Gdy Yoel Romero zaliczył wpadkę na teście antydopingowym na początku 2016 roku, wielu ludzi oskarżało go o notoryczne oszukiwanie – nawet gdy Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA) uznała tłumaczenie, że zawinił zanieczyszczony suplement. Do tej pory „koledzy po fachu” Yoela – tacy jak Chris Weidman czy Michael Bisping – twierdzą, że Kubańczyk regularnie stosuje nielegalny doping.
Romero w wieku 40 lat może pochwalić się świetną sylwetką. Zawodnik twierdzi, że to głównie zasługa dobrych genów, jakimi Kubańczycy są naturalnie obdarowani.
„Po tej sytuacji z testem antydopingowym, wiele razy przeszło mi przez myśl, by zaprosić ludzi do Kuby na jakieś 20 dni” – powiedział Romero w podcaście Joego Rogana. „Chciałem, by ludzie nas zobaczyli, jakie mamy świetne geny. Jak wyglądają nie tylko sportowcy, ale i zwykli ludzie”.
„Trzeba na to spojrzeć z otwartym umysłem” – dodał Yoel.
Romero twierdzi, że sterydy są po prostu za drogie, by ludziom w jego kraju opłacało się je kupować:
„Wiesz, ile trzeba zapłacić za sterydy? Człowieku, ludzie nie mają tyle pieniędzy”.
„Żołnierz Boga” w styczniu pozwał firmę produkującą suplementy – Goldstar Performance Products – wytwórców odżywki Shred RX, przez którą Yoel miał „oblać” test antydopingowy.
Trochę śmiechu jak argumentuje, ale.. trochę racji też ma. Wystarczy spojrzeć dla pewnego przykładu na Jamajczyków w biegach krótkodystansowych – u nich o ile dobrze pamiętam jest o wiele więcej mięśni super-kurczliwych (/super-szybkich/takich z ACTN3 – jak zwał tak zwał), nawet do parunastu procent gdzie przeciętna osoba ma może 1%. No i nie przeskoczysz. U takich jednostek jak Yoel dodatkowo naturalne poziomy hormonów są zapewne też raczej ciut inne niż u przeciętnej jednostki, choć tajemnicą Poliszynela jest to, że to nie tylko geny.. : )