Zapraszamy do przeczytania dwóch analiz kursów, jakie pokazały się na stronie naszego sponsora, firmy LV BET.

Anderson Silva – Derek Brunson

Nie mam wątpliwości co do tego, że Anderson Silva najlepsze lata ma za sobą, a odporność jego szczęki stała się podejrzanie słaba, jednak to zawodnik, który wciąż potrafi „czarować” w oktagonie, co pokazał choćby świetnym latającym kolanem w boju z obecnym mistrzem wagi średniej Michaelem Bispingiem. „Pająk” ostatnio w zasadzie tylko przegrywa, a mimo to UFC zestawia go z czołówką dywizji. Tym razem padło na Dereka Brunsona – zawodnika, który oprócz mocnego ciosu, dysponuje kryptonitem na styl walki Silvy, czyli solidnymi ofensywnymi zapasami.

Mimo tego, że Brunson na pierwszy rzut oka wydaje się wyraźnym faworytem, bukmacherzy nie są tak radykalni przy ocenie szans fighterów. Silva, owszem, jest underdogiem, ale tylko nieznacznym. Skąd to się bierze?

Tym, co działa na korzyść „Pająka”, jest na pewno nieortodoksyjny styl walki w stójce, co w połączeniu z niemal zawsze wysoko trzymaną gardą jego najbliższego rywala, może dać efekt w postaci widowiskowego nokautu. Daleki jestem od nazywania Dereka „szklanym”, ale przez marną defensywę nieraz dał się podłączyć. A „Pająkowi” tylko w to graj.

Na tym jednak kończą się opcje na zwycięstwo dla Andersona Silvy. Brunson, mimo słabej defensywy, o której wspomniałem wyżej, radzi sobie ofensywnie całkiem przyzwoicie. Na Brazylijczyka z czasów jego „prime’u” byłoby to na pewno za mało, ale teraz – gdy refleks i odporność już nie te – możemy sobie wyobrazić jak Amerykanin wygrywa przez nokaut – jak w walce z Uriahem Hallem:

W mojej głowie układa się jednak inny scenariusz. Bardzo prawdopodobne jest, że Derek odwoła się doplanu na walkę, który niejednokrotnie stosował w przeszłości – po kilku wymianach ciosów spróbuje przenieść walkę do parteru. Jest duża szansa, że mu się to uda. „Pająk” nigdy nie błyszczał w zakresie obron obaleń, a jego najbliższy rywal dysponuje bardzo solidnymi zapasami. Nie dość tego, Brunson potrafi dobrze kontrolować oponentów z góry, zasypując ich mocnymi ciosami. Nie możemy wykluczyć, że da się złapać w zasadzkę w postaci np. duszenia trójkątem, ale wysoki współczynnik obron przed poddaniami powinien go przed tym uchronić.

Brunson, jeśli nie zastopuje rywala ciosami w parterze, to ze swoim stylem walki może wyciągnąć decyzję. I taki przebieg walki typuję. „Pająk” będzie stwarzał zagrożenie w stójce, ale gdy nie uda mu się „ustrzelić” rywala, najpewniej przegra przez decyzję, a i może sam się na coś nadzieje.

Nie ryzykowałbym obstawiania zwycięstwa Silvy po kursie, jaki oferują bukmacherzy. Pewną wartość dostrzegam w mnożniku na Brunsona. Jak już to, można zaryzykować parę złotych na zwycięstwo Amerykanina, ale musimy liczyć się z tym, ze w każdej sekundzie walki może przyjąć ten jeden, jedyny cios, który zakończy pojedynek i utopi nasz kupon.

Jim Miller – Dustin Poirier

Dustin Poirier świetnie się odbudował po porażce z Conorem McGregorem. Kategorię piórkową zamienił na lekką i zdobywał kolejne zwycięstwa, najczęściej przez nokauty. Od wygranej do wygranej torował sobie drogę do walki o pas mistrzowski, jednak świetną serię zwycięstw przerwał mu Michael Johnson, nokautując „Diamonda” w pierwszej rundzie walki.

Nie wiemy, jak psychicznie Poirier poradził sobie z tą porażką, w przeciwieństwie do Millera, który ma teraz trzy zwycięstwa z rzędu. Przedostatnia walka z Joe Lauzonem zakończyła się kontrowersyjną decyzją, ale… to już przeszłość.

Bukmacherzy stawiają Dustina w roli ogromnego faworyta, co trochę dziwi, bowiem Miller to wciąż bardzo solidny fighter. Jim od lat znany jest ze świetnego parteru i zdolności do wyciągania poddań. Na ziemi często zmienia pozycje i jest groźny przez swoją nieprzewidywalność oraz gibkość, ale też popełnia błędy i ląduje w niekorzystnych pozycjach. Jeśli jednak trafia na rywala z przeciętnym parterem, potrafi błyszczeć.

W stójce jest podobnie – Jim potrafi zarówno stwarzać spore zagrożenie, jak i samemu sporo zbierać. Nieraz zaskakuje kopnięciami, a także potrafi robić dobry użytek z łokci. To jednak trochę za mało na ciągle rozwijającego się w tej płaszczyźnie Dustina. Poirier najlepszy jest właśnie w stójce, gdzie dobrze pracuje na nogach i potrafi uderzyć mocno i zarazem technicznie.

Ale też nieraz wdawał się w bijatyki:

Ostatnio poprawił defensywę, więc Miller będzie miał nie lada problem, by go trafić, czego jednak wykluczyć nie można. Dodatkowo Dustin jest mocny także w klinczu, do którego często dąży Miller. Również w parterze potrafi sporo wyczarować, a w pozycji z góry ma dobrą kontrolę i zasypuje rywali gradem ciosów.

Po wnikliwej analizie, trzeba uczciwie przyznać, że Poirier słusznie jest faworytem – być może nie aż tak wielkim, jak to sugerują kursy, ale wciąż wyraźnym. Gdyby miał słabsze defensywne zapasy, to rozważałbym postawienie paru złotych na wygraną Millera, a tak zapowiada się na to, że walka będzie toczyć się głównie w stójce – królestwie Poiriera. A nawet jakby trafiła na ziemię, to „Diamond” powinien uniknąć prób poddań. Kurs na Dustina jest jednak niegrywalny, dlatego mamy tutaj sytuację „no bet”.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.