derrick-lewis

(Fot. Dave Mandel / Sherdog.com)

30-letni Derrick Lewis (MMA 13-4) na lutowym UFC 196 skrzyżuje rękawice z jednym z najlepszych polskich ciężkich, Damianem Grabowskim (MMA 20-2, #3 w rankingu MMARocks). Poznajcie krótką historię jego życia.

Urodzony w rozbitej rodzinie i wychowany w Nowym Orleanie, Derrick Lewis walczy przez całe życie.

Lewis od początku nie miał łatwo. Wychowywał się pośród szóstki rodzeństwa bez ojca, z matką uwikłaną w toksycznym związku. Każdego dnia bił się o lepsze jutro. Walczył dosłownie i w przenośni.

W 1999 roku przeprowadził się do Houston. W rozmowie z txmma.com tłumaczy powody tej decyzji:

Musieliśmy zmienić miejsce zamieszkania, bo moja mama żyła w toksycznym związku, więc trzeba było się spieszyć i jak najszybciej uciekać. Gdy ten gość gdzieś wyszedł, wymknęliśmy się z domu i pojechaliśmy prosto do Houston.

Niezliczone pojedynki, które toczył za pieniądze na ulicach i inne występki zaprowadziły Lewisa do więzienia.

Dwa tygodnie po ukończeniu liceum, Lewis został oskarżony o napaść i dostał wyrok w zawieszeniu. Dwa lata później, podczas studiów w Kilgore, gdy miał pełne stypendium z futbolu amerykańskiego, złamał zasady zawieszenia. Dostał za to surowy wyrok – skazano go na pięć lat więzienia.

W ciasnej celi ostatecznie spędził trzy i pół roku, po czym został wypuszczony na wolność. Derrick miał sporo czasu na przemyślenia. Chciał zmienić swoje życie. Nie miał zamiaru wracać do więzienia. Wiedział, że jak nic nie zmieni w swoim życiu, to niechybnie skończy jako martwy, nikomu nieznany człowiek, na ulicy.

Po zwolnieniu z więzienia wrócił do Houston. W 2009 roku stało się to, na co liczył od długiego czasu. Jego życie zaczęło się zmieniać. Powód? Pierwszy trening Mieszanych Sztuk Walki.

Na ulicy bił się niejednokrotnie, ale to, czego doświadczył na macie, było dla niego czymś zupełnie nowym. Za namową kolegi skorzystał z szansy, by móc legalnie zarabiać jako zawodnik MMA. Gdy przekroczył próg klubu Silverblack MMA, szybko odkrył swoje powołanie. Od tego czasu życie Derricka Lewisa zmieniło się o 180 stopni.

Kolega wprowadził mnie w świat MMA. Nic wcześniej o tym nie wiedziałem, ani nie słyszałem, aż do 2009 roku. Mój ziomek nieustannie zawracał mi głowę mówiąc: „Człowieku, byłbyś w tym naprawdę dobry”. Byłem wojownikiem ulicznym. Walczyłem za kasę, tak jak to robił kiedyś Kimbo Slice. Ale potem uznałem, że to właściwa droga by zmienić moje życie. Nie mogłem już postępować tak jak wcześniej. To była przecież jedna z przyczyn, przez które wylądowałem na trzy i pół roku w więzieniu. Musiałem przestać walczyć na ulicy.

Derrick mocno zżył się z ekipą klubu Silverblack MMA. Trenerów i sparingpartnerów uważa za swoją rodzinę. Najbardziej podoba mu się tam zwykła, ludzka szczerość. Nie ma obgadywania za plecami, które prowadzi później do niepotrzebnych konfliktów.

View this post on Instagram

Me and my coach @krubobperez at the fights tonight

A post shared by Derrick Lewis (@thebeastufc) on

Lewis zaczął trenować również boks pod okiem legendarnego George’a Foremana, jednak po krótkim czasie postanowił skupić się wyłącznie na MMA.

Dwa lata po pierwszym treningu Mieszanych Sztuk Walki, 120-kilogramowa „Czarna Bestia” zdobyła dwa pasy mistrzowskie kategorii ciężkiej. W lutym 2011 roku Lewis miał bilans 4-1 i posiadał tytuły organizacji IXFA i Fight to Win. Jego kariera nabrała tempa.

