Kiedy w 2007 roku w świecie mieszanych sztuk walki nastąpiła swoista zmiana biegunowości nikt nie potrafił dokładnie przewidzieć jakie długoterminowe konsekwencje spowoduje deal zawarty przez Lorenzo i Franka Fertittę (właściciele Zuffa LLC – korporacji zarządzającej UFC).
Oczywiście należało się spodziewać, że Amerykańskie MMA przejmie pałeczkę i epicentrum wszech-stylowej walki wręcz przeniesie sie ze wschodu na zachód, mało komu jednak do głowy wówczas przyszło, że japońskie MMA przez ponad trzy lata nie będzie w stanie dźwignąć się z kolan.

W obliczu tych zawirowań wielu zawodników i managerów zmuszonych było podejmować kluczowe dla ich dalszych karier decyzje. Jedni swój ówczesny wybór nazywają dziś strzałem w dziesiątkę, drudzy… no właśnie. Czy wybór japońskich organizacji jako inkubatora dla swych pączkujących karier był wyborem słusznym?

Wiatr zmian omijał Europę, która zdawała się spokojnie czekać aż z powstałego zamieszania wyłoni sie klarowny obraz zaistniałej sytuacji. Taką strategię przyjęli również menadżerowie wschodzącej wówczas gwiazdy – Mameda Khalidova. W przeciwieństwie do drugiego – na tamten czas – największego talentu znad Wisły (Tomasza Drwala) nie rzucili swego podopiecznego od razu na głębokie wody rosnącego z miesiąca na miesiąc UFC. Najgwałtowniejszy moment „przeczekali” pod parasolem KSW – gdzie Mamed był już dużą gwiazdą – by w 2008 roku zdecydować się na start w ShoXC (mniejszej odnodze EliteXC). Efektowne zwycięstwo nad Jasonem Guidą i późniejsza szybka wygrana nad znanym w środowisku Danielem Acacio (podczas KSW XI) zapewniło Mamedowi odpowiedni pułap do negocjacji, które skierowano w stronę powoli odradzającego się azjatyckiego rynku. Spośród dwóch organizacji konkurujących o miano lidera japońskiego rynku Mamed wybrał Sengoku zarządzane przez WVR (World Victory Road).

Już w pierwszej walce w organizacji Khalidov pokonuje mistrza – Jorge Santiago – przez techniczny nokaut w pierwszej rundzie (niestety walka nie była o tytuł). Tak efektowna wygrana nad wysoko notowanym rywalem zapewniła Czeczenowi miejsce wśród dziesięciu najlepszych „średnich” świata i wszystko wskazywało, że droga obrana przez Maćka Kawulskiego i Martina Lewandowskiego (właściciele Konfrontacji Sztuk Walki) okaże się tą najlepszą z możliwych – szybki skok bez mozolnego wspinania się po „drabince” wagi średniej.

KSW mocno wspierane przez telewizję Polsat bardzo intensywnie zaangażowało się w promocje Mameda wśród zwykłych Kowalskich. Każda walka Czeczena była hucznie zapowiadana w polsatowskich informacjach, prasie brukowej i ogólno tematycznych portalach internetowych. To wszystko w połączeniu z maszyną marketingową jaka ruszyła po zakontraktowaniu Mariusza Pudzianowskiego przyniosło piorunujący efekt. Khalidov był (i jest do dziś) najbardziej znanym zawodnikiem MMA w naszym kraju.
W tamtym czasie wymieniany akapit wyżej Tomek Drwal był w Polsce niemal całkowicie anonimowy.

W marcu tego roku Khalidov powrócił do Japonii by na Sengoku 12 po raz drugi stanąć naprzeciw Santiago – tym razem stawką pojedynku był pas mistrzowski. Po pięciu rundach wyrównanej walki sędziowie przyznali zwycięstwo „urzędującemu” mistrzowi, Khalidov powrócił do Polski z niespełnionymi nadziejami i poczuciem wygranej.
Ostatnią jak na razie walkę Mamed stoczył w maju bieżącego roku remisując na KSW XIII z weteranem japońskiego MMA – Ryutą Sakuraiem.
Należy zaznaczyć, że ten remis kosztował go miejsce w top ten światowego MMA.

W międzyczasie sytuacja na japońskim rynku MMA zmieniła się znacząco. WVR okazało się być w finansowym dołku (wycofanie się głównego sponsora – Don Quijote), natomiast druga największa organizacja w Japonii – DREAM – ma spore problemy z wypłacalnością.

