Tekst na gorąco, napisany przeze mnie zaledwie dwie godziny po zakończeniu gali. Śmiało stwierdzę od razu – miałem rację. Umowa z telewizją Puls dała Profesjonalnej Lidze MMA zupełnie inną, nową jakość. Czy lepszą? W pewnym stopniu tak, w innych aspektach raczej nie, ale do tego wszystkiego trzeba mieć spory dystans. Warto zatem skonfrontować plusy i minusy sobotniej imprezy PLMMA 72 w podwarszawskich Łomiankach, bo trochę się tego uzbierało. Więcej będzie tych drugich, ale w perspektywie całego wydarzenia nie było źle i to mogło się nawet spodobać. Przede wszystkim widzowi, który dotychczas z wszechstylową walką wręcz nie miał za wiele wspólnego.

PLMMA dało radę

Oprawa na przyzwoitym poziomie, z pewnością wyższym niż dotychczas. Było sporo świateł, całkiem sympatyczne wejścia zawodników do klatki. Paweł Bolanowski, przeciwnik Pawła Trybały, pokusił się nawet o wyjątkowy strój gladiatora. Może momentami zrobiło się trochę wiejsko, jak w jakiejś dużej dyskotece, ale mimo wszystko widać postęp, pewien progres. Hala w Łomiankach dała radę i była wypełniona po brzegi, za co trzeba pochwalić żywiołowo reagującą publiczność, którą dodatkowo zachęcał wodzirej Ireneusz Bieleninik (ale chyba niepotrzebnie to robił, hehe). Przykre było jednak, że większość kibiców opuściła halę tuż po zakończeniu pojedynku Szymona Kołeckiego. Przyczyną było jednak błędne rozmieszczenie w karcie walk.

Telewizja Puls dała radę, jeśli chodzi o studio telewizyjne i wywiady po walkach (tutaj nawet pojawiło się coś rodem z UFC – Wojciech Balejko wyzwał do pojedynku Szymona Kołeckiego! Taki trochę polski Conor McGregor z niego. Szkoda tylko, że przegrał…). Miło oglądało się w roli prezentera znanego z Orange Sport Krzysztofa Sendeckiego, zatem osobę dobrze znającą się na MMA i sprawdzoną w fachu. Było też na bogato – profesjonalne zapowiedzi walk, doskonała jak na debiut praca kamer w dobrej jakości HD, ogarnięte tale of the tape i momentami śmieszne „attitude” przed starciami. Komentatorzy znani doskonale – Jacek Adamczyk i Karol Matuszczak. Jednym przypadną do gustu, drugim nie. Nie jest to duet Łukasz Jurkowski i Andrzej Janisz, ale chociaż dobrze, że to ludzie znający się na mieszanych sztukach walki. Mówiąc pół żartem, pół serio – taki trochę Polsat dla ubogich.

Super wiadomością jest też, że od niedzieli impreza w całości ma być dostępna w Internecie na platformie PlayPuls.pl, czyli bez żadnych dodatkowych opłat dla każdego. Dotychczas taki luksus dostępny był tylko dla „polsatowców” za pośrednictwem Ipli, teraz do akcji wkroczy również PLMMA. Co prawda UFC Fight Pass to nie jest i nie będzie, ale jak na polskie warunki – bardzo dobra informacja. Im więcej MMA w mediach, tym lepiej.

Widać, że to wszystko stacja Dariusza Dąbskiego wzięła na poważnie. Mam cichą nadzieję, że wkrótce na Pulsie pojawią się kolejne gale, ale oczywiście z rozsądnym zachowaniem tempa. Sporty walki to całkiem dobry biznes, ale trzeba umieć wykorzystać jego atuty. Tutaj widać, iż do tego telewizja będzie dążyć. Mam cichą nadzieję, że wkrótce pojawią się jakieś magazyny, dodatkowe programy związane z naszym ukochanym sportem.

Te rzeczy nie były potrzebne. Po co to komu?

Przejdźmy do minusów. Niestety, troszeczkę będę musiał pokrytykować, ale w sumie to postaram się zachować dość pozytywny wydźwięk, bo przez niektóre sytuacje było naprawdę zabawnie i miło mi się to wszystko oglądało… Poważnie.

Szkoda przede wszystkim, że to się tak przedłużało. Reklamy momentami stanowczo za długie. Trochę za dużo aspektów pozasportowych, a za mało pojedynków. Przez to w transmisji nie zmieścili się Marian Ziółkowski w potyczce o pas czy doskonale znany charyzmatyczny i zarazem kontrowersyjny Amerykanin, były fighter KSW, Matt Horwich. Na