Powszechnie uważa się, że historia mieszanych sztuk walki związana jest z krajem kawy, rodziną Graciech oraz słynnym, rzuconym przez Carlosa wyzwaniem. Jest to oczywiście prawda z którą niepodobna polemizować. Narodziny brazylijskiego jiu-jitsu, pojedynek Helio z Masahiko Kimurą i dalsza aktywność członków rodziny (pierwsze Ultimate Fighting Championship) są przecież dobrze udokumentowane, a późniejsza historia tworzyła się w zasadzie na oczach nas wszystkich. W poniższym tekście nie zamierzam spierać się z obowiązującą wersją historii, muszę na wstępie nadmienić, że ta propagowana przez Graciech nie jest bynajmniej ani jedyną, ani kompletną.
We wcześniejszym opracowaniu zwróciłem uwagę na to, że początków wszechstylowej walki wręcz można szukać także w powojennej Japonii, gdzie równolegle do brazylijskiej pierwociny MMA – ale i niezależnie od niej – rozwijało się puroresu, będące tamtejszą odmianą “udawanych zapasów”. Było ono specyficznym gruntem na którym w dalszych latach wykiełkowało Fighting Network RINGS a za nim słynne PRIDE FC. Japońska odnoga dziejów mieszanych sztuk walki nie jest może aż tak znana jak ta z propagandy Graciech, niemniej nie można powiedzieć, by była ona zapomniana. Ot, jest po prostu mniej nośna, co może wynikać zarówno z kiepskiej kondycji tamtejszego rynku jak i z niezbyt wygodnego dla świata MMA faktu, że “ostateczna forma rywalizacji na gołe pięści” wykiełkowała z profesjonalnego wrestlingu. Mniejsza jednak o to. W niniejszym artykule postaram się poruszyć wątek spinający zarówno japońską jak i brazylijską gałąź drzewa genealogicznego wszechstylowej walki wręcz. Postaram się wykazać, że ośrodkiem, który postawił podwaliny pod dzisiejsze MMA – zarówno to ukształtowane w Japonii jak i w Brazylii – był Stary Kontynent. I nie mam tu na myśli antycznej Grecji i pankrationu.
Japońska historia MMA jest mniej nośna, co może wynikać z niezbyt wygodnego dla świata MMA faktu, że “ostateczna forma walki wręcz” wykiełkowała z udawanego wrestlingu.
Oczywiście starożytna Grecja może być uznawana za kolebkę wszechstylowej walki wręcz a pankration za jej duchowego poprzednika. Nie przeczę temu. Rzecz w tym, że dwa tysiąclecia dzielące obie dyscypliny dostatecznie falsyfikują rzekome koligacje – a przynajmniej te wychodzące poza sferę luźnych skojarzeń. Pisząc o Starym Kontynencie miałem na myśli znacznie późniejsze dzieje, a konkretnie: stulecie Wielkiej Brytanii.
Kiedy na historię mieszanych sztuk walki nałoży się polityczno-gospodarczą historię świata, bardzo łatwo zauważy się w niej pewne białe plamy, a może nawet pewną ahistoryczność niektórych opowiastek. W obowiązującej narracji mamy bowiem Japonię, z której do Brazylii przybyli mistrzowie judo, którzy to z kolei nauczyli tubylców efektywnej walki, dzięki czemu rodzina Graciech zaczęła się konfrontować z przedstawicielami innych szkół. Pomijając nawet fakt, że sam termin vale tudo i pojedynki międzystylowe funkcjonowały w Brazylii na długo przed tym, jak Carlos Gracie rzucił swoje wyzwanie, można zadać pytanie: dlaczego to Brazylia miałaby być kolebką wolnej walki? Czy ci wszyscy judocy z Mitsuyo Maedą na czele nie odwiedzali innych krajów? A jeśli odwiedzali, co wynikło z owych odwiedzin? Można “poskrobać” jeszcze głębiej i zadać pytanie o to, czy w żadnym innym zakątku świata nie pomyślano, aby skonfrontować mistrzów z różnych dyscyplin? Czy w imperium nad którym nigdy nie zachodziło słońce nie było atletów chcących sprawdzić się na tle reprezentantów odmiennych stylów? I gdzie, jeśli nie tam, znajdowała się najlepsza ku temu sposobność? Przecież wpływy brytyjskiej korony sięgały obu Ameryk, Indii, Chin i Japonii. To Anglosasi “otwierali na świat” kraj kwitnącej wiśni, państwo środka i całą Azję – nie odwrotnie. Od drugiej połowy XVI wieku Anglicy przez trzy stulecia rządzili światem (pierwsze i drugie imperium). Kto zatem, jeśli nie oni, mógł w pierwszej kolejności zaznać obcych cywilizacji oraz ich wytworów, w tym sztuk walki?