Gdy Khalidov spektakularnie nokautował rywali na antenie Polsatu, za oceanem, mocno na uboczu Tomek Drwal wspinał się po szczeblach UFC. I mimo iż nie zaszedł on jeszcze tak wysoko (w rankingach) jak Mamed, to według mojej opinii jeśli tylko nie przytrafi mu się porażka dojdzie do drzwi pierwszej dziesiątki szybciej niż Khalidov dostanie kolejną szansę zmierzenia się z rywalem klasy Santiago. W przeciwieństwie do Mameda Tomek w tym momencie ma bardzo jasną drogę na szczyt. Polityka UFC – surowa aczkolwiek bardzo klarowna – zdaje sie wręcz krzyczeć: „wygrywasz – idziesz w górę, przegrywasz… spadasz w dół”. Dwie, trzy dobre wygrane dzielą Tomka od main cardu. Ile walk dzieli Mameda od… no właśnie. Od czego? Kolejnych walk w Sengoku? Występów na KSW? Ponownych negocjacji z inną organizacją? Gdy Czeczen zakończy ramadan zapewne szybko pojawi się na KSW, kiedy jednak wystąpi za granicą?

Drwal natomiast 15 września stanie naprzeciw Davea Brancha podczas mniejszej gali UFC (Ultimate Fight Night). Zakładając optymistyczny wariant po wygranej nad Branchem za 3-4 miesiące po raz kolejny pojawi się na UFC. Oczywiście złośliwi powiedzą, że porażka z Amerykaninem oznacza dla Tomka rozstanie z UFC i zapewne mają w tej kwestii rację. Należy jednak pamiętać, że Drwal odkąd walczy dla największej organizacji świata na stałe przeniósł sie do USA, ćwiczy w Amerykańskim gymie (Throwdown) i raczej bez większego trudu znajdzie w Stanach tymczasowy „dom” który po dwóch, trzech efektownych wygranych pozwoli mu wrócić pod skrzydła UFC.
Ponadto na promocji Pudzianowskiego skorzystał nie tylko Mamed ale każdy zawodnik MMA w naszym kraju (czy ten fakt zaakceptuje czy nie), w tym i Tomek. Ogólno tematyczne portale internetowe regularnie „zajmują” się już MMA, a więc marka UFC (siłą rzeczy) powoli przebija się do świadomości czytelników. Na antenie Orange Sport od niemal dwóch miesięcy można oglądać na żywo UFC, trudno wyobrazić sobie by pominęli w tym temacie Tomka Drwala (skoro przed UFC 116 przeprowadzili wywiad z Krzyśkiem Soszyńskim).

Nie mam zamiaru oceniać którejkolwiek ze stron tego artykułu, zresztą ocena taka musiałaby brać pod uwagę mocno skrajne kryteria. Z jednej strony Khalidov jest dziś zdecydowanie bardziej popularny w Polsce niż Drwal, ma ugruntowaną pozycję w KSW i wsparcie w postaci telewizji Polsat. Z drugiej jednak strony Tomek ma bardziej stabilną sytuację, „obraca się” w samym środku (a nie na obrzeżach) dużego MMA i nawet gdy podwinie mu sie noga powrót do elitarnego grona zawodników UFC będzie łatwiejszy niż dostanie się tam „z zewnątrz”.
Nie należy jednak zapominać, że dla Mameda ważne są także występy przed polską publicznością a to całkowicie wyklucza starty w UFC (które wymaga kontraktów na wyłączność).

To która droga – powolna aczkolwiek spokojniejsza, czy szybsza jednak pełna zakrętów – okazała się bardziej atrakcyjna dla naszych zawodników zdaje się weryfikować sam rynek i kolejni Polscy zawodnicy wypływający na szerokie wody.
Już dziś w nocy Maciek Jewtuszko zadebiutuje w mniejszej organizacji Zuffa LLC – WEC, nazajutrz Damian Grabowski walczy w main evencie BELLATOR FC. Gwiazda KSW, która – wszystko na to wskazuje – niebawem wzniesie się na kolejny poziom, Janek Błachowicz nie owija w bawełnę i otwarcie mówi, że jego celem jest UFC. Nie ma się zresztą czemu dziwić. To Stany Zjednoczone są dziś mekką mieszanych sztuk walki, reszcie świata pozostaje jedynie robić dobra minę do złej gry, bo akurat w tym wypadku nie wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.