Kilka miesięcy później pojawiła się szansa na wypłynięcie na szerokie wody – kontrakt z Bellatorem. Jak się później okazało, Derrick jeszcze nie był gotowy na pojedynki z czołowymi zawodnikami kategorii ciężkiej. Tony Johnson Jr. obnażył jego niedostatki techniczne. „Czarnej Bestii” w tamtym czasie brakowało przede wszystkim przygotowania pod obronę obaleń. Dziurawa garda i braki w zapasach były jednymi z przyczyn porażki przez jednogłośną decyzję.

Lewis wrócił na zwycięski szlak na lokalnych, amerykańskich galach. Rozwijał się z walki na walkę.

Sześć kolejnych starć bez porażki – w tym pokonanie dobrze znanego polskim fanom Jareda Rosholta – zagwarantowało „Czarnej Bestii” kontrakt z UFC. W największej organizacji MMA świata stoczył sześć pojedynków, z czego cztery wygrał. 6 lutego, na gali UFC 196 zawalczy z Damianem Grabowskim.

Lewis nie ma „normalnej” pracy. Utrzymuje się z pieniędzy od sponsorów i z wynagrodzeń za walki. MMA stało się jego sposobem na życie. Nie przeszkadza mu, że cały czas skreśla się go w tym sporcie. Co więcej, dostaje dzięki temu jeszcze większego kopa do działania:

To mnie motywuje. Lubię kiedy mówią, że nie mam szans. Nie miałem nic. Odbijałem się od samego dna. Wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Pobyt w więzieniu odbił na mnie piętno. Nikt mi nie zabroni odnosić sukcesów.

Chcę pokazać ludziom, że mogę coś zrobić. Pokazać moim braciom i siostrom… Chcę być dla nich wzorem do naśladowania, bo wiem, że mnie obserwują. Staram się udowodnić im, że obojętnie co by się nie działo, można zrobić coś ze swoim życiem. Nie mamy ojca, a ja jestem najstarszym chłopcem z siódemki dzieciaków. Będąc na tej pozycji, muszę brać na siebie odpowiedzialność za nich. Chcę im pokazać, że choćby nie wiadomo co, nie wolno się poddawać.

View this post on Instagram

I'm going with @_hollyholm tonight

A post shared by Derrick Lewis (@thebeastufc) on

Historia Derricka Lewisa jest pełna ironii. Przemoc, z którą borykał się za młodu, okazała się dla niego zbawieniem w dorosłym życiu.

12 KOMENTARZE

  1. Miałem pisać coś o sztywnym gicie. Jednak napiszę tak. Duży szacunek dla gościa, że podniósł się z takiego syfu. Fajnie, że sporty walki dosłownie ratują życie i jest na to dużo przykładów 😉

  2. Myślę Derrick Lewis —> skojarzenie: duży, gruby, z mocnym pierdolnięciem, zerowym cardio, zerowymi zapasami, zerowym parterem.

  3. kamerling

    Myślę Derrick Lewis —> skojarzenie: duży, gruby, z mocnym pierdolnięciem, zerowym cardio, zerowymi zapasami, zerowym parterem.

    Taki typowy amerykanin 😀

  4. kamerling

    Myślę Derrick Lewis —> skojarzenie: duży, gruby, z mocnym pierdolnięciem, zerowym cardio, zerowymi zapasami, zerowym parterem.

    Przesadzasz troszkę. 4-2 w UFC nie jest dziełem przypadku. Kondycyjnie wcale nie ma tragedii, a zapasy coraz lepsze. Ta walka na pewno nie będzie spacerkiem dla Damiana.

  5. Zgodzę się to nie będzie spacerek, jednak jak Damian to przegra to będzie olbrzymie rozczarowanie. Nie przyjmuje do wiadomości innego rozwiązania niż wygrana Damiana, najlepiej przed czasem.

  6. Szady

    Wychowywał się pośród szóstki rodzeństwa bez ojca, z matką uwikłaną w toksycznym związku

    Czyli standardowa, normalna murzyńska rodzina. No big deal

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.