Fot: Sebastian Rudnicki / KSW

Damian Janikowski zaliczył udany debiut w zawodowym MMA na gali KSW 39: Colosseum. Były olimpijczyk w rozmowie z portalem sport.pl opowiada o zarobkach z czasów kariery zapaśniczej, a także o swojej przygodzie z Mieszanymi Sztukami Walki. Poniżej fragmenty wywiadu:

Trudno byłoby dalej żyć z zapasów?

– To nie tak, że zostawiłem zapasy, bo nie miałem za co żyć. Mogłem pójść na budowę albo pracować jako trener czy instruktor. Mogłem też zostać zawodowym żołnierzem. Ale chodziło o coś więcej. Większe pieniądze zawsze kuszą. Teraz MMA jest bardzo popularne i można w nim nieźle zarobić, tyle że to jednorazowy zastrzyk gotówki. Po drodze trzeba cały czas w siebie inwestować. Wszystko kosztuje: trenerzy, przygotowania, odżywki. Zmieniłem dyscyplinę, bo chcę sobie udowodnić, że mogę być tak dobrym fighterem, jak kiedyś byłem dobrym zapaśnikiem.

W zapasach nie mógłbyś liczyć na takie pieniądze jak w MMA.

– Na początku mojej przygody ze sportem nie myślałem wcale o pieniądzach. Zapasy trenowałem traktowałem jak zabawę. Później to się zmieniło. Chciałem nie tylko być najlepszy, ale też więcej zarabiać, więc zacząłem się rozglądać za dodatkowym zarobkiem. Przez wiele lat pracowałem na bramce w klubie. Po przepracowanej nocce, biegłem na trening. Nie było kolorowo. Gdy miałem 19 lat dałem trenerom ultimatum. Chciałem, żeby wcielili mnie do wojska, do zespołu sportowego. Gdyby się nie udało, dawno rzuciłbym sport. Finansowo dłużej bym nie pociągnął.

Dużo zarobiłeś za walkę na Stadionie Narodowym?

–  Kwoty nie zdradzę, ale można zarobić tyle ile przeciętny człowiek musi pracować przez cały rok.

Da się to w ogóle porównać z zapasami?

– To finansowa przepaść, ale z drugiej strony zapasom mnóstwo zawdzięczam. Gdyby nie one, na pewno nie byłbym w tym miejscu, gdzie jestem. Nie dostałbym tak atrakcyjnej oferty, jak debiut w KSW na Stadionie Narodowym.

Treningi są cięższe niż w zapasach?

– Każda dyscyplina jest trudna jeśli chcesz być najlepszy. Sport olimpijski jest dużo bardziej wymagający niż zawodowy. W zapasach nie było łatwo. Ciągłe wyjazdy. Ponad 200 dni poza domem. Brakowało mi kontaktu z córeczką. Co chwila turnieje i kolejne obozy. Kiedy w MMA przez kilka miesięcy trenujesz do jednej walki, w zapasach w tym samym czasie przygotowujesz się do dwudziestu pojedynków. To było obciążające fizycznie i psychicznie. A do zyskania wcale nie jest tak dużo, jakby mogło się wydawać.

Czyli?

– To, co do tej pory osiągnąłem zawdzięczam sobie i moim trenerom. Gdyby nie mój zapał do sportu, gdyby nie te wszystkie męczarnie, nic bym nie wygrał. I muszę to powiedzieć. Medaliści olimpijscy mają bardzo słabo w naszym kraju. W wielu innych, mniejszych państwach sportowców, którzy stali na podium na igrzyskach, traktuje się jak bogów. Taki zawodnik po wywalczeniu olimpijskiego krążka nie musi się o nic martwić. Jeździ nowym samochodem, stać go na mieszkanie. Nie musi brać kredytów czy rozglądać się za dodatkową pracą, żeby zarabiać na godne życie. U nas jest strasznie pod tym względem. Wielu medalistów po zakończeniu kariery musi na siłę szukać dodatkowego zajęcia. Dla mnie to jest bardzo słabe.

Ile dostałeś pieniędzy za brązowy medal w Londynie?

– 170 tys. zł minus podatek. Na czysto wyszło mniej niż 150 tys. zł. Wyremontowałem mieszkanie, na które wziąłem 400 tys. zł kredytu. Tak naprawdę zostałem z pustymi rękami. Co prawda, dochodziły do tego miesięczne stypendia, wynagrodzenie z wojska, ale w sumie nie było tego dużo. Szczególnie jak masz na utrzymaniu rodzinę, rachunki do opłacenia i spłacasz kredyt mieszkaniowy. Na szczęście zawsze mogłem liczyć na przyjaciół, którzy mnie dodatkowo wspierali. Ale to śmiech na sali, nie powinno to przecież tak to wyglądać.

Nie za mocno?

– Ale to jest prawda! Pamiętasz co się z stało z Agatą Wróbel? Dwukrotna medalistka olimpijska, mistrzostw świata i co? Wyjechała do Anglii pracować na wysypisku śmieci. To jest smutne, że tak się traktuje u nas wybitnych sportowców. Nie mówię, że tak jest wszędzie, bo w sportach zespołowych czy lekkiej atletyce jest o wiele lepiej. Są wielcy sponsorzy jak Orlen. Lepsi zawodnicy mogą startować w różnych mityngach, dobrze płatnej Diamentowej Lidze, gdzie zarabia się fajne pieniądze. To idealna sytuacja na start w życiu. Dostajesz kupę pieniędzy, możesz otworzyć firmę, która zaczyna na ciebie pracować, a ty dalej trenujesz, walczysz o kolejne medale i nie myślisz o niczym innym. Niestety, niektórzy medaliści olimpijscy mogą ten krążek co najwyżej powiesić na ścianie i nawet nie czują tego, że dokonali czegoś wielkiego.

Przysługują ci świadczenia za brązowy medal?

– Tak, ale od 40. roku życia. Będę musiał się o nie upomnieć. Po igrzyskach w Londynie miałem 23 lata. Gdybym wtedy chciał zakończyć karierę, tez mógłbym na przykład pracować na wysypisku śmieci i czekać do olimpijskiej emerytury. A później ktoś się dziwi, że zostawiłem zapasy i postawiłem na MMA. Tak wygląda prawdziwe życie.

Cała rozmowa Damiana Janikowskiego z Damianem Bąbolem ze sport.pl dostępna jest tutaj.

1 KOMENTARZ

  1. Tak narzeka a z tego co wiem to we wrocku żył na bardzo dobrym poziomie , ale fakt że w Polsce powinni lepiej traktować sportowców…

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.