Już 18 marca Danie Omielańczuk powróci do oktagonu UFC i podczas gali UFC Fight Night 107, która obędzie się w Londynie, zmierzy się z Timothym Johnsonem. W rozmowie z lokalnym periodykiem “Życie Siedleckie”, Omielańczuk opowiedział nieco o tym jak wygląda jego forma na to starcie.
Zawsze mam delikatne problemy, jeśli chodzi o przygotowania w okresie jesienno-zimowym. Mogę powiedzieć, że jak na tę porę roku forma jest całkiem niezła. W ostatnim tygodniu mam zaplanowanych kilka sparingów, w których dopracuję ostatnie taktyczne szczegóły na walkę z Johnsonem. Optimum ma przyjść 18 marca i na pewno tak będzie.
Daniel zdaje sobie sprawę, że przeciwnik będzie wymagający, ale zapewnia, że na pewno dadzą razem dobrą walkę.
Wywodzi się z zapasów, ze stylu klasycznego. Wiem, że musiał zbijać wagę, by osiągnąć nasze minimum pozwalające na walkę, czyli 120 kilogramów. Jest mańkutem i ja jestem mańkutem, a ciężko znaleźć mańkutów do sparingów. To dobry zawodnik. Żadnemu z nas nie będzie łatwo. Nie lubię nic obiecywać, bo to jest sport, ale jeśli muszę, to obiecuję pełne zaangażowanie, chęć zwycięstwa i to, że dam z siebie wszystko. Do ostatniego tchu. Mogę też zapewnić, ze to będzie dobra walka.
Zapytany o swoje początki ze sportami walki, powiedział jak trafił w dzieciństwie na matę.
Moja przygoda ze sportami walki rozpoczęła się w wieku siedmiu lat. Zaczęło się to dość dziwnie, bo obejrzałem film Amerykański Ninja i mnie to zafascynowało. Chciałem być tak jak bohater tego filmu. Później moja ciocia woziła mnie na treningi do Warszawy. Pamiętam, że na pierwszych zajęciach z MMA po starciu ze szkoleniowcem skręciłem kolano. Jednak to mnie nie zraziło i przygoda trwa do dzisiaj. Z biegiem czasu stał to się sposób na życie. Po drodze było jeszcze m.in. muai thai.
#WarDaniel