justin_mccully_demaskacja

(Fot. Keith Mills/Sherdog.com)

Jak wszyscy zdążyli się już dowiedzieć, zamaskowanym towarzyszem Stephana Bonnara (MMA 15-8) w czasie konfrontacji z Titem Ortizem (MMA 17-11-1) na gali Bellator 123 był Justin McCully (MMA 11-5-2). Jak utrzymywał Bonnar, miał on być jednym z wielu, których Ortiz wykorzystał do rozwoju swej kariery.  Sam McCully jednak nie zdążył przemówić przed kamerami, gdyż w ruch poszły pięści, a przyszłych rywali trzeba było rozdzielić. Portal MMAFighting.com postanowił porozmawiać z nim na temat jego relacji z Ortizem, oraz przebiegu konfrontacji z ostatniej gali Bellatora.

Nie czerpaliśmy konkretnej inspiracji przygotowują się do tego. Zaproponowałem Bonnarowi, byśmy obaj wyszli z założonymi maskami. Jako alternatywę zaproponowałem, że tylko ja pojawię w masce, a w pewnej chwili on mi ją zdejmie ujawniając moją tożsamość. Ten pomysł bardzo mu się spodobał.

Udałem się więc na poszukiwania odpowiedniej maski w kilku różnych sklepach, a w jednym z nich zawędrowałem do sekcji z kostiumami na Halloween. Przejrzałem ich asortyment i zamiast jednej maski wybrałem aż dwie. Pokazałem mu je w czwartek na parkingu przed sklepem. Przypadły mu do gustu. Gdy je przymierzyłem, Stephan popatrzył z zadowoleniem i już wtedy wiedziałem, że wesprze całą sytuacje świetnymi atakami słownymi skierowanymi w stronę Tita.

McCully oraz Bonnar znają się ponad dekadę, gdy obaj byli związani z organizacją Jungle Fights, jeszcze w 2003 roku. Na pierwszej gali federacji Stephan walczył z Lyoto Machidą (MMA 21-5), którego partnerem treningowym był właśnie Justin. Obaj pobierali również nauki pod kierownictwem Carlsona Graciego.

Carlson był jednym z ojców chcrzestnych jiu jitsu, a swego czasu przewodził najlepszej szkole w Rio de Janeiro. W trakcie tych treningów zakolegowałem się z Stephanem.

Reakcja publiki na demaskację McCullyego była znikoma. Mało kto bowiem go kojarzył. Ostatnią walkę miał w 2011 roku. W UFC walczył po raz ostatni na gali z numerem 102, przegrywając z Mike’m Russow’em (MMA 15-3-1). Wprawdzie ma on już 38 lat, ale jak sam stwierdził, nie myśli jeszcze o zakończeniu kariery. Wręcz przeciwnie, trenuje on regularnie celem utrzymania formy. Gdy pojawiła się okazja dopiec Ortizowi to postanowił skorzystać z niej bez wahania. Rzecz w tym, że mało kto kojarzy jego osobę, a co dopiero – przyczyny i przebieg jego konfliktu z Titem.

Nasza znajomość upadła przez kwestie finansowe. Pomogłem mu zarobić kupę kasy, a on zobowiązał się do udzielania mi wypłat, bym nie musiał martwić się o zapewnienie sobie bytu i mógł skupić się na prowadzeniu jego przygotowań do kolejnych walk. Obiecał mi, że mój czas i wkład nie zostaną niedocenione, lecz gdy przyszło do przekazania pieniędzy, to zawsze zaszywał się gdzieś w Vegas prowadząc tryb życia gwiazdy rocka. Gdy ta sytuacja przeciągała się w nieskończoność, wiedziałem, że nie doczekam się spełnienia wszystkich poczynionych przez niego obietnic.

McCully zdradził, że poznał Ortiza dzięki treningom u tych samych szkoleniowców, a także startom w tych samych zawodach:

Mieliśmy tego samego trenera boksu, Jesse’go Reid’a który postanowił, że będziemy swoimi sparingpartnerami. Wtedy znaliśmy się już od jakiegoś czasu, ponieważ obaj braliśmy udział w pierwszym turnieju grapplerskim zorganizowanym w hrabstwie Orange. Zorganizował go koleś o imieniu Joaquin. Był to świetnie zorganizowany turniej dla lokalnych zawodników. Ortiz wygrał swoją grupę, a ja swoją. W drodze do zwycięstwa pokonaliśmy wzajemnie ludzi z swoich ośrodków treningowych.