Jerzy Waszyngton słynął w całej Wirginii ze swoich umiejętności w Cumberland-and-Westmoreland, a Abraham Lincoln miał wysoki rekord w collar-and-elbow.
Jednym z największych obszarów portowych dziewiętnastowiecznej Anglii było mocno zindustrializowane, górnicze hrabstwo Lancashire. Tak jak wiele regionów ówczesnych Wysp Brytyjskich, również on szczycił się swoją odmianą zapasów (Lancashire wrestling), które w tamtych czasach były sportem niezwykle popularnym. W zasadzie można powiedzieć, że zapasami zajmował się niemal każdy sprawny mężczyzna, był to bowiem jeden z niewielu dostępnych wtenczas środków “dorobienia do wypłaty” – a jeśli zawodnik był wystarczająco dobry, mógł z profesjonalnych walk uczynić swoje główne zajęcie. Pojedynki zapaśnicze organizowano w każdym miasteczku, zazwyczaj walczono za pieniądze, choć organizowano także starcia amatorskie. Gaże dla walczących przeważnie pozyskiwano jednak nie z biletów (ówczesne społeczeństwo nie było jeszcze na tyle zamożne, by mogło sobie pozwolić na tego typu zbytek), a z zakładów. Nierzadko zapaśnicze pokazy były także częścią występów cyrkowych. Było to więc powszechnie znane i szanowane zajęcie. Myśląc o wyspiarskich zapasach należy jednak pamiętać, iż były one bardzo zróżnicowane i nie przypominały tego, co dziś możemy oglądać na Igrzyskach Olimpijskich, czy też tego, co w kontynentalnej Europie nazywano walką francuską (w kontrze do tego terminu powstał inny: walka amerykańska, przekształcony później w wolnoamerykankę), a co na potrzeby nowożytnych Igrzysk niezbyt fortunnie* nazwano zapasami klasycznymi.
Wracając jednak do angielskich stylów. Ich różnorodność najlepiej zobrazuje wymienienie i krótkie scharakteryzowanie zasad obowiązujących w tych najbardziej popularnych: Lancashire – według dostępnych źródeł dozwolone było w właściwie wszystko poza ciosami zamkniętą pięścią; Cumberland and Westmorland – był to styl najbardziej przypominający dzisiejszego “klasyka”; w Cornish pojedynkowano się w specjalnych kamizelkach, przypominał więc judo bądź sambo; w Devon dopuszczano natomiast zakładanie specjalnego, utwardzanego obuwia, którym można było kopać. Cechą wspólną wszystkich tych zapaśniczych szkół było to, że skupiały się one na walce na chwyty, a wygrać można było poprzez położenie rywala na łopatki bądź przez poddanie. Z biegiem czasu tę formę rywalizacji zaczęto nazywać catch-as-catch-can (złap jak złapać potrafisz) jako swoistą parafrazę powiedzenia catch me if you can (złap mnie jeśli potrafisz), w takiej też formie (obok stylu klasycznego) zapasy trafiły na Igrzyska Olimpijskie, a z biegiem czasu catch […] przerodził się w dzisiejszy styl wolny. Wraz z rzeszą osadników zapasy trafiły także do Ameryki, gdzie stały się równie popularne. Najlepszym na to dowodem jest fakt, że nawet ojcowie założyciele szczycili się sprawnością w zapaśniczym rzemiośle – Jerzy Waszyngton słynął w całej Wirginii ze swoich umiejętności w Cumberland-and-Westmoreland, a Abraham Lincoln miał wysoki rekord w collar-and-elbow. Zważywszy na popularność dyscypliny tak w Europie jak i w Ameryce, trudno zakładać, że żeglarze i pracownicy zaciągający się na statki płynące w inne rejony świata nie byli zainteresowani walką wręcz i że była to domena Japończyków i (później) Brazylijczyków. To oczywista niedorzeczność.
