Cain Velasquez nie może cieszyć się ze swojego powrotu do UFC, bowiem nie tylko szybko przegrał z Francisem Ngannou, ale nabawił się kolejnej kontuzji i jak sam mówi, to właśnie przez kontuzję przegrał starcie. Podczas konferencji prasowej po pojedynku, Cain nie krył jak trudny jest to dla niego moment.
Nie mogę w to uwierzyć. Przeszedłem świetny obóz. To wszystko co mówiłem o tym jak silny się czuję, wszystko było prawdą. Zrobiłem jeden krok i poczułem, że coś trzasnęło i gdy chciałem wykonać kolejny krok moje kolano nie dało rady. Nie mogę w to uwierzyć, bo wchodząc do klatki byłem w 100% zdrowy. Niestety to był cholerny wypadek. To bardzo trudne i frustrujące.
Cain dodał również, że nie przyjął nawet ciosu od Ngannou, a jedynym powodem przegranej była kontuzja.
To było tylko kolano. On nawet mnie nie dotknął.
Całą akcję w zwolnionym tempie można zobaczyć poniżej.
Cain Velasquez's knee blows out and Francis Ngannou beats him down in round one! Damn! #UFCPhoenix pic.twitter.com/IRom9t6wDY
— Bulgogi Jones (@Hamderlei) February 18, 2019
Kolano jebło widać ewidentnie. Niestety chyba już po karierze.
Cain nie pierdol… Pisałem o tym krótkim prawym , że gdyby nie on to kolano by nie poszło bo nie rozłożyłby się na macie jak alkoholik po dwu dniowym cugu. Ale co się dziwić skoro typ wraca po prawie 3 latach, rzekomo zdrowym od roku a wszystko idzie w pizdu po 26 sekundach gdzie nie dość , że dostaje bombę to znowu się wysypuje na chuj wie ile a podejrzewam , że już na zawsze. Szkoda szkoda , bo nie lubię Gugu ale może w końcu ta bańka o najlepszym ciężkim wszech czasów pęknie.
Nie wiem czy był taki plan na walkę aby od razu kopać high kicki, ale to się kurwa nie mogło udać w tak wczesnym etapie walki gdzie twój rywal może ciebie ustrzelić jednym strzałem