Przedziwnie potoczyła się historia “złotego dziecka polskiego MMA”. Marcin Held, jeszcze niedawno okupujący pierwsze miejsca rodzimych rankingów najlepszych zawodników bez podziału na kategorie wagowe, jest w bardzo nieciekawej sytuacji kontraktowej. UFC może bez skrupułów zwolnić urodzonego w Tychach zawodnika, a przecież jeszcze niedawno Held miał podbijać największą organizację MMA na świecie.
Taki ten sport przewrotny i trzeba się z tym liczyć, choćby nie wiem jak bolało. Marcin przegrał dwie walki w Ultimate Fighting Championship i jego przyszłość w szeregach amerykańskiego giganta MMA jest bardzo niepewna. Wiemy przecież doskonale, że włodarze UFC nieraz potrafili zwalniać fighterów po zaledwie jednej porażce. Pozostaje trzymać kciuki za Polaka.
Mimo wszystko, patrzę na jego dalsze losy z nutką optymizmu. Marcina ratuje efektowny styl walki, a takich zawodników UFC zbyt szybko się nie pozbywa. Held na pewno nie stoi w jednym szeregu z Jaredem Rosholtem, Philem Davisem, Jake’em Shieldsem czy Jonem Fitchem – grupie zawodników, którzy zostali zwolnieni po zaledwie jednej porażce, bo po prostu walczyli nudno.
Kolejna rzecz, Marcin nie jest anonimowym zawodnikiem za wielką wodą. Weteran Bellatora na przywitanie z UFC dostał bardzo rozpoznawalnego Diego Sancheza, z którym bił się w drugiej walce wieczoru. Dana White i spółka musieli coś widzieć w Heldzie, że mimo porażki w debiucie, w kolejnym starciu zestawili go z jeszcze wyżej notowanym Joe Lauzonem – ponownie w drugiej walce wieczoru. Wobec tego możemy przypuszczać, że włodarze UFC, a zwłaszcza matchmaker Sean Shelby, postanowią dać jeszcze jedną szansę Polakowi – zwłaszcza, że ostatnią walkę przegrał w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach. Niejednogłośna decyzja sędziów na korzyść Lauzona została skrytykowana przez wszystkich – począwszy od kibiców, przez dziennikarzy, na samym “J-Lau” kończąc. Swoją drogą, Amerykanin zapewnił, że wstawi się za Marcinem u Shelby’ego i będzie nalegał na to, by Polak dostał jeszcze jedną szansę. Czy to cokolwiek pomoże? Nie mam pojęcia, ale zawsze to coś.
Gdyby nie fatalne sędziowanie w ostatnim starciu, nasze rozważania co do przyszłości Helda wyglądałyby zupełnie inaczej. Wygrana z Lauzonem mogła być przepustką do walk z czołówką dywizji lekkiej, a teraz Marcin staje na skraju przepaści. Oczywiście ta metafora jest na wyrost, bo po ewentualnym zwolnieniu z UFC świat by się nie skończył, a drzwi do powrotu mogłyby zostać otwarte, ale doskonale wiemy, że to nie takie proste.
Załóżmy wariant optymistyczny. Marcin zostaje w Ultimate Fighting Championship i organizacja proponuje mu kolejnego rywala. Nie zdziwiłbym się, gdyby po raz trzeci padło na kogoś bardzo solidnego. Hej, jesteś w super-lidze MMA, tu nie ma łatwych walk. Ano nie ma, bo dywizja lekka nie cierpi na niedobór talentu. Nawet w ogonie dywizji mamy wszechstronnych, groźnych zawodników. Więc kto następny?
Poszukiwania potencjalnego rywala warto rozpocząć od gali, na której ostatnio pojawił się nasz zawodnik. Na karcie wstępnej gali UFC Fight Night 103 Tony Martin skrzyżował rękawice z Alexem Whitem. Przegrany tego boju wydaje się być dobrym kandydatem.
“The Spartan” ma w UFC bilans walk 2-3, a w lutym ubiegłego roku pokonał ulubieńca polskich fanów Artema Lobova. Większość walk toczył w kategorii piórkowej, a od niedawna bije się w dywizji lekkiej. White to przede wszystkim stójkowicz, który niedostatki techniki nadrabia sercem do walki. Ma przyzwoite ofensywne zapasy, ale gorzej wygląda u niego z obroną obaleń. Rywal jak najbardziej “do przejścia” dla Marcina i bardzo chętnie zobaczyłbym obu panów w potyczce o “być albo nie być” w UFC.