Twórca judo – Jigoro Kano, pracując nad swoim stylem równie wiele co z tradycyjnego jujutsu zaczerpnął z zachodnich dyscyplin, głównie z zapasów.
Zamorskie wyprawy, choć często powodowane finansową koniecznością, były wymarzoną okazją do poznawania odmiennych form walki. Z Indii czy Chin przywożono więc nie tylko jedwab i inne towary, w statkach Kompanii Wschodnioindyjskiej transportowano także nowe techniki walki. Działało to oczywiście w dwie strony. Dla przykładu, twórca judo – Jigoro Kano, pracując nad swoim stylem równie wiele co z tradycyjnego jujutsu zaczerpnął z zachodnich dyscyplin, głównie z zapasów, z których zapożyczył metodykę treningową opartą o sparingi (w tradycyjnych japońskich sztukach walki trenowano stałe formy, tzw. kata). Późniejsi judocy odwiedzający Europę i obie Ameryki trafiali więc również (a może w pierwszej kolejności) do angielskich regionów portowych, m.in. do Lancashire i słynnego z twardych zapaśników Wigan. Billy Robinson w swojej biografii wspomina, że do Wigan (gdzie trenował) przybywało wielu judoków, w tym sam Mitsuyo Maeda oraz słynny z pokonania Helio Graciego Kimura. Robinson twierdzi, że zostali tam oni łatwo pokonani przez mało znaczących fighterów i że to własnie w Wigan Masahiko nauczył się double wrist locka czyli gyaku ude-garami znanego w MMA jako “kimura”. Pomijając aspekt rzekomej porażki Japończyków i wątpliwą (bo trudno zakładać, że ta technika faktycznie mogła być nieznana w japońskim jujutsu) naukę double wrist locka, należy zwrócić uwagę na to, że europejscy (i amerykańscy) zapaśnicy byli otwarci i chętni do międzystylowych konfrontacji. Ba, była to dość częsta praktyka i pewna tradycja.
Billy Robinson w swojej biografii wspomina, że do Wigan przybył słynny z pokonania Helio Graciego Masahiko Kimura, który został tam łatwo pobity przez mało znaczących fighterów.
