Wyniki, bonusy i zarobki są już znane. Jedyne co teraz zostało to podsumowanie wydarzeń z 24 Maja a było co podsumowywać.
Według bukmacherów na papierze walka była niezwykle wyrównana ale, niezależnie od tego, niespełna 15 tysięcy widzów w MGM Grand Garden Arena obrało za swojego faworyta B.J. Penna. 25 minut później oni wszyscy wyszli na mądrzejszych od tych, co zmieniali swój typ w main evencie UFC 84 co kilka godzin. Ciężko powiedzieć jaki dokładnie był gameplan Sean’a Sherka, większość zakładała, że będzie chciał zmęczyć Hawajczyka forsując tempo w pierwszych rundach, nawet je przegrywając by, od trzeciej rundy, przejąć kontrolę w walce z coraz bardziej zmęczonym B.J.’em. Kluczem do zmęczenia miały być obalenia, ale Sherk nie tyle nawet nie mógł ich wykonać co nawet za bardzo nie próbował optując zamiast tego na walkę w stójce. Tą decyzją oddał Pennowi pierwszą, drugą i trzecią rundę, bo nie mógł przejść jaba, który z niezwykłą dokładnością lądował na jego twarzy raz po raz. Efekt tego był taki, że w trzeciej rundzie obrońca tytułu był świeży jak nigdy a Sherk wyglądał na coraz bardziej zmęczonego i pokrwawionego.
Na kilka sekund przed końcem trzeciej rundy Penn zwietrzył swoją szansę i prostą kombinacją posłał Sherka na płot. W stylu bezbłędnie przypominającym jego pierwszą walkę z Caolem Uno Penn poprawił latającym kolanem i Sherk poleciał na deski, okładany kolejnymi ciosami B.J.’a. Kiedy trzecia runda dobiegła końca nikt nie był pewien czy niezdecydowany Mario Yamasaki zakończył walkę czy tylko rundę. Penn był pewien, że to pierwsze i jego narożnik wbiegł już do klatki cieszyć się ze zwycięstwa, kiedy dopiero później oznajmiono, że Yamasaki istotnie zakończył walkę. Nie będę tutaj nikogo obwiniał, może poza sędzią, który powinien wykazać większą inicjatywę, ale całe to zamieszanie nieco zepsuło main event. Penn wyglądał lepiej niż kiedykolwiek wcześniej co każe wierzyć w jego zapewnienia o całkowitej zmianie podejścia do MMA. Jedno co się u Hawajczyka nie zmieniło to ogromna ambicja, bo już w wywiadzie po walce rzucał rękawicę GSP. Nie mam nic przeciwko temu rewanżowi i jestem ogromnie ciekaw jakby poradził sobie „nowy” Penn i St. Pierre’m, który dominuje, jak nigdy wcześniej, ale jednak zanim do niej dojdzie życzyłbym sobie, żeby panowie porządzili trochę w swoich własnych kategoriach wagowych.
Poza walką o pas w wadze lekkiej to waga półciężka, z aż 5 walkami, była główną atrakcją UFC 84. Jeden z najbardziej szanowanych i zasłużonych nazwisk w historii MMA, Wanderlei Silva, pokazał, że pogłoski o jego śmierci było mocno przesadzone. „Axe Murderer” wyglądał jak z czasów, kiedy wgniatał w matę Yukiego Kondo i zawieszał na linach Rampage’a. Z Keithem Jardine’m w klatce spędził zaledwie 36 sekund i to wystarczyło by całkowicie go zdominował. Silva szybko znalazł się w odpowiednim zasięgu dla swoich wariackich sierpów i od tego momentu wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Jardine lądował na deskach dwa razy a kiedy walka dobiegła końca leżał cały sztywny a Wanderlei przypomniał wszystkim, że należy się z nim nadal liczyć.