Jakub Bijan
FREESTYLE || GRECO

27 KOMENTARZE

  1. Dobry art 🙂

    Zastanawiają słowa właścicieli ksw, iż mogą oni zagwarantować Mamedowi zarobki na poziomie wyższym niż jakakolwiek organizacja. Pride upadło, mma w japoni systematycznie zaczęło schodzić w dół. Rośnie strikeforce, które próbuje ukraść kawałek chleba z bochenka UFC.
    Cieszy obecność Drwala u braci Fertitta, zyczę mu jak najlepiej, mimo iż nie przepadam za jego stylem. Jednak jego walki zawsze oglądam z zaciśniętymi kciukami.
    Dużo ostatnio pojawia się wypowiedzi na temat przenosin Janka fo hameryki. Prawdopodobnie walką z Taberą będzie miała duży (jeśli nie ostateczny) wpływ na przebieg negocjacji.
    A Mamed ostatnio zawodzi. Nijaka walka z Santiago, efektowna, lecz zremisowana z Japończykiem (38 lat !). Religia też mu nie pomaga w rozwoju kariery, ale to już jest wartość nadrzędna.
    Z Japonii uciekł Alistar-ostatnio czytałem wypowiedź, że prawdopodobnie nie zawalczy już w dream.
    Nie mam pojęcia, co ostatnio dzieje się z Materlą. Brakuje też Bedorfa, którego uważam za jeden z największych talentów hw w Polsce. U nas prężnie rozwija się waga lekka (Irokez, Sajewski, Held).
    Nadchodzi pokolenie, które może zaistnieć na światowych ringach – i oby tak się stało.

  2. Ciekawy art Yoshi ..jak zawsze! Mala pomylka „…start w ShoXC (mniejszej odnodze StrikeForce)..” chyba mniejszej odnodze EliteXC.
    Mamed najprowdopodnie w listopadzie zawalczy w Sengoku. Chcial bym zeby wkoncu zawalczyl w StrikeForce, o UFC nawet nie wspomne.

  3. Swietny art Yoshi! Tak w ogole, to wg mnie na stronie powinno byc wiecej publicystyki, a nie same newsy :>

  4. Wieri – Materla jest po operacjach kolana, raczej jego powrot bedzie ciezki. Szkoda, bo kontuzje zniszczyly mu kariere, a swego czasu byl najlepszym srednim w Polsce. Bedorf tez lapal mniejsze kontuzje w miedzyczasie.

    Co do artykulu – bardzo dobry. Mnie tylko dziwi jedna rzecz, nie ujmujac Mamedowi, ale kategoria 84kg chyba nie przezywala takiego kryzysu, zeby nasz Czeczen byl w top10 na swiecie. Nie oszukujmy sie, ze do 10 mu dalej niz blizej ;/ Tym bardziej jesli siedzi w Polsce i obija tutaj pacholki (a jeden pacholek powinien wygrac ich ostatnia walke, a zostal remis). Prawda jest, ze jesli zawodnicy stad nie wyjada do USA/Japonii z naciskiem na USA to prawdopodobnie nigdy sie nie przebija do czolowki, a jak nawet sie przebija, to na max. 1-2 walki, bo spadna z niej z hukiem, jesli oczywiscie nie osiada na terenach za wielka woda.

    Tomek natomiast obral swietna taktyke, mieszkanie tam duzo mu daje. Trenuje z czolowka swiatowa, o ktorej reszta kraju moze sobie pomarzyc, zeby miec z nimi zdjecie, albo autograf na koszulce. Walczy w najwiekszej organizacji, gdzie wiekszosc nawet na zywo walki UFC nie zobaczy w zyciu. Dostaje pieniadze, za rozwijanie swoich pasji, a chyba kazdy chcialby miec placone, za to co kocha robic, a nie wstawac o 7 i isc z opuszczona glowa do pracy. Jak robot…

    Pozdro

  5. Bardzo dobry artykuł.
    Dodałbym jeszcze tylko jedną hipotezę. MMA w Japonii nie może stanąć na nogi i nie ma nawet dobrych perspektyw, W Holandii stawiają mocno na K-1, w Anglii nie ma dobrych gal ani widzów, którzy by na nie chodzili, w Rosji M-1 też coraz gorzej przędzie, reszta Europy to pojedyncze malutkie gale (pomijając Polskę, która (zachowując cały obiektywizm) wychodzi tu na pozycję lidera. Nawet w Brazylii, która ma mocną pozycję w świecie sportów walki nie ma dobrych gal.

    Tymczasem USA, pomijając już nawet UFC i WEC ciągle się rozwija, ciągle powstają nowe organizacje. Zawodnicy mają gdzie zarobić a fani mają co oglądać. Czy nie uważacie, że jeśli taka tendencja się utrzyma to MMA stanie się sportem kojarzącym się stricte z Ameryką i będzie przypominać nieco koszykówkę: każdy kraj ma jakąś tam ligę, jakiś tam zawodników i jakąś tam oglądalność, ale i tak najbardziej emocjonujące, skupiające najlepszych i najlepiej opłacanych zawodników jest NBA, gdzie o grze w tej lidze marzy każdy zawodnik a każdy fan chce ją oglądać.

