Nokauty w walkach MMA są jednym z elementów, które fajni lubią oglądać najbardziej. Bywają też jednak nokauty i knockdowny, które prowadzą do kontrowersji. Zdarza się bowiem tak, że zawodnicy po zadaniu mocnego ciosu i upadku rywala na matę sami niejako przerywają walkę, zanim sędzia zdąży zareagować. Bywa również i tak, że po zadaniu mocnego ciosu fighterzy rzucają się na oponentów i zadają dalej razy w parterze do momentu interwencji sędziego.
Przykłady różnych zachowań zawodników oczywiście można by tu mnożyć. Najjaskrawszym z nich jest jednak zapewne Mark Hunt, który słynie z tego, że po trafieniu rywala jednym ze swoich potężnych ciosów odwraca się na pięcie i nie kontynuuje starcia, bowiem jego przeciwnik padł już na matę. Czy jednak takie podejście do walki jest dobre? Sam Hunt w jednym z wywiadów takimi słowami przedstawił swoje spojrzenie na to co robi w klatce.
Odchodzenie po zadaniu kończącego ciosu jest czymś co po prostu robię i sam nie wiem kiedy i gdzie zacząłem ten rytuał. Gdy jestem w walce adrenalina buzuje mi w żyłach, a ja zadaję ciosy szukając skończenia przed czasem i czasami się to udaje. Gdy kogoś odpowiednio trafię, zwyczajnie wiem, że to był właśnie ten kończący cios. Mój rywal chce mi zrobić dokładnie to samo, chce mnie ustrzelić. Gdy więc pojawia się takie trafienie, to jest koniec i sędzia przerywa walkę. Sam czuję, że to jest koniec, więc nie rzucam się na rywala, żeby go wykończyć. Zawsze miałem to wyczucie, wyczucie chwili, w której możesz uznać, że to jest ten właściwy cios. Tu też chodzi o szacunek do rywala. Lubię myśleć, że w taki sposób okazuję im właśnie szacunek. Jeśli dobijasz rywali po tym jak są już znokautowani, może to spowodować nieodwracalne skutki w ich mózgu i mogą trafić do szpitala. Ja patrzę na to jak na walkę, w której nie ma nic osobistego. Nie wchodzę do klatki z nastawienie, żeby zrobić rywalowi poważną krzywdę. Jeśli jednak przeciwnik cały czas walczy, ja również walczę i zadaję kolejne ciosy.
Oczywiście punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Z jednej strony oglądanie brutalnej egzekucji na półprzytomny przeciwniku nie jest niczym miłym dla oka i czasami samemu chciałoby się wkroczyć do klatki i przerwać ten nierówny bój. Z drugiej strony przerywanie walki przez zawodnika nie jest tym co ma on robić w klatce, zadanie to bowiem należy do sędziego.
Abstrahuję tu całkowicie od tego, że zapewne niektórzy zawodnicy, tak jak Hunt właśnie, potrafią wyczuć moment i zwracają uwagę na to, że ich przeciwnik nie jest w stanie kontynuować walki. Inni natomiast w ferworze starcia nie potrafią tego ocenić i czekają do samego końca na interwencję sędziego. Trudno jednoznacznie negować lub akceptować jedno i drugie podejście, bowiem emocje i adrenalina w walce może w bardzo różny sposób wpływać na zawodników.
Żeby jednak zobaczyć jak to wygląda z perspektywy innego zawodnika, zapytaliśmy jednego z bardziej doświadczonych fighterów w historii MMA, Basa Ruttena, o jego spojrzenie na tę sprawę.
Osobiście gdy widzę, że przeciwnik pada na ziemię i nie może się już bronić, nigdy nie zadam mu dodatkowego ciosu. Jeśli jednak ta osoba przed walką wygadywała na mój temat różne złe rzeczy, to mogłoby być inaczej. W normalnej sytuacji, bez żadnych animozji, wierzę że zawodnik, który jest opanowany i ma nad sobą pełną kontrolę, nie zada rywalowi dodatkowego ciosu. Jeśli jednak zawodnik jest zdenerwowany i obawia się tego, że sędzia jeszcze nie wkroczył, by przerwać walkę, zapewne taki fighter uderzy swojego rywala jeszcze kilka razy.
Przy okazji słów Rutten warto przypomnieć sobie pierwsze starcie Michaela Bispinga z Danem Hendersonem, w którym to Anglik padł znokautowany na matę, a Henderson dołożył mu jeszcze jeden potężny cios na głowę. Zaraz po starciu Dan powiedział:
Normalnie nie zachowuję się tak w walce, wiem bowiem kiedy przeciwnik jest skończony i wówczas ja również przerywam. Wiedziałem, że to koniec, ale myślę, że tym ostatnim ciosem chciałem zamknąć mu nieco jego gębę.