Wbrew zapewnieniom Mike’a Goldberga Goran Reljic trafił do UFC jako przede wszystkim grappler i mało kto się spodziewał że walkę z Wilsonem Gouveią wygra w stójce. Reljic jednak rzucał high kick za high kickiem a kiedy sam był w opałach wykazał się niesamowitą przytomnością biorąc Gouveię do gardy, podczas gdy większość fighterów w podobnej sytuacji próbowała by, nieskutecznie, obalić resztkami sił przeciwnika. Tak jak w walce z Lambertem Gouveia przegrywał aż do chwili kiedy znokautował przeciwnika tak tu zaczynał przeważać, kiedy Reljic złapał go ciosem w skroń. Chorwat, z marszu rzucony na dość głęboką wodę nie utonął i ciekaw jestem co może zawojować w najlepszej dywizji UFC.
Myślałem, że Tito Ortiz na dowidzenia bardziej niż cokolwiek innego będzie chciał pokazać środkowy palec prezydentowi UFC. Albo mu się odechciało albo Lyoto Machida jest naprawdę dobry. Przez czternaście i pół minuty niecny plan Dany White’a by nie tylko wysłać Tito z UFC z kolejną porażką ale także by była to absolutnie nie zajmująca walka wypełniał się co do joty. Tito jak wielu przed nim zupełnie nie wiedział jak się za Machidę zabrać i kiedy zupełnie nie wychodziły mu obalenia musiał gonić za Brazylijczykiem i nadziewać się na jego kopnięcia. Na domiar złego pod koniec pierwszej rundy to Ortiz znalazł się na plecach i z opresji wybawił go gong. Jest jednak takie powiedzenie „Never underestimate the heart of a champion” i w tych ostatnich sekundach, po tym jak Machida trafił do kolanem w wątrobe i Tito padł na deski pokazał ogromne serce do walki zapinając trójkąt i prawie przechodząc do balachy. To było za mało bo Machida jakimś cudem wywinął się i doczekał do końca, ale jakże odpowiednie było to, że tuż po walce pokazano autora przytoczonego wyżej powiedzenia. Jeżeli to istotnie był łabędzi śpiew Jacoba C. Ortiza w UFC to, pomimo porażki, może walczyć dalej z podniesioną głową.
Gdyby duże media zajmowałyby się UFC z pewnością bylibyśmy zasypani szeroko pojętymi „polskimi akcentami” z ostatniej z głównych walk na UFC 84. Przecież nie tylko Thiago Silva walczył w pierwszej walce w UFC z udziałem Polaka ale Antonio Mendes nie tak znowu dawno wygrał turniej KSW. Dodając jeszcze do tego fakt, że Brazylijczyków ostatnio naturalizujemy to byłaby to pewnie najbardziej „polska” walka od czasów Tomka Drwala. Abstrahując od wszelkich akcentów Mendes nie przyszedł do UFC żeby się podłożyć – dwa mocne kopnięcia w głowę i w ciało zepchnęły Silvę do defensywy ale reprezentant ATT pozbierał się, skutecznie związał swojego przeciwnika a kiedy Mendes poślizgnął się przy próbie rzutu była przysłowiowa „kaplica”. Kontrolować Houstona Alexandra na ziemi to jedno ale Silva znowu pokazał niesamowicie ciasną kontrolę, która praktycznie nie dała Mendesowi żadnej drogi ucieczki a kiedy jeszcze Silva zaczął ground-and-pound „Samuray” był zmuszony odklepać.
Na sześciu walkach undercardu również nie brakowało akcji. Tylko jedna z nich, Rich Clementi kontra Terry Etim zakończyła się decyzją sędziów ale nawet tam Clementi, który wziął tą walkę „z marszu” musiał się napracować, żeby odrobić straty z pierwszej rundy. W końcu udało mu się usidlić Etima na tyle skutecznie, żeby wygrać 29-28.
Treningi z Pawłem Nastulą nie poszły na marne w wypadku Sokoudjou, który pokazał, że jednak nie jest „przebojem jednego sezonu” w walce z Kazuhiro Nakamurą. Kameruńczyk był cały czas w natarciu a pod koniec rundy złapał Japończyka tak skutecznie, że ten nie mógł znaleźć swojego stołka po rundzie. Sokoudjou wypadł dobrze ale Shogun to chyba nadal za wysokie progi.
