W świecie sportów walki jeszcze zanim dojdzie do fizycznej konfrontacji, bywa że rywale próbują mentalnie wpłynąć na siebie. Bywa jednak i tak, że zawodnicy podchodzą do siebie z szacunkiem i spokojem. Nienawiść do przeciwnika jednym pomaga w walce, a inni jej nie potrzebują. Jan Błachowicz zalicza się do tej drugiej grupy fighterów.
Błachowicz na antenie Trójki w audycji „Sport pod Księżycem” przyznał, że niektóre ostre sytuacje pomiędzy zawodnikami, do których dochodzi na przykład na ważeniu bywają tylko spektaklem.
Są walki, że to jest sto procent reżyserki i są walki, gdzie jest sto procent nienawiści. Ja nie mam takiej nienawiści, że źle komuś życzę, to jest raczej nienawiść sportowa, związana z tym, że muszę pokonać rywala.
Jan Błachowicz dodał też, że nie potrzebuje dodatkowych emocji, aby nastawić się mentalnie do walki.
Ja wiem co robię, wiem po co tu jestem. Wychodzę, wykonuję swoją robotę i cieszę się. Sprawia mi to przyjemność i jest fajnie.
Mimo swojego stonowanego podejście do przeciwników, Jan Błachowicz przyznał, że jest jeden przeciwnik, za którym nie przepada.
Rywal, którego nie lubię i na pewno z nim bym się szklaneczki whisky nie napił, to Luke Rockhold. Po prostu go nie lubię i nie polubimy się raczej nigdy.
Amerykanin przed walką z Błachowiczem podchodził dość lekceważąco do Jana. Polak nie tylko jednak wygrał z nim walkę, ale również kończącym ciosem złamał mu szczękę i odesłał na emeryturę.