Mój drugi wpis zacznę od tego, że jestem już w Polsce. Musiałem skrócić pobyt w Albuquerque. Wyjaśnię to na końcu, żeby wprowadzić w to wszystko trochę napięcia. No ale teraz po kolei o rzeczach, o których obiecałem napisać.
„Hał ar ju, Fajn, Fenkju, Hał ar ju” – coś o ogólnej atmosferze
Atmosfera jak to w Ameryce. A przynajmniej jak w tej Ameryce, do której trafiliśmy. Może ten klimat i region tak działa, ale nie ma tu ważniaków, ani panów prężalskich. Jest za to przykładanie się do treningu. Treningi trwają godzinę, ale w każdej chwili możesz zrobić sobie dodatkowe ćwiczenia. Przestrzeń klubowa jest otwarta dla tych, którzy tam mieszkają i trenują, więc cały czas coś się dzieje. Ktoś robi tarcze, indywidualne treningi parterowe, itd. Oczywiście czołowi zawodnicy nie ograniczają się tylko do treningów w akademii, ale współpracują ze specjalistami z różnych miejsc. Taki Cowboy ma na przykład na swoim rancho (ponad 2000 m.n.p.m.!!! – tyle w temacie cardio) swój prywatny gym z 10 metrową klatką, gdzie ściąga osoby na zamknięte treningi. Kotwiczka zrobił chyba wrażenie swoimi zapasami, bo regularnie go tam zabierali, ale o tym niech Wam sam napisze coś więcej.
Co robi goryl w JacksonWink, gdy nie może trenować
Miało być na końcu, ale co tam. Doszły mnie słuchy, że forumowicze niepokoją się, że znów jakaś kontuzja. Uspokajam – z moim kolanem jest coraz lepiej, ale jeszcze mi doskwiera i do końca rehabilitacji zostało trochę czasu. Liczyłem się z tym, że nie będę mógł tam jeszcze normalnie trenować. Natomiast nie to było moim głównym celem. Chciałem zobaczyć miejsce, poznać tych ludzi i porozmawiać o moich indywidualnych przygotowaniach do walki, gdy już będę zdrowy. Od wielu lat tak naprawdę sam sobie jestem trenerem, a łączenie tego z prowadzeniem klubu i innymi rzeczami nie jest najprostszą sprawą. Szukałem więc w JacksonWink ludzi, którzy poprowadzą moje przygotowania.
Trener Winklejohn jest bardzo otwartą personą. Porozmawialiśmy szczerze kilka razy i udało nam się dosyć szybko znaleźć porozumienie w kwestii moich przygotowań do przyszłych startów. Więc teraz zostaje wyrehabilitować nogę, żeby móc trenować i określić termin walki, a potem rozpisać przygotowania i wyznaczyć terminy następnych kampów w Albuquerque. Zapowiada się dobra współpraca.
Skoro najważniejsze ustaliłem, nie było sensu zostawać tam do końca. Trenować nie mogę, rehabilitację szybciej zrobię w domu, a dodatkowo mieszkanie na piętrowym łóżku z 6 kolesiami w pokoju… Wiecie, kojarzy mi się to bardziej z lekturami okresu wojennego. Wróciłem więc wcześniej, co nie znaczy, że nie wykorzystałem tego czasu do maksimum, żeby jeszcze pozwiedzać trochę Stanów…
Przewodnik po Albuquerque – co można robić po treningu?
Cóż, życie poza treningami jest tam ciężkie, jeśli w ogóle jakieś jest. O spaniu na grzędzie wspomniałem. Poza tym zbieranina ludzi z całego świata, w bardzo różnym wieku, jest o tyle ciekawa, co męcząca i ujmując to delikatnie – różnice kulturowe nie służą tam wspólnemu mieszkaniu. Wiecznie nie umyte gary, brak nawyków sprzątania po sobie sprawiły, że trzeba było wprowadzić w akademiku mały terror.
W miasto nie bardzo było jak uciec, bo niby jest jakieś centrum, ale z rozrywkami fajerwerków nie ma. Mieliśmy okazję z Albertem pozwiedzać trochę starą część miasta oraz zamoczyć stopy w znanej z westernów kultowej rzece Rio Grande, która przepływa przez Albuquerque. Jest w sumie też fajny park, w którym można połowić ryby. I to raczej tyle.
Ameryka Panie!
