Fot: https://www.instagram.com/jurasmma/

Kilka dni temu oficjalnie potwierdzono występ Łukasza Jurkowskiego na gali KSW Colosseum, która odbędzie się 27 maja na PGE Stadionie Narodowym w Warszawie. Jeszcze nie poznaliśmy nazwiska jego rywala, ale pojedynek „Jurasa” z pewnością będzie jednym z najbardziej wyczekiwanych na karcie walk.

Łukasz udzielił niedawno bardzo intrygującego wywiadu portalowi weszlo.com, gdzie opowiada m.in. o początkach swojej przygody z Mieszanymi Sztukami Walki. „Juras” w rozmowie z Hubertem Kęską przyznał, że utrzymuje się sam od trzynastego roku życia:

W domu była nas czwórka, nie przelewało się. Mieliśmy co zjeść, co założyć – zawsze na to było, bo rodzice ciężko pracowali. Ale widzieliśmy z bratem, ile ich to kosztuje i postanowiliśmy ich odciążyć. Stało się pod Baltoną i myło szyby, zbierało butelki, pracowało w rozlewni Danone’a na taśmie lub w magazynie, chwytało się prac sezonowych. Byliśmy wszędzie, gdzie pojawiła się możliwość zarobienia dodatkowych kilku groszy, zawsze znalazło się coś do roboty. Wreszcie przyszła cieciówka. Jak zatrudniłem się w firmie ochroniarskiej, nie byłem pełnoletni.

Jurkowski wyznał, że nieraz zdarzało mu się brać udział w tzw. „solówkach”. Szczerze przyznaje, że radził sobie w tym całkiem nieźle:

Urodziłem się nad Zegrzem. Z braku możliwości fajnego spędzenia czasu robiło się łuk i łaziło po bagnach. Albo chodziło nad wodę. […] Bardziej poskakać na główkę, czy włamać się do jakiejś żaglówki i tam sobie posiedzieć. Na osiedlu mieliśmy górkę, na której odbywały się solówki. Co najmniej raz w tygodniu trzeba było się z kimś umówić. Rutyna.

Biłem się często i dość szybko wyrobiłem sobie taką pozycję, że skończyli mi się rywale. Myślę o swoim i rok wyższym roczniku. Zacząłem się konfrontować z dużo starszymi chłopakami. Tu różnica w gabarytach robiła swoje. Pamiętam solówkę z pięć lat starszym  gościem. Wywrócił mnie i sprzedał mi dwa liście. Byłem tak wściekły z powodu tej porażki, że gdy odchodził, wziąłem w rękę coś ciężkiego i w niego rzuciłem. Zwykły wyraz frustracji. Niestety, trafiłem go w tył głowy. Myślałem, że jego koledzy zaraz mnie zlinczują. Ku mojemu zdziwieniu, potraktowali to na zasadzie: „Małolat ma jaja. Dostał w łeb, a mimo to stanął z powrotem do walki”. Od tego czasu się z nimi bujałem. Byłem tym charakternym gościem z Zegrza.

Mimo że lubił się bić, Łukasz starał się sam nie rozpoczynać bójek. Miał na to swój sposób:

Ja nigdy nie rozpoczynałem awantur. Jak mnie ktoś strasznie drażnił, a widziałem, że nie chce konfrontacji, to różnymi zagraniami psychologicznymi doprowadzałem go do takiego stanu, że sam mówił: „No dobra, idziemy za szkołę”. Co innego, gdy ktoś zaczepiał mojego kolegę z klasy. Trzeba było wejść i rozdać. A jak 9-cio latek bije w twarz pięścią zamiast łapać za głowę i targać za włosy, to ludzie są w szoku.

Cała rozmowa „Jurasa” z weszlo.com dostępna jest tutaj. Gorąco polecamy.

2 KOMENTARZE

  1. Charakterny gość, prawilniak z kręgosłupem moralnym, zawsze sztywniutko. A nie, czekaj…

  2. Czyli zasadniczo po raz kolejny jesteśmy wszyscy świadkami niesamowicie udanego zabiegu, mającego ukazywać Januszom w naszym rodzimym kraju, że zawodnicy MMA to ludzie normalni, poukładaniu i mający olej w głowie, którzy po prostu kochają rywalizację i piękną sztukę samoobrony i walki jaką jest MMA. Nie jakieś tam dresy co napierdalają w ludzi cegłówkami (np jak się odwrócą), typy z pod ciemnej gwiazdy co dają komuś w ryj raz w tygodniu itp.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.