Jon Jones publicznie domaga się jak najszybszego rozwiązania kontraktu z UFC.
Popularny “Bones” jakiś czas temu zdecydował się na zwakowanie tytułu mistrzowskiego wagi półciężkiej, aby przejść do królewskiej kategorii wagowej w poszukiwaniu nowych wyzwań. Wszystko wskazywało na to, że w inauguracyjnym występie zmierzy się z wygranym rewanżowej walki Stipe Miocicia z Francisem Ngannou.
W miniony weekend Kameruńczyk ciężko znokautował przeciwnika, stając się tym samym nowym czempionem. Chwilę później na wynik zareagował reprezentant klubu Jackson Wink MMA, który zasugerował, że zmierzy się z “Predatorem”, o ile zostanie mu zaproponowane lepsze wynagrodzenie.
W odpowiedzi na przytoczony wpis Dana White zakwestionował chęć do walki jednego z najlepszych zawodników wszech czasów, co rozpoczęło falę domysłów wśród fanów. Amerykaninowi wyraźnie nie spodobały się komentarze internautów oraz prezesa, więc postanowił odnieść się do nich w mediach społecznościowych.
Niespodziewanie w poniedziałek sprawa zrobiła się jeszcze bardziej poważna, bowiem Jones zażądał zwolnienia z obowiązującej umowy z największą organizacją MMA na świecie. Następnie usunął wszystkie posty.
Po prostu mnie już zwolnijcie, proszę.
Wolelibyście, żebym został i moglibyście mną pomiatać.
Przysięgam, że UFC tylko mnie dołuje.
Czuję, że podcinane są moje skrzydła.
Pozwólcie mi, ku*wa, po prostu odejść.
Co to jest za dziwne bagno? Szef mnie nienawidzi. Pozwólcie mi robić interesy z kimś innym.
“Bones” (MMA 26-1) ostatni raz w oktagonie był widziany w lutym ubiegłego roku, kiedy to po fantastycznym pięciorundowym boju sędziowie jednogłośnie orzekli jego zwycięstwo z Dominickiem Reyesem.
Jak nie wiadomo o co chodzi to wiadomo o co chodzi.
W tym przypadku może chodzić też o jakieś twardsze lub miększe używki.
Albo o to, że znowu się obsrał.