
Gdy byłem młodszy, wszyscy widzieliśmy jak bardzo ta dyscyplina się rozwija i czuliśmy, że to jest przyszłość sportów walki. Patrząc również z perspektywy finansowej była to ciekawa droga. Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że np. w sportach olimpijskich nie ma możliwości godnego zarabiania. No chyba, że dostaniesz się na igrzyska i zrobisz dobry wynik. Cała reszta kadry niestety nie jest doceniana, a 500 zł stypendium ze związku nie jest zbyt pomocne. Każdy z nas miał i marzenia, i aspiracje, chcieliśmy być najlepsi, chcieliśmy wygrywać. Jednak z czasem każdemu też oczy się otwierały, a trzeba było myśleć również o przyszłości. To właśnie w MMA była przyszłość i to nie tylko zaspokajająca aspiracje i marzenia sportowe, ale również finansowe. Gdy wyjechałem z Milicza nie miałem możliwości trenowania dalej zapasów. Taki widać jest los. Bóg chciał żebym zaczął robić coś innego. Uważam, że wszystko jest gdzieś z góry zapisane i widać MMA było mi pisane.
Początki nie były jednak łatwe pod względem finansowym, ale Mateusz szybko doszedł do momentu, w którym mógł w całości skupić się na treningach.
W sumie od samego początku, gdy przeprowadziłem się do Poznania, skupiłem się na szkole i treningach. Na początku było ciężko i krucho z pieniędzmi. Dużo wtedy pomagała mi moja rodzina, moja mama wspierała mnie jak tylko mogła. Nie było jednak kolorowo. Za pierwszą walkę zawodową nieco zarobiłem. Dzięki zaufaniu trenera otrzymałem również stypendium. I tak od grosza do grosza jakoś funkcjonowałem. Większe pieniądze pojawiły się jednak wraz z pierwszą walką w KSW. Wtedy mogłem już coś sobie odłożyć. Nie musiałem więcej brać od mojej mamy i stanąłem całkowicie na własnych nogach. Z walki na walkę wszystko się jeszcze bardziej stabilizowało.
Po wejściu do KSW Mateusz dalej brnął przez kolejne walki jak prawdziwy walec. Wydawało się, że nikt nie może go zatrzymać, a pas mistrzowski szybko zawiśnie na jego biodrach. Ostatecznie w roku 2016 doszło do upragnionego boju o tytuł. Mateusz zmierzył się z Mansourem Barnaouim i zdobył tytuł wagi lekkiej. Dwa lata później „Gamer” sięgnął po kolejny tytuł. Na gali KSW 46 starł się z Kleberem Koike Erbstem i zdobył trofeum wagi piórkowej. Tym samym Mateusz został pierwszym podwójnym czempionem polskiej organizacji.
Przy okazji kolejnych sportowych sukcesów Mateusza Gamrota coraz częściej zaczęły pojawiać się pytania o jego przyszłość w Polsce i o to, czy nie czas na pójście dalej. Mateusz nie krył swoich ambicji związanych z UFC. Mówił już o tym jeszcze przed walką o pierwszy pas KSW.
Ja nigdy tego nie ukrywałem, że moim głównym celem jest dostanie się do UFC. Tam chciałbym walczyć. Jednak zapasy ciągle we mnie siedzą i młodzieńcze marzenia o startach olimpijskich również. Teraz walcząc w MMA chciałbym sprawdzić się w UFC, ponieważ dla mnie jest to porównywalne ze startami na olimpiadzie. Jest to najlepsza liga, walczą tam najlepsi zawodnicy na świecie. Tam chciałbym pokazać co potrafię i udowodnić swoją wartość.