Rousimar Palhares to najnowsze cudowne dziecko BJJ. Brazylijczyk, którego przezwisko podobno oznacza „pieniek” szybko ściął z nóg Ivana Salaverry’ego, zaszedł za plecy i z tej pozycji przeszedł do balachy – kombinacja, która zarobiła mu 75 tys. $ premii.
O ile Salaverry odklepał to Jon Koppenhaver postanowił dać znać wszystkim, że ma jaja. Yoshiyuki Yoshida uporał się z nim poniżej minuty za pomocą anakondy, ale Koppenhaver wolał zrobić sobie drzemkę niż odklepać. Pytanie brzmi jak daleko, mając już 35 lat, może zajść Yoshida i czy da sobie radę z silnymi zapaśnikami w wadze półśredniej. Japończyk dostaje też premię za styl, a zwłaszcza za medalion z symbolem jena, który mógłby spokojnie występować w klipach 50 Centa.
Koreańskie tradycje w UFC zapoczątkował Joe Son ale Kim Dong-Hyun ani nie wniósł krzyża do walki ani nie pokazał szczególnej odporności na uderzenia w krocze. To co Kim zrobił to trafił ponad 100 łokci w głowę Jasona Tana co może być jakiegoś rodzaju rekordem. Podobnie jak z Yoshidą chętnie zobacze Kima w walce z niego bardziej wymagającymi przeciwnikami.
Bardzo wiele pytań krążyło na temat tego co tak naprawdę potrafi Shane Carwin i czy wytrzyma kondycyjnie walkę dłuższą niż runda. Większość tych pytań nadal pozostanie bez odpowiedzi bo znokautowanie Christiana Wellischa zajęło Carwinowi zaledwie 44 sekundy, więc jedyne czego się dowiedzieliśmy o zapaśniku z Kolorado to to, że ma też sporo pary w łapach.
Podsumowując UFC 84 było bardzo dobre, nie potrafię z głowy przypomnieć sobie poprzedniej gali spod znaku Dany White’a, która by stała na tak wysokim poziomie. Jedyne do czego mogę się przyczepić do afera z zakończeniem walki Penna z Sherkiem ale, w obliczu 11 walk, to nie jest istotny zarzut. Dana White może sobie pogratulować bo EliteXC ma cholernie ciężkie zadanie, jeśli w tą sobotę chcę dorównać do poziomu UFC 84.
Wand w przyszlym roku bedzie posiadal pas LHW
Jak Lyoto Machida spierdalal do tylu jak ten ostatnio to nie ma co sie dziwic że Ortizowi sie odechcialo…
tak bedzie posiadal ksw pas Poczekajmy to dopiero jego pierwsza wygrana
nie moge sie tylko juz doczekac walki o pas LHW czyli najprawdopodobniej bedziemy mieli Silva – Jackson 3 i tym razem tak jak powiedzial w jednym ze swoich wywiadow Wand: “bedzie mu trudno zawisnąć na klatce” (w odniesieniu do ich 2 walki kiedy rampage wisial pomiedzy linami po ciezkim KO)
Konkret ! Wielkie dzięki za recke 😀
Spokojnie spokojnie. Zanim Wand dostanie title shota, to jeszcze sporo musi wygrac w UFC. Pewnie po walce Rampage’a z Forrestem szanse na tytul dostanie wygrany z walki Machida- Silva. Az sie prosi o takie zestawienie. A potem pewnie Liddell, o ile cos wygra po drodze.
Machida- Thiago Silva oczywiscie 🙂
Bez wątpienia najlepsze UFC w tym roku, gala obfitowała w wiele świetnych niezapomnianych momentów od wylatującej szczęki Wellisha, balachy Palharesa, rzutów Yoshidy i Kima, kolana na wątrobę Machidy, trójkąta Tito, ręki na gardle Silvy aż po ostatnią akcję Penna. Autorzy highlightów dostali niebywałą ilość nowego materiału.
Respekcik dla Thiago ,ale uwazam iz ma duuuuze szczescie, Drwal gdyby nie stres i kondycha by zjadl go zywcem .
my POLACY jestesmy mocno zestresowanym narodem shg
genialna gala szkoda mi jardina bo mocno dostal a go lubie bo jest naprawde dobry i wandek wymiata