W weekend więc nie zastanawialiśmy się długo – wzięliśmy auto i ruszyliśmy w trasę. Wybraliśmy się do National Arches Park, Canyonlands, oraz na Grand Canyon. I to są chyba miejsca, których najbardziej Amerykanom zazdroszczę. W drodze do Arches zatrzymaliśmy się w fantastycznym miasteczku Mead, gdzie kupując kawę zaczęliśmy rozmawiać z tubylcami, którzy właśnie wybierali się polować na niedźwiedzie z 10 letnim chłopcem w składzie. Na pytanie po co polują na niedźwiedzie, odpowiedzieli, że dla mięsa dla psów. Pomyślałem wtedy – Tak jest! To jest ta Ameryka!
Po szybkiej wizytacji Arches i Canyonland ruszyliśmy w trasę na Grand Canyon. Po drodze uderzając w młodego dzikiego indyka, który wybiegł prosto pod maskę. Na szczęście po szybkiej obdukcji udaliśmy się na nocleg przed wizytą w Grand Canyonie. Zawsze kiedy widzi się takie majestatyczne miejsca można sobie bardzo szybko uświadomić, czym jest człowiek dla żywiołu natury oraz czasu. Cóż, wnioski nie są zbyt optymistyczne. W każdym razie to miejsce po prostu trzeba samemu zobaczyć, bo żadne zdjęcia, filmy, czy opis nie odda tego, co się tam czuje.
Żeby nie było za poważnie, naszą objazdówkę zakończyliśmy mocnym akcentem w Las Vegas i na Big Shot. Kto nie wie o co chodzi, podsyłam link:
Ekipa SWD, czyli co dalej?
Na moje treningi w JacksonWink muszę jeszcze poczekać, ale najważniejsze zostało osiągnięte – udało się stworzyć dobre podwaliny pod przyszłą współpracę z trenerami JacksonWink MMA. Natomiast reszta ekipy: Albert, Sebastian, Martyna i Kamil trenują tam dalej w najlepsze i radzą sobie naprawdę dobrze. Myślę więc sobie tak, że kolejny wpis warto skonstruować z ich relacji. I tak też zrobię. Poznaliście mój punkt widzenia na tę wyprawę, następnym razem przeczytacie o tym, jak to wszystko widzi reszta załogi. Myślę, że będzie równie ciekawie.
Przypominamy także o serii videoblogów Tomasza Drwala z wyjazdu do klubu JacksonWink MMA Academy. Prolog znajdziecie tutaj.
:fly:
:fly:
Po pas!
Tomasz Kontuzja Drwal
No i takie blogi to ja mogę czytać :beer:
Drwal to mój wymarzony Mistrz KSW. Ma wszystko by porwać Janusza z wonsem który nie umie tzymać gardy.
Dobre!
Czyżby Cowboy vs Khabib na horyzoncie?
Za 10-12 lat ten chłopiec zdominuje lekką w UFC :mamed:
Uważaj Tomek (wierzę, że czytasz cohones), bo Ci HejtStop zapuka do domu za krytyczne wypowiedzi nt multikulti i propagowanie przemocy wobec innych kultur :DC:
No i elegancko. Wierzę, że Tomek jeszcze dostanie szansę walki o pas :beer:
Przejechany ptaszor czy pióropusz kupiony w muzeum? :werdum:
większość z nas chciałaby pewnie widzieć Goryla z pasem KSW ale pytanie czy on będzie tego w ogóle chciał? ma dobre kontakt z UFC, jak się wyleczy i da z jedną dobrą walkę w KSW to może w UFC Goryla znowu zobaczymy?
Zajebiste :OK:
Przyjemnie się czyta, poproszę więcej 🙂
Świetne są te materiały Goryla :applause::OK:
AMA z Tomkiem Drwalem to by było coś…
:heart:
Drwal to jest gość.
Goryl z Albukerki wrócił i całą wodę zużył:ashamed:
post image![[IMG]](http://s33.postimg.org/xxrqdq5pr/WP_20160602_20_41_58_Pro_LI.jpg)
Goryl nas rozpieszcza! :coffeepc:
Z pewnoscia bedzie ciekawie. Chetnie przeczytam np. o tym jak Albert omawial z Holly problem porazek przez poddanie w wygranych walkach 😉
Czekałem na drugi wpis i się doczekałem. Świetna robota
Dobry kolejny wpis !
Rewelacja. Świetny wpis i bardzo ładne, zachęcające do podróży zdjęcia. Czekam na więcej.