Pierwszą taką udokumentowaną, nowożytną konfrontacją międzystylową była walka pomiędzy zapaśnikiem, Williamem Muldoonem, a bokserskim mistrzem świata wagi ciężkiej, Johnem L. Sullivanem, do której doszło w 1887 roku. Zwyciężył Muldoon rozbijając boksera o ziemię i unieruchamiając go w parterze. Trzy lata później inny zapaśnik, Ernest Roeber, poddał pięściarza, Boba Fitzsimmonsa. Starcia zapaśników z bokserami (boks również był w tamtych czasach bardzo popularny) miały zresztą swoją kontynuację, która trwała aż do niesławnego pojedynku Antoniego Inokiego z Muhammadem Alim, do której doszło w 1976 roku. W pojedynkach z judokami zasłynął zaś amerykański catch-wrestler, Adolph Ernst, lepiej znany jako Ad Santel. W 1916 roku pokonał on Tokugoro Ito (5 dan) i ogłosił się mistrzem świata judo. To wydarzenie dało początek serii starć z zawodnikami kodokanu, z których Santel odprawił każdego (ponoć jedynym, który zdołał go pokonać był własnie Ito, który kilka miesięcy później wziął na nim rewanż*), aż na horyzoncie zaczęło brakować chętnych do starć z nim. Po tym, jak przedstawiciele judo zaprzestali przyjeżdżać, Santel na własną rękę zorganizował podróż do Japonii, gdzie wyzwał na pojedynek reprezentantów judo. Ku jego zdziwieniu, sam twórca stylu – Kano, zakazał judokom brania udziału w walkach w obawie przed kompromitacją szkoły. Kilku dumnych Japończyków odpowiedziało jednak na afront, porzuciło barwy kodokanu i skonfrontowali się oni z Amerykaninem niemieckiego pochodzenia. Wszyscy zostali pokonani, a jedno z najbardziej imponujących zwycięstw Santel odniósł nad Reijiro Nakatą, którego to pokonał przez TKO po zastosowaniu potężnego headlocka. Wśród innych znakomitych catch-wrestlerów najbardziej znany był Frank Gotch, uznawany za najlepszego zawodnika na świecie. Ważnymi osobistościami byli też m.in. Georg Hackenschmidt czy niezwykle utytułowany (m.in. mistrzostwo świata) Polak – Stanisław “Zbyszko” Cyganiewicz (Stanislaus Zbyszko), który z sukcesami pojedynkował się zarówno na zasadach francuskich jak i amerykańskich. Jego młodszy brat – Władysław, stoczył natomiast długą, zakończoną remisem walkę z Helio Graciem.
W tym miejscu można zadać pytanie, dlaczego catch-as-catch-can praktycznie zanikło (w przeciwieństwie do BJJ, które wielokrotnie zwiększyło swoją popularność), skoro było tak popularnymi i zarazem skutecznym stylem walki. Odpowiedź jest złożona i chyba nie sposób wyjaśnić przyczyn inaczej, niż splotem kilku czynników. Najważniejszym, według mnie, był niezbyt dogodny dla popularyzacji dyscypliny okres historyczny – a w zasadzie okres gospodarczy. Dziewiętnasty wiek i początek wieku dwudziestego, kiedy catch-as-catch-can święcił największe triumfy, to okres wczesnego kapitalizmu, w którym wykształcała się dopiero klasa średnia a szerokie masy zaczynały akumulować majątek. Trudno było zatem o poważny rozwój za którym szły pieniądze, kiedy ówczesne społeczeństwa nie były na tyle zamożne. Z tego powodu profesjonalne zapasy (profesjonalne w tym rozumieniu, że walczono za pieniądze, jak dziś w MMA) stopniowo zaczynały przekształcać się w to, co dziś rozumiemy pod terminem pro-wrestling, czyli zmierzały w kierunku walk reżyserowanych. Było to skutkiem presji widowni, która coraz częściej wymagała efekciarskich popisów aniżeli starć mających wyłonić najlepszych. Można to zrozumieć, gdyż specyfika ówczesnych walk (brak limitów czasowych, możliwość wygrania tylko przez poddanie bądź pin) sprawiała, że pojedynki najlepszych zazwyczaj trwały kilka godzin (najdłuższy zapaśniczy bój do którego doszło na Igrzyskach w St. Louis trwał ponad jedenaście godzin) i nierzadko kończyły się remisem. Z drugiej strony wprowadzaniu reżyserowanych starć sprzyjali sami zawodnicy, którzy walcząc kilka razy w tygodniu często nabawiali się kontuzji wykluczających ich z możliwości zarobkowania. W taki sposób catch-wrestling zaczął przekształcać się w udawaną walkę, choć potrzeba było jeszcze wielu lat, aby przerodził się on w dzisiejszy, skupiony na show i scenariuszu pro-wrestling spod bandery WWE. Po drugiej wojnie światowej w Wielkiej Brytanii obowiązywała niepisana zasada, że dobra, zapaśnicza robota to taka, po której widzowie nie wiedzieli, że pojedynek był reżyserowany.