Później jednak, po krytycznych uwagach, które pojawiły się pod jego adresem, Henderson stwierdził, że żartował.
Oczywiście nie powinienem był mówić czegoś takiego. Nie taka była moja intencja, to był żart, ale zapewne nie wydał się on przesadnie śmieszny. Nie wiedziałem, czy on jest już ostatecznie znokautowany do momentu, aż nie zadałem kolejnego ciosu. Wówczas przestałem walczyć. Zawsze staram się wyprowadzać bardzo mocne ciosy i zadawać je jeden po drugim, gdy nie mam pewności, że pierwszy nie był trafiony odpowiednio lub gdy sędzia uważa, że rywal nadal może się bronić. To jest instynkt. Wiedziałem oczywiście, że trafiłem go mocno, ale nigdy nie wiadomo czy to faktyczny koniec walki, do momentu aż sędzia nie wkroczy. Chciałem mieć pewność, że go skończyłem i że sędzia przerwie walkę.
Trudno oceniać samych fighterów, bowiem sytuacje mogą być bardzo różne, a oni walczą przecież o zwycięstwo. Trzeba też pamiętać, że walka to nie gra w szachy i ostatecznie zawodnicy wychodzą do niej, żeby zrobić sobie krzywdę. Aby jednak mieć pełny obraz sytuacji musimy też spojrzeć na nią z perspektywy sędziego, który to decyduje o przerwaniu lub kontynuowaniu starcia. I chociaż interwencje sędziowskie również podlegają ocenom i krytyce, warto spojrzeć oczami arbitrów na to co dzieje się w klatce.
Żeby poznać więc całość bardziej od środka zapytaliśmy o opinię Łukasza Bosackiego, jednego z najbardziej doświadczonych polskich sędziów, który miał okazję widzieć z bliska i na własne oczy wiele różnych sytuacji w klatce.
Rozumiem oczywiście zachowania Marka Hunta. On całe życie walczył w K-1, a tam po knockdownie zawodnik odchodzi do swojego narożnika. Jednak w MMA sytuacja jest inna i po knockdownie nadal należy walczyć. Z jednej strony Mark Hunt może to robić, bo tak jest nauczony i zawsze tak walczył, jednak z drugiej strony takie zachowanie może w pewnym stopniu wymuszać i sugerować to, żeby sędzia przerwał walkę. Wydaje mi się, że jeśli w którymś boju Mark trafiłby na taką sytuację, że sędzia nie przerwie starcia po jego ciosie, a rywal wstanie i go obali, wówczas przestałby tak robić.
Patrząc z perspektywy sędziego musimy pamiętać, że wszystko zależy od sytuacji i tego w jakim stanie jest zawodnik, który właśnie padł na matę. Jeżeli sędzia uzna, że to jest koniec walki, wówczas ją przerywa. W innym wypadku pozwala walczyć dalej. Musimy pamiętać, że walka trwa do chwili, kiedy sędzia ją zatrzyma. Zresztą każdy sędzia zawsze to powtarza przed starciem. Jeżeli zawodnik sam przerwie pojedynek, a nie było przerwania przez sędziego, to może mieć problem, gdy bowiem okaże się, że rywal nie był wcale mocno trafiony, może wstać i szybko wrócić do walki.
Jestem zdania, że to nie zawodnicy powinni przerywać walki. Powinni pracować dalej. Oczywiście jeśli widzimy, że zawodnik jest skończony i kątem oka dostrzegamy, że sędzia biegnie, żeby to przerwać, wówczas nie powinniśmy dobijać rywala. Ale ja też rozumiem zawodników, którzy walczą na tak dużym ładunku adrenaliny, że czasami trudno im od tak sobie przerwać i odejść. Dobijanie zawodnika, po którym widać, że jest znokautowany wygląda słabo, ale tu też właśnie bardzo ważna jest rola sędziego. Ważne jest bowiem żeby był blisko i mógł błyskawicznie reagować na to, co dzieje się w klatce.
Warto więc spojrzeć na zagadnienie z kilku stron. Oglądając walki przed telewizorem nigdy do końca nie wiem przecież co ostatecznie wydarzyło się w klatce, bowiem nie jesteśmy tak blisko zawodników jak sędzia i nie mamy też tego wyczucia siły ciosu, o którym wspominał Mark Hunt.