  6. Dostaje pieniadze, za rozwijanie swoich pasji, a chyba kazdy chcialby miec placone, za to co kocha robic, a nie wstawac o 7 i isc z opuszczona glowa do pracy. Jak robot…

    PRAWIE każdy zawodnik MMA tak robi 😀

    Też uważam , że powinno być więcej publicystyki 😉

  7. Seb, nie do końca się z Tobą zgodzę. UFC 120 w Londynie (najtrudniejszym mieście dla UFC w UK) sprzedało niemal wszystkie bilety pomimo bardzo słabego main-eventu. Brazylia długo cierpiała z powodu braku siniej organizacji na poziomie narodowym ale gal, na które schodzą bilety, jest bez liku a jedna z największych organizacji – Jungle Fight, nie wychodzi na minus. Twoja analiza zdaje się wskazywać na to, że za „dobre gale” uważasz UFC, WEC i ewentualnie Strikeforce i Dream.

  8. Przedewszystkim trzeba na to spojrzec tak ZUFFA budowala marke powoli i konsekwentnie, japonczycy za to stawiali na gwiazdy dawali w czasie Praida gruba kase jak sie to skonczylo wszyscy widzielism totalnym zalamaniem tego rynku klopoty teraz ma i Dream, a wszystko to ma chyba zwiazek ze skandalem wokol kultowego juz PRAID.

  9. Tidzej – pisząc o galach w Europie nie miałem na myśli gal organizowanych przez UFC. Pisząc o UK chodziło mi bardziej o to, że nawet duże gale z lokalnymi gwiazdami nie cieszą się zainteresowaniem i mimo tego, że teoretycznie jest mnóstwo fanów i zawodników, to praktycznie nie przekłada się to ani na oglądalność ani na pieniądze.
    Ciekawa sytuacja była w Australii, gdzie UFC sprzedało wszystkie bilety w dzień, a np. dobrze obsadzona gala Impact FC cieszyła się nikłym zainteresowaniem. Właśnie takie sytuacje utwierdzają mnie w przekonaniu, że może nam wyrosnąć coś takiego jak UFC i reszta świata.

    Zależy co rozumiemy przez „dobre gale” Tidzej. Jeśli chodzi o organizację, dobre walki i wysoki poziom sportowy to nie uważam, że liczy się tylko UFC. Natomiast jeśli dołożymy do tego sukces marketingowy, finansowy i przy okazji dochodzi nam najwyższy poziom sportowy to rzeczywiście zostają tylko gale ZUFFY.
    Strikeforce, Bellator czy DREAM są dobre, ale wydaje mi się, że to niestety nadal jest druga liga, w której Strikeforce wypada najgorzej bo nie potrafi nawet zorganizować walk wielu ze swoich zawodnikom, zostawiając ich na „bezrobociu” bez możliwości podjęcia innej pracy 🙂

  10. Sytuacja z Impact to zasadnicza różnica między promowaniem na poziomie lokalnym a promowaniem na poziomie globalnym. W mniejszym lub większym stopniu nie zrobiło by UFC różnicy czy w Sydney walczyliby Cro Cop i Nogueira, wszyscy wiedzą, że w ogromnym stopniu literki U-F-C sprzedają bilety, zwłaszcza przy pierwszej wizycie na nienasyconym rynku.

    Impact popełniło ten błąd, że ściągnęło wyrzutków z różnych organizacji, których losy obchodzą tylko hardcorowych fanów a zupełnie nie mieli na galach znanych lokalnie zawodników, którymi media by się mogły zainteresować. Dość powiedzieć, że wśród nielicznej widowni na galach Impact najwięcej zainteresowania wzbudził Ken Shamrock.

  11. Tidzej, DOKŁADNIE o to mi chodzi. Literki UFC sprzedają bilety, dlatego we wcześniejszym poście pisałem o tym, że zaczyna się robić podział na UFC i resztę świata.
    Zresztą niedługo dojdzie do tego, że tylko hardcorowy fan będzie widział różnicę miedzy UFC a MMA 🙂 Pamiętasz wypowiedź jednego z raperów (chyba Coolio), który zapytany o to czy lubi MMA powiedział, że nie wie co to jest, ale bardzo lubi i regularnie ogląda UFC 🙂

  12. Pamiętasz wypowiedź jednego z raperów (chyba Coolio), który zapytany o to czy lubi MMA powiedział, że nie wie co to jest, ale bardzo lubi i regularnie ogląda UFC 🙂

    Nie DMX czasem :>?