Od tamtej pory zaczęliśmy regularnie trenować razem, co przyniosło świetne efekty. Obaj potrafiliśmy wycisnąć z siebie to, co najlepsze, dzięki czemu odnosiliśmy sukcesy. Jeżeli dobrze pamiętam, to przez sześć lat nikt mnie nie pokonał. Nie walczyłem zbyt często, ale jednak. Później zaczeliśmy wspólnie montować ekipę. Zwerbowaliśmy Kendall’a Grove’a , Josha Burkmana, Melvina Guillarda  oraz pozostałych członków zespołu, którzy również odnosili sukcesy. Każdy wnosił coś unikatowego do treningów, a nasze charaktery dobrze do siebie pasowały. Team Punishment powróciło na szczyt, ale egoizm, chorobliwa zazdrość oraz chęć brylowania przed kamerami Ortiza spowodowały rozpad tego świetnego składu.

Jak sam przyznał, MMA to prawdziwa walka, pro wrestling to wyreżyserowany spektakl, ale wraz z Bonnarem lubią łączyć najlepsze elementy obu dyscyplin.

Która z branż nie używa tego typu praktyk? Która z branż nie stara się o pozyskanie zainteresowania fanów oraz mediów? To są podstawy funkcjonowania w każdej branży, czy dziedzinie sportu. Jesteśmy realistyczną pochodną pro wrestlingu. W klatce możemy atakować się wzajemnie w każdy możliwy sposób, wyłączając tylko uderzenia krzesłami oraz innymi akcesoriami. W pro wrestlingu zwyciężca jest wcześniej ustalany, a to jest show z elementami kaskaderki organizowany dla rozrywki widzów… ale ma on podobne założenia do naszego sportu. My po prostu kładziemy większy nacisk na aspekt sportowy. Mała odrobina widowiskowości nikomu nie zaszkodzi. Spotkałem się z opinią wielu ludzi, którzy uważali, że MMA potrzebowało takiego małego urozmaicenia.

Tak naprawdę, nie stanęliśmy naprzeciw Ortiza w celu wyrządzenia mu krzywdy, chcieliśmy tylko namieszać mu w głowie. Nie planowaliśmy żadnych dramatyczniejszych wydarzeń, na przykład uderzenia go w twarz i zaatakowaniu go przez mnie, chodziło tylko o przeprowadzenie wojny psychologicznej. Niestety, Tito stracił panowanie nad sobą i to on zaatakował nas. Muszę to mu przyznać, ma dość odwagi i wielkie jaja by rzucić się na dwóch przeciwników. Jest tam gdzie jest nie bez powodu. Jest jednym z największych twardzieli na świecie i należy mu się szacunek, ale szkoda że sam zapomniał o takowym względem ludzi, którzy pomogli mu dojść na szczyt.

13 KOMENTARZE

  1. 'świetnymi atakami słownymi' – omg. co za tragedia, Bellator na tym straci w oczach nieJanuszy. nie wierze, ze Coker wiedzial o calym cyrku.

  2. A ja uważam, że droga do najwyższego poziomu sportowego (bo do takiego wydaje mi się dąży bellator) wiedzie przez pieniądze i oglądalność Januszy właśnie, nawet kosztem zrobienia sobie kilku wrogów wśród nieJanuszy. Tito Ortiz to największa marketingowo gwiazda Bellatora, i coś mi się wydaje, że dobrze chłopy kombinują.

  3. McCully właśnie potwierdził, że cały ten teatrzyk był ustawiony. Bellator idzie w naprawdę złym kierunku. Cyrk rodem z WWE. Na ważeniu okaże się, że Ortiz jest ojcem Bonnara, a McCully przyrodnim bratem porzuconym w dzieciństwie. Istna telenowela. Mam nadzieję, że walka obu panów pozwoli nam zapomnieć o całej tej żenującej otoczce.

  4. Skończcie już o tym pisać bo mało to ciekawe. Kogo interesuje Justin McCully i jego wywody…

  5. @axl, jakby nie patrzeć – jest to otoczka towarzysząca walce wieczoru jednej z przyszłych gal Bellatora. No i jednak zrobiło się o nich głośniej, niż zazwyczaj.

  6. Podejrzewam że w stanach gdzie uwielbiają wrestling, taka forma promocji się przyjmie. Do mnie to nie przemawia. Niektórzy mówią, że wolą "starego" Bellatora. Ocenimy za rok.

  7. @Grzechu, raczej pudło, z tego co czytam Amerykańskie portale, tam dopiero jest hejt 😉 Z wrestlingiem jest tak jak z telenowelą. Jeśli ktoś ma pomysł i dobrze to rozegra, to można to oglądać z zaciekawieniem. Ale jeśli ktoś serwuje gówno, to nawet fani tego nie przetrawią. Bellator stosuje taktykę na Rafalale, robić z siebie debili, żeby każdy był zażenowany i tym zażenowaniem dzielił się z innymi, przez co promuje produkt.