Pierwszą transmitowaną w telewizji walką międzystylową było starcie judoki i catch-wrestlera – Jene LeBella, z bokserem, Milo Savagem. LeBell pokonał Savage’a w czwartej rundzie przez duszenie.
Oprócz udawanych pojedynków, w których faktycznych zawodników coraz częściej zastępować zaczęli showmani bez umiejętności walki, od czasu do czasu pojawiały się konfrontacje międzystylowe. Pierwszym takim transmitowanym w telewizji wydarzeniem było starcie judoki i catch-wrestlera – Jene LeBella, z bokserem, Milo Savagem. LeBell pokonał Savage’a w czwartej rundzie przez duszenie, wprawiając zgromadzoną w hali publiczność w dezorientacje i wściekłość (zaczęto rzucać w stronę ringu butelkami etc.). Swoją drogą, dość dobrze ukazuje to, jak w przeciągu zaledwie jednego pokolenia grappling utracił na znaczeniu i jak zatarło się jego zrozumienie w społeczeństwie. Starcie odbiło się szerokim echem, lecz nie pociągnęło za sobą żadnych konkretnych działań. Najwyraźniej było jeszcze zbyt wcześnie, aby można było dokonać tego, czego dokonał Rorion Gracie (a za nim bracia Fertitta) wraz z Ultimate Fighting Championship. Paradoksalnie, catch-wrestling odnalazł swój nowy dom w Japonii, gdzie dzięki takimi tuzom jak Karl Gotch (Karl Charles Istaz – olimpijczyk z 1948 roku w stylu klasycznym oraz wolnym) czy Billy Robinson (mistrz Europy w stylu wolnym) zdołał przetrwać pośród zmagań puroresu, by pokazać swą wartość na ringach Pancrase czy PRIDE, reprezentowany przez Kazushi Sakurabę bądź braci Shamrock – a w latach późniejszych przez Josha Barnetta.
Jeśli możemy wyciągnąć jakąś lekcję z tej prawie zapomnianej historii, powinno nią być przeświadczenie, że do popularyzacji dyscypliny nie wystarczą walki o prymat najlepszego zawodnika w danej wadze. Potrzebne jest coś więcej – coś, co przyciąga tłumy. Warto o tym pamiętać, kiedy będziemy się czerwienić z zażenowania słuchając mniej lub bardziej udanego trash-talku w wykonaniu zawodników MMA. Z dwojga złego lepiej jest mieć udawane pyskówki przed, i prawdziwą walkę potem, niż udawane pyskówki zakończone udawaną walką.
* – Było to niezbyt fortunne nazewnictwo, gdyż w antycznych zapasach dopuszczano ataki nóg (czego styl klasyczny zabrania), a w walce parterowej dozwolone były dźwignie i duszenia. Tę drugą określano nawet specjalnym terminem: lucta volutatoria. Odmiana zapasów, w której walka polega na atakowaniu górnych partii ciała i w której w taki sposób starano się powalić oponenta najprawdopodobniej została rozpropagowana przez plemiona Nordyckie. Była ona bardzo popularna na kontynencie, zapewne z tego powodu dołączono ją do programu Igrzysk Olimpijskich, a żeby kojarzyła się z antykiem… nazwano ją stylem Grecko-Rzymskim.
* – Zawodnicy stoczyli jeszcze trzecie starcie, zakończyło się ono jednak remisem, a zatem ich potyczka pozostała nierozstrzygnięta.
Jakubie. Nigdy tyle z jednej lektury nie przeczytałem co Twoich artykułów razem wziętych, dobra robota. Dlugiee ale dobrze się czyta.
Po raz kolejny świetny artykuł – gratuluje
Bardzo ciekawy tekst 🙂