Krzysztof Jotko
W wywiadzie, który został opublikowany w dzienniku „Polska The Times” Krzysztof Jotko potwierdził chęć zmierzenia się w kolejnym boju z kimś z pierwszej piętnastki rankingów UFC. Najlepiej gdyby doszło do walki w okolicach lipca lub sierpnia. Odniósł się również do sprawy swojego podejścia do treningu w różnych klubach na świecie i częstych wizyt w Tajlandii. To co ciągnie Jotkę do tej części świata to:

Choćby możliwość trenowania w ciepłych warunkach. Słoneczko, fajna atmosfera, wszyscy są szczęśliwi. Wyjazdy to też nowi sparingpartnerzy, mogę ich podejrzeć i nauczyć się nowych technik. Poznaję też wielu ludzi i różne kultury. Nie jest tak, że idzie się do klubu, w którym trenuje się całe życie, zna się na wylot wszystkie kąty i twarze. Wtedy 12 tygodni przygotowań do walki zaczyna wyglądać jak jakiś horror. A podróżując po różnych klubach, nie odczuwa się takiego zmęczenia, rutyny. Czas przygotowań mija naprawdę szybko, trudno się nudzić. Dla mnie najważniejsze jest trenowanie w dobrej atmosferze. To przekłada się na walkę, chyba było to widać w Londynie. Byłem spokojny, nie stresowałem się. To chyba klucz do sukcesu.

Jotko zapytany o plany przeniesienie się do Tajlandii na dłuższy czas, odpowiedział:

Nie zaprzeczam, (śmiech) Miałem tam trenować przez miesiąc. Ale strasznie mi się spodobało, miałem tam wielu wspaniałych ludzi do treningów. Poza miejscowymi zawodnikami byli m.in. Rosjanie, Brazylijczycy i Polacy. Postanowiłem zostać kolejne cztery tygodnie i wróciłem do Polski miesiąc przed walką. Swoją drogą, to był mały błąd, przyjechałem zbyt szybko. W Tajlandii było 35 stopni, a u nas mróz. Przez to wracałem z treningów z katarem czy przeziębieniem i do walki zmagałem się z różnymi infekcjami. Wydaje mi się, że nie warto wracać do Polski, znów męczyć się, szukając dobrych sparingpartnerów. Zwłaszcza, że do Tajlandii jeżdżą też chłopaki z Ankosu Poznań. O tym, że ten kraj jest kolebką muay thai, nawet nie wspomnę. Wygląda więc na to, że na jakiś czas zostanę w Tajlandii i tam będę trenował.

Dziś Krzysztof Jotko walczy w największej organizacji na świecie i wygrywa kolejne walki. Zanim jednak zawodnik poświęcił się w całości MMA miewał wątpliwości czy iść dalej sportową drogą. Zapytany o to, czy miewał chwile zwątpienia, odparł:

Pewnie. Mieszkałem w Warszawie, pracowałem na budowie, żeby mieć pieniądze na życie. Osiem, dziesięć godzin w pracy, później trening, powrót do domu około północy, sen, znów praca i tak w kółko. Odechciewało się wszystkiego. Z MMA nie było żadnych pieniędzy, tylko zmęczenie i ból. Dwa razy byłem blisko zrezygnowania z treningów, próbowałem nawet wyjazdów do pracy za granicą. Ale los chyba nie chciał, żebym spełniał się w zawodzie ślusarza-spawacza. (śmiech) W Niemczech i Holandii przez jakieś nieporozumienia sobie nie popracowałem. Po dwóch takich historiach wróciłem do Warszawy z postanowieniem, że chcę się odnaleźć w sporcie. Trenowałem jeszcze intensywniej, po dwóch latach miałem już na koncie 12 zawodowych zwycięstw. W końcu odezwało się UFC i od ponad dwóch lat jestem w największej organizacji MMA na świecie.

Będąc już w UFC Jotko patrzy z nieco innej perspektywy na polskie MMA, ale ocenia je bardzo dobrze.

Cały czas idziemy do przodu. Jest coraz więcej różnych gal, pojawia się wielu ciekawych młodych zawodników. Wszyscy ciężko trenują, żeby załapać się do UFC, to marzenie każdego w tym sporcie. Teraz jest z tym trochę trudniej, był czas, że UFC zapraszało do współpracy wielu Europejczyków. Ostatnio ta bramka jakby się zamknęła, ale wciąż warto walczyć o swoją szansę. Polskie MMA jest bardzo mocne, myślę że za kilka lat będziemy na podobnym poziomie jak Amerykanie, a naszych zawodników w UFC będzie jeszcze więcej.

1 KOMENTARZ

  1. Trochę odpłynął z tym że za kilka lat będziemy na poziomie amerykanów i nasi zawodnicy będą tak silni jak oni, ale tak poza tym, to fakt, ci sami sparingpartnerzy czy ten sam klub i trenerzy powodują, że możesz się rozwijać rozwijać rozwijać, ale później, pewnego poziomu już się nie przeskoczy, jedyna opcja będzie tylko powielanie wyuczonych już schematów. A zmiana otoczenia, ludzi którzy się na tym znają, sparingpartnerow to siłą rzeczy więcej horyzontow, więcej wiedzy z różnych źródeł. Krzychu dobrze robi czy chociażby Michał, bo od Bagiego już nowych rzeczy się nie nauczy, nie rozwinie. Taką drogą powinno iść wielu zawodników, ale jak wiadomo, money i te sprawy.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.