Kolejną ciekawą opcją jest Jon Tuck.
Były sparingpartner Piotra Hallmanna nie ma ostatnio dobrej passy. Tak jak Held, przegrał dwie ostatnie walki i jego przyszłość w UFC jest niepewna. “Super Saiyan” łącznie w Ultimate Fighting Championship stoczył siedem walk, z czego trzy wygrał. Guamczyk jest wszechstronnym fighterem, groźnym w pierwszych rundach. Jego największym mankamentem jest kondycja – szybko opada z sił i w ciosach zaczyna brakować mocy, czym toruje rywalom drogę do zwycięstwa w późniejszych fazach walk.
Następnym potencjalnym rywalem dla Polaka jest Drew Dober.
28-letni Amerykanin, tak jak Marcin, przegrał dwie pierwsze walki w UFC i nikt nie wróżył mu wielkiej przyszłości. Tymczasem ma już na koncie osiem pojedynków w organizacji należącej do grupy WME-IMG. Ostatnio przegrał przez duszenie zza pleców z mocnym Olivierem Aubinem-Mercierem, ale wygrał wcześniej dwa pojedynki, w tym jeden przez nokaut. Nie jest to mój wymarzony przeciwnik dla Helda, ale na pewno jedna z prawdopodobnych opcji.
Chętniej zobaczyłbym Polaka w boju z Rossem Pearsonem.
Tutaj jest jednak bardzo poważna zagwozdka – czy “The Real Deal” nie pożegna się niedługo z UFC… Anglik nie potrafił znaleźć drogi do zwycięstwa w żadnej z trzech ostatnich walk, dlatego nikt nie będzie zdziwiony, gdy niebawem pojawi się info o zwolnieniu go z organizacji zarządzanej przez Danę White’a. Jeśli jednak Pearson dostanie ostatnią szansę, to zestawienie go z Heldem wydaje się bardzo ciekawym rozwiązaniem. Pojedynki stójkowiczów z grapplerami często dostarczają sporego ładunku emocjonalnego.
To nie koniec listy ciekawych opcji dla Marcina. Kolejną jest nadzieja australijskiego MMA, Jake Matthews.
“The Celtic Kid” w pewnym stopniu był dla fanów ze swojego kraju kimś pokroju Helda – “złotym dzieckiem”, którego kariera nie do końca potoczyła się tak, jak oczekiwano. Jake na koniec 2014 roku miał bilans 9-0 i w tym dwa zwycięstwa w UFC. Później jednak sprawy się skomplikowały. Pojawiła się porażka z Jamesem Vickiem przez poddanie i “balonik pękł”. Obecnie Matthews ma dwie porażki z rzędu i jego losy – podobnie jak wyżej wymienionych zawodników – są bardzo niepewne.
Na tym kończy się moja lista potencjalnych kandydatów do walki z Marcinem Heldem. Obojętnie, z kim zawalczy, warto trzymać kciuki za Helda, bo na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Z tego co pamiętam z walk gości z tej listy, to dla Helda wszyscy są do zrobienia, niektórzy nawet w miarę łatwo.
Dos Anjos uciekł przecież wyżej 😉
Z Rossem Pearsonem byłoby idealnie. Nie chce żeby w razie wałka/wtopy/blokady/problemów z kondycją, Heldzik odpadł przez jakiegoś anonimowego worka.
Gdyby Held wyleciał a Graba został w UFC to wszystko zostałoby postawione na głowie. Największym sprzymierzeńcem Polaków w UFC są plany tej organizacji na gale w Polsce.
Wg mnie Barbarena czy jak on tam, Northcutt a idealny byłby Jon Tuck, Held przejechał by po nim jak walec.
dobrze napisane, dobry tekst!
Moga go potraktowac jakby m
jakby mial W z Lauzonem i dac mu kogos lepszego od w/wDecyzja sedziow to jedno ale jesli Shelby&co uwazaja jak my to moze byc calkiem ok