Miał być wielki debiut organizacji z międzynarodowymi aspiracjami. Skończyło się lokalną galą i długami organizatora wobec zawodników!
Jeszcze kilka miesięcy temu wszystko zapowiadało się co najmniej dobrze. Niemiecka organizacja Young Blood Night postanowiła wkroczyć na polski rynek. Od razu miał to być znaczący debiut ludzi już stosunkowo doświadczonych w organizacji podobnych eventów za Odrą.
Pierwsze zapowiedzi mówiły o mocnej karcie walk w Pawłem Pawlakiem w najważniejszej z nich. W rozmowie z częścią podwykonawców, stojący za organizacją Robert Nossol, wyraźnie podkreślał, że chce z nimi podpisywać umowy, bo w YBN wszystko ma być nie tylko na dobrym poziomie, ale też dopięte formalnie.
NA ZAPEWNIENIACH JEDNAK SIĘ SKOŃCZYŁO
Pierwszy rysy na wizerunku debiutu organizacji w Polsce pojawiły się wraz z wypadaniem wcześniej ogłaszanych zawodników. Na kilka tygodni przed galą było już wiadome, że np. Paweł Pawlak w walce wieczoru się nie pojawi. Niemal do samego końca trudne było jednak znalezienie ostatecznego kształtu rozpiski, czy konkretnych informacji odnośnie samej gali.
Kilka dni przed datą gali Robert Nossol zamilkł. Część podwykonawców – pomimo wcześniejszych zapewnień o współpracy – nagle została bez kontaktu z organizatorem. Finalnie – choć odmawiali współpracy w innych miejscach, z racji rezerwacji terminu – do Kędzierzyna-Koźla nie trafili wcale. Tuż po gali okazało się, że ich strata w postaci zaprzepaszczonego terminu wcale nie była największą.
ZAWODNICY NA LODZIE
Kadr z walki podczas gali Young Blood Night 10 (fot. nagranie Telewizji TVM)
Nie trzeba było długo czekać, by zaczęły się pojawiać rozgoryczone głosy zawodników. – Umawialiśmy się, że pieniądze będą od razu po gali – powiedział nam Azamat Mustafaev, który stoczył pojedynek na kędzierzyńskiej gali. Wypłaty jednak nie zobaczył. – Tydzień po gali organizator napisał, że pieniądze organizacja wysłała przelewem. Kilka dni później twierdził, że pieniądze zostały wysłane z Anglii i stąd opóźnienie, bo banki mogą to księgować nawet 2-3 dni – dodaje Mustafaev. Po kolejnych upomnieniach Robert Nossol zapewnił, że spyta organizację co dzieje się z pieniędzmi i na tym kontakt się urwał. Obiecanego potwierdzenia przelewu również nie wysyłał.
Okazuje się, że problemy zapowiadały się już dzień przed galą. – Mój przeciwnik wniósł na wagę 3 kg za dużo i powiedziałem, że nie będę walczył – mówi Sławomir Szczepański, zawodnik warszawskiego S4 Fight Club. – Nossol prosił mnie, bym walczył i obiecał, że dostanę za to całą podstawę przeciwnika a on tylko bonus. Miałem umówione 1200 zł + 400 zł bonusu, więc nagle zrobiło się z tego 2400 zł i zgodziłem się.
W dniu gali zawodników czekało niemiłe zaskoczenie. Po godzinie 13:00 przestały działać ich karty hotelowe a obsługa kazała im opuścić pokoje. – Pojechaliśmy do Nossola wszyscy. Ten twierdził, że pytał wszystkich i rzekomo nikt nie chciał zostać po gali, więc zapłacił hotelowi tylko za jedną dobę – skarży się Szczepański. – Okazało się, że nie pytał nikogo, ale po awanturze pojechaliśmy razem do hotelu i załatwił nam spanie.
Na tym jednak myślenie o zawodnikach się skończyło. Znów pojawił się problem z obiecanymi pieniędzmi za walkę. – Jak doszło do wypłat to pierwszym zapłacił połowę, potem już nic. Zarzekał się, że kasa będzie po tygodniu – mówi Szczepański, który ostatecznie nie zobaczył ani złotówki. – Kłamał codziennie a to, że kasę wysłał z Anglii, później że konto mam nie takie, znów że wysłał ze swojego, prywatnego konta wieczorem i pieniądze będą jutro, że jednak jutro dopiero je wyśle. Na końcu zablokował mnie na Facebooku i nie daje znaku, nic.
(fot. nagranie Telewizji TVM Kędzierzyn Koźle)
Samym tylko zawodnikom z Warszawy Robert Nossol ma być winien ponad 4 tys. złotych. A to jedynie kilku z 20 fighterów, którzy wzięli udział w gali.
Pomimo wielokrotnych próśb o komentarz organizatora do tej sytuacji, Robert Nossol nie zdecydował się nam odpowiedzieć. Można wyczytać, że 3 marca przyszłego roku Young Blood Night planuje kolejną galę. Tym razem w niemieckim Staubingu.