Mark Hunt, prawdziwy weteran świata sportów walki, już jakiś czas temu rozstał się z UFC. Zanim jednak Hunt odszedł z organizacji, w 2016 roku pozwał ją, jej prezesa oraz byłego mistrza Lesnara, za liczne uchybienia związane z wpadką dopingową Lesnara po gali UFC 200. Hunt twierdził, że zaangażowane w organizację walki strony, w zmowie ze sobą, kilkukrotnie złamały prawo. Ostatecznie Hunt przegrał sądową batalię. Cały czas jednak jest bardzo krytycznie nastawiony do organizacji prowadzonej przez Danę White’a.
Mark Hunt od dawna krytykuje organizację UFC twierdząc, że ta płaci zawodnikom zbyt małe pieniądze. W najnowszej audycji „Submission Radio” Hunt ponowił te zarzuty mówiąc:
W posiadaniu pasa UFC nie ma żadnego prestiżu. Nie ma też pieniędzy. I to nie jest tylko moje gadanie, to widać. Po co ktoś chciałby być zawodnikiem UFC? Po co ktoś chciałby być mistrzem UFC wagi ciężkiej? Po co to robić, skoro organizacja wypłaca zawodnikom piep**one 16 procent dochodów. To są śmieci. Gdy ludzie opowiadają mi o UFC i ich produkcie śmieję się pod nosem.
Hunt uważa też, że dobrym sposobem patrzenia na zarobki zawodników UFC jest porównanie ich z zarobkami największych gwiazd świata boksu.
Spójrzcie na boks. Najlepsi, Anthony Joshua, Joseph Parker, Tyron Fury, dostają po 100 lub 50 milionów za walkę. Conor zarobił takie pieniądze, gdy przeszedł do boksu. Po co więc być zawodnikiem UFC? Jaki to ma sens?
Ostatnią walką Marka Hunta w UFC, przy której ogłoszono jego oficjalne zarobki było starcie z Alistairem Overeemem na galu UFC 206. Hunt otrzymał wówczas 750 000 dolarów.
Mark Hunt nie zakończył jeszcze sportowej kariery. Zawodnik ma powrócić do rywalizacji 16 grudnia, kiedy to zmierzy się w starciu bokserskim z byłym graczem rugby Paulem Gallenem. Jak sam zapowiada, przed przejściem na emeryturę chciałby zawalczyć jeszcze pięć lub nawet sześć razy.