  8. z tego co czytam Amerykańskie portale, tam dopiero jest hejt 😉 Z wrestlingiem jest tak jak z telenowelą. Jeśli ktoś ma pomysł i dobrze to rozegra, to <em style="margin: 0px; padding: 0px;">można to oglądać z zaciekawieniem. Ale jeśli ktoś serwuje gówno, to nawet fani tego nie przetrawią. Bellator stosuje taktykę na Rafalale, robić z siebie debili, żeby każdy był zażenowany i tym zażenowaniem dzielił się z innymi, przez co promuje produkt.

    I ja czegoś takiego nie kupuję.
    KALENDARZ MMA

  9. Najlepiej jak w ogóle zamienią się w kolejną federację wrestlingową, oglądalności i liczby i hajs będzie się zgadzał jeszcze bardziej. Przecież o to chodzi, a nie o sport jakim jest MMA 🙂 Jakby o miksowanie sztuk walki i realną walkęchodziło to nikomu nie przeszkadzałyby słabe wyniki oglądalności, oglądali by to ci co lubią taką rozrywkę/sport i tyle. Biznes jednak chcą kręcić, a na tym sporcie nie do końca można samym aspektem sportowym i umiejętnościami zawodników, bo mało kto chce to oglądać poza trenującymi i znającymi się na "różnych stylach walki" ludziach. Na prawdę trzeba lubić to miksowanie, w innym wypadku fani boksu wolą boks, fani zapasów zapasy itd. Ludzi zajaranych wszechstylowością nie jest tak wielu i w tym problem. Fanów cyrku (takiego ze zwierzakami i skakaniem na trapezach) już jest więcej, tak samo jak fanów filmów, wyreżyserowanych, uderzających w konkretne emocje. Jeśli ktoś lubi jak się ludzie "biją" to lubią widzieć zdeterminowanie i szybkie rozstrzyganie rywalizacji, a nie taktyczne 15 czy 25 minutowe rozgrywki 😉

  10. @Born2kill – zgodzę się, ale do pewnego stopnia. Może i fanów różnych „atrakcji” jest więcej, ale trzeba zdać sobie sprawę, że MMA(tak jak i pro wrestling, który dawniej wyglądał zgoła inaczej) w czasach emisji w ogólnodostępnej telewizji jest niczym więcej, jak jedną z wielu propozycji spędzenia wieczoru. Vince McMahon gdy zapragnął uczynić z WWF/E markę rozpoznawalną w całym USA, a nie tylko stanie NY, zdał sobie sprawę, że będzie potrzebował do tego ogólnodostępnej telewizji, a znajdując się w ramówce takowej trzeba liczyć się z ryzykiem, że ludzie zwyczajnie zmienią kanał. Do tamtej chwili organizacja siedziała sobie spokojnie w Madison Square Garden i miała żelazny fanbase, który wiedział czego się spodziewać i czego oczekuje. Telewizja=wybór i czymś trzeba widza przykuć. UFC ma o tyle ten komfort, że programy w TV są tylko dodatkiem, a liczą się gale PPV, które są niczym wspomniane MSG wypełnione ludźmi znającymi swe oczekiwania i gotowymi nawet zapłacić za ich spełnienie

  11. Masz rację oczywiście. Przykro patrzeć co wolą oglądać dzisiejsze masy. np. różne zapychacze ramówek "Dlaczego ja" i inne z życia wzięte historie jakby własnych żyć nie mieli. Większość tego gówna oparta na typowch scenariuszach i stereotypach życiowych, ale i tak się utrzymują i kumulują na różnych kanałach. Prosty lud nie szuka wyszukanej rozrywki, woli papkę i pierwotne emocje. Stąd walka musi być jak walka zwierząt czy nienawidzących się ludzi, a nie megatechniczny sport 😉 Woleliby oglądać bójki sąsiadów niż walki świetnych sportówców. Pozdrawiam.

  12. Ja tam lubię lekkie urozmaicenia, ale bez przesady. Z resztą cała ta sytuacja kulała już w fazie planów Bonnara, który chciał pokazać jaki z Ortiza jest ch*j wykorzystujący ludzi i potem rzucający do kosza historii. Bo trzeba było posłużyć się właśnie kimś, kto nie osiągnął (przypuszczalnie) sukcesu przez postawę Tita, czyli mówiąc wprost – nołnejma. Więc czemu publika miałaby się przejmować Justinem, którego nie kojarzy? Stąd zerowa reakcja psująca wszystko. Lepszą osiągnięto by pewnie przedstawiając kogoś bardziej rozpoznawalnego, ale wtedy teoria Stephana poszłaby się kochać.

    Urozmaicenia – tak, ale sensownie przemyślane i z wyczuciem publiczności.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.