„Gamer” miał też już wówczas ułożony w głowie konkretny plan związany z zarobkami w UFC. Zdawał sobie sprawę z tego, że odchodząc z KSW jego dochody mogą zmaleć, ale widział to w następujący sposób:
Patrząc na wypłaty z UFC trzeba pamiętać, że za pierwszą walkę dostaje się około 10 tys. dolarów, plus drugie tyle za zwycięstwo. Mamy zatem jakiś 80 tysięcy złotych za starcie. Trzeba oczywiście odliczyć podatki, ale nawet wtedy to nie są wcale złe pieniądze. Natomiast w UFC są też bardzo dobre bonusy. A ja sobie tak właśnie to wizualizuję, że nie tylko walczę tam i wygrywam, ale również wygrywam w pięknym stylu i zdobywam bonusy za walki. Mamy zatem 20 tys. dolarów za walkę i 50 tys. bonus.
Mateusz zrealizował ten plan prawie w stu procentach. „Gamer” zadebiutował w UFC w roku 2020. Do dziś stoczył tam pięć walk i cztery z nich wygrał. Co ważne, za cztery został też nagrodzony bonusami, każdym w wysokości 50 tysięcy dolarów. Po ostatnim zwycięstwie Polak przedłużył swoją współpracę z UFC i podpisał kontrakt na kolejne pojedynki.
Niedawno w rozmowie z Arturem Mazurem dla serwisu WP SportoweFakty, Mateusz powiedział, jak dziś zapatruje się na decyzję, którą podjął kilka lat temu.
Nagle zdajesz sobie sprawę, że marzenia się spełniają. Podjąłem ryzyko, odszedłem z KSW, nie wiedziałem, co mnie czeka. Nie można było wykluczyć, że przegram parę walk i gdzieś tu wrócę. Nagle wychodzę, wygrywam, jestem w TOP 10 i przy tym zarabiam kolosalne pieniądze. To mnie cieszy i nie mam zamiaru tego ukrywać. Jestem szczerym, prostym chłopakiem ze wsi, który wyjechał do Poznania i realizuje swoje marzenia.
Wejście do UFC wiązało się dla Mateusz nie tylko z możliwością rywalizacji o najwyższe cele i walk z najlepszymi, ale wiązało się również z poważnym ryzykiem weryfikacji swoich umiejętności. W debiucie dla amerykańskiej marki Polak zderzył się w oktagonie z Guramem Kutateladze i po ciężkim, wyrównanym boju, przegrał starcie na punkty. Była to pierwsza porażka Mateusza w zawodowym MMA i niemiły początek przygody z UFC. Co jednak ważne, starcie okazało się tak efektowne, że zostało wybrane najlepszym pojedynkiem gali, a Mateusz nie załamał rąk, tylko wyciągnął wnioski i w pewnym sensie zrzucił z barków ciężar bycia niepokonanym.
Niegdyś Mikołaj Koterski, psycholog sportowy współpracujący z zawodnikami sportów walki, w tym z Mateuszem, przedstawił w rozmowie ze mną, co jest kluczowe w wyciąganiu wniosków z przegranych.
W porażce ważne są korzyści płynące z analizy przyczyn. Wszyscy o tym wiedzą, tym bardziej świadomi są tego zawodnicy i trenerzy, którzy traktują przegraną jako kolejne doświadczenie, wyciągają wnioski i wdrażają je w życie. Ludzi odróżnia sposób wnioskowania z doświadczeń. A rzecz przecież przede wszystkim w tym, żeby wnioski były rozwojowe, żeby dzięki nim uzyskać zmianę.
Wracając do zachowania zawodników po walce, myślę, że nawet mając świadomość, że w niepowodzeniu jest wartość, trudno jest czasem przyjąć i pogodzić się z tym, że jest inaczej, niż byśmy chcieli. Najlepszych zawodników charakteryzuje postawa oparta na przekonaniu, że niezależnie od tego, co mówi się bezpośrednio po walce, trzeba wrócić do sali treningowej i przygotować się do kolejnego pojedynku.
I tak też zrobił Mateusz, który zaraz po walce był zdania, że wygrał ją na punkty. Niezależnie jednak od tego jak postrzegał tamten werdykt, przyznał, że starcie i wynik walki z Kutateladze były dla niego jedynie jeszcze większym motywatorem do dalszego rozwoju i dodały mu jeszcze więcej ognia i determinacji do tego, aby dalej piąć się na szczyt.
Mocna psychika Mateusza Gamrota, mentalne nastawienie do rywalizacji i osiągania kolejnych celów były wielokrotnie przywoływane przez innych zawodników, którzy mają okazję z nim trenować. O tym, że Mateusz zostanie w przyszłości mistrzem UFC mówią nie tylko jego koledzy z maty klubu Czerwony Smok w Poznaniu, ale także największe gwiazdy światowego MMA, które trenują z nim na Florydzie w klubie American Top Team.
„Gamer” rozwija się też medialnie. Szlifuje swój angielski, bo zdaje sobie sprawę z tego, jak ważna jest to umiejętność, szczególnie, gdy walczy się dla UFC. Niedawno w rozmowie dla serwisu MMANews.com Mateusz przedstawił swoje spojrzenie na tę sprawę.
Wiem, że jeśli chodzi o mój angielski, to jeszcze długa droga przede mną. W Polsce biorę lekcje angielskiego. Gdy jestem na Florydzie, dwa raz w tygodniu ma też lekcje przez internet. Czasami wychodzi mi to lepiej, a czasami gorzej. Zdaję sobie jednak sprawę, że to dla mnie bardzo ważne, jeśli chcę być najlepszy na świecie. Chcę móc wygadywać różne rzeczy w trakcie wywiadów i na konferencjach. Wiem, że to jest ważne, więc muszę rozwijać swój angielski.
Podobnie jest w przypadku fanów Gamrota, których liczba ciągle rośnie i z którymi Mateusz stara się na bieżąco komunikować. Były mistrz KSW jest aktywny na Instagramie, Facebooku i Twitterze. Na Instagramie jego poczynania śledzi blisko 330 tysięcy osób, na Facebooku nieco ponad 300 tysięcy, a na Twitterze ponad 33 tysiące. Łącznie liczba fanów na tych trzech platformach zbliża się już do 700 tysięcy. Co ciekawe, Mateusz zyskuje nowych fanów w bardzo szybkim tempie. Odchodząc z KSW pod koniec roku 2020 mógł liczyć na wsparcie nieco ponad 300 tysięcy fanów, którzy łącznie obserwowali go na trzech wcześniej wymienionych platformach. Po wejściu do UFC i stoczeniu czterech pojedynków Mateusz podwoił liczbę fanów.
Widać, że „Gamer” podchodzi do swojej kariery wielopłaszczyznowo i profesjonalnie, dostrzegając wszystkie zawiłości bycia zawodowym sportowcem, a już w najbliższy weekend spróbuje wykonać kolejny krok na drodze do celu jakim jest mistrzowski tytuł UFC. Mateusz podczas gali UFC 280 zmierzy się z Beneilem Dariushem i powalczy o to, aby zbliżyć się do pierwszej piątki rankingu najlepszych zawodników wagi lekkiej na świecie. Czy i kiedy uda mu się podbić tę kategorię wagową w UFC? Przekonamy się zapewne całkiem niedługo.
20 komentarzy (poniżej pierwsze 30)
...wczytuję komentarze...
Maximum FC Bantamweight
Maximum FC Featherweight
WSOF Featherweight
UFC Middleweight
UFC Light Heavyweight
EFC Africa Middleweight
Legacy FC Welterweight
UFC Welterweight
EFC Africa Middleweight
UFC Heavyweight
Maximum FC Featherweight
EFC Africa Featherweight
Maximum FC Welterweight
UFC Middleweight
Oplot Challenge Heavyweight
EFC Africa Middleweight
UFC Heavyweight
KSW Lightweight
UFC Middleweight
Legacy FC Middleweight
Dołącz do dyskusji na forum <a href="https://cohones.mmarocks.pl/threads/63941/">Cohones →</a> lub komentuj na <a href="#respond">MMARocks.pl →</a>