  13. Przedewszystkim trzeba na to spojrzec tak ZUFFA budowala marke powoli i konsekwentnie, japonczycy za to stawiali na gwiazdy dawali w czasie Praida gruba kase jak sie to skonczylo wszyscy widzielism totalnym zalamaniem tego rynku klopoty teraz ma i Dream, a wszystko to ma chyba zwiazek ze skandalem wokol kultowego juz PRAID.

    Warto przy okazji pamietac, ze Zuffie budowa marki wychodzila srednio do czasu, gdy TUF im uratowal tylek… a TUF to bylo zdaje sie posuniecie z cyklu „hail Mary”.

    Co do artykulu jeszcze – kolejnym aspektem, ktory przemawia za UFC, jest fakt, ze zawodnicy dostaja tam zwykle 2-3 szanse na poczatku. W przypadku Mameda i Sengoku, niestety kazda porazka oznacza znaczacy regres w tym wzgledzie.

    Zaskakujace, jak sie zmienil krajobraz polskiego MMA, gdzie jeszcze niedawno dominowaly produkty spod szyldu KSW, a teraz: Irokez w WEC, Grabowski w Bellatorze, Kita negocjuje ze Strikeforce/Dream, no i mamy Drwala w UFC. Sam Tomek Drwal bardzo dorzucil do swojej rozpoznawalnosci/medialnosci wg mnie przez Facebook, Twitter i video blogi.

  14. Jedna, ale zasadnicza dla polskiego mma kwestia – za sukcesami sportowymi Damiana, Michała, Tomka i Maćka nie stoi sukces medialny, a gwarantuję wam, że do czasu, gdy NA POWAŻNIE nie włączy się w to jeden z wielkich graczy medialnych w Polsce (jak Polsat) to Damian nawet po potencjalnej wygranej w turnieju Bellatorze HW będzie dla zwykłego Kowalskiego czy nawet lekko liżącego ten sport po prosu nikim – pustym nazwiskiem.

    To są bardzo smutne dla każdego fana fakty, ale fakty. Co gorsza po za Polsatem (bo powiedzmy to sobie wprost – żadna niszowa tv kablowa jak Orange Sport nie ma szans na zrobienie porządnego hype’u na konkretną osobę czy cały sport w mainstreamie) nikt z 2 dwóch wielkich graczy nie chce w to wchodzić. Tu trzeba potężnej kasy i dużego zasięgu.

  15. Dlatego trzeba nam sukcesow, a gdy one nadejda to moze ci gracze zajma sie MMA.
    Zauwazylem ze Polacy, moga ogladac fanatycznie nawet rzut karlem, gdyby jakis Polak bylby w czolowce 😀

  16. Dyrma – widze, ze skrzywienie zawode Ci sie wkreca z tym medialnym spojrzeniem 😉

    Masz racje, tyle, ze Grabowskiemu, Jewtuszce i innym zalezy raczej na (wg mnie zreszta zupelnie slusznie) osiagnieciu czegos w duzej hameryckiej ogranizacji, niz byciu duza ryba w malym stawie w Polsce.

  17. Yoshihiro masz racje że dzięki Pudzianowi zostało wypromowane MMa w Polsce, a zwłaszcza KSW czy Mamed.
    Co do Mameda to niestety może to być przykład niespełnionego wielkiego talentu. Mamed siedząc w Polsce, i trenując w Olsztynie nie rozwija się sportowo. Pokazała to walka z Japończykiem. Mamedowi brakuje klasowych sparingpartnerów. Sparując w Olsztyńskim klubie z ludźmi będącymi o niego o kilka klas niżej, w zasadzie Czeczen nie jest zmuszony do 100% koncentracji.

    Tymczasem Tomek sparuje z ludźmi którzy zmuszają go do maksymalnego wysiłku i koncentracji podczas sparingów. To sprawia że Tomek jeśli nawet nie uda mu się zaistnieć w UFC, to może powrócić do Polski i odebrać pas mistrzowski KSW Mamedowi, mimo że większy talent ma Czeczen.

    To nie religia jest przeszkodą dla Mameda ale jego upór aby mieszkać i trenować w Polsce a konkretnie w Olsztynie i pomagać swoim mniej utalentowanym rodakom w ich karierach. Janek Błachowicz nie ma takich resentymentów i dla niego trenowanie i walczenie tylko w USA nie będzie stanowić problemu. Tylko z takim podejściem można osiągnąć szczyty w sporcie.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.