(Fot. Piotr Pędziszewski / MMARocks.pl) Polski lekki Marcin Bandel (MMA 13-4, UFC 0-2, 8. w Rankingu PL) niestety nie będzie dobrze wspominał drugiego występu w najlepszym oktagonie świata, w dodatku występu przed własną publicznością podczas debiutanckiej gali UFC Fight Night 64: Gonzaga vs. Cro Cop 2 w Krakowie. “Bomba” skapitulował pod gradem ciosów Szkota Stevena Ray’a (MMA 17-5, UFC 1-0) na początku drugiej rundy.
Polak nie potrafił znaleźć sposobu na weterana Cage Warriors i BAMMA. “Braveheart” bez problemów odpierał próby ataku na nogi i intensywnie pracował z góry. W pierwszej rundzie porozbijanego Marcina Bandela przed uduszeniem trójkątem rękoma uratował tylko gong. W drugich pięciu minutach Ray szybko odnalazł plecy polskiego zawodnika i wbił Polaka w matę serią uderzeń zza pleców. Sędzia Leon Edwards wobec braku aktywności łodzianina szybko przerwał tę egzekucję.
I tutaj widać różnice między takim parterowcem jak Held, a takim jak Bandel. Held szuka różnych technik, wiadomo że stara się każdą walkę sprowadzić do parteru i tam kończyć rywali, ale jest na tyle wszechstronny że w każdej pozycji ma jakieś alternatywy. Pomysły Bomby na to starcie były niesamowicie ubogie, widać było że szybko się pogubił. Niestety, jeszcze nie ta liga, niech popracuje w takim KSW, nabierze pewności siebie, może za kilka lat…
Niestety to nie jest poziom UFC, mówiłem to przed jego debiutem.