Cole Smith (7-0-0) jest byłym mistrzem BFC w kategorii koguciej. W UFC miał debiut podczas gali w Ottawie, gdzie wygrał z Mitchem Gagnonem (12-5-0) po pełnym dystansie. Zaraz po walce Smith udzielił wywiadu, w którym dosyć jasno dał do zrozumienia, że zarobki w MMA nie są adekwatne do włożonej pracy. Sam zawodnik jednak cieszy się, że jest w UFC.
Ten sport ssie. Chcę zarabiać za ścinanie wagi i wszystkie inne gówniane rzeczy. Walczysz przez całe życie o zarobki.
To głupota, kiedy w NBA ktoś, kto siedzi na ławie dostaje $600 tys. a ja mogę mieć skopane dupsko za $10 tys.
Nie da się ukryć, że Kanadyjczyk ma sporo racji. Obecnie wielu zawodników ma drugą pracę poza oktagonem, gdyż nie mogą utrzymać się z samego MMA. W UFC do poprawy suchej pensji przyznaje się także bonusy po gali oraz pieniądze z tytułu umowy sponsorskiej Reeboka. Koniec końców Cole jest zadowolony z samej organizacji.
Miałem na myśli, że uprawiam ciężki sport. Moje pierwsze doświadczenie w UFC jest wspaniałe i mają tutaj świetny personel. Jestem dumny, że mogę występować pod ich banderą.
To branza rozrywkowa, zarabiasz tyle ilu ludzi chce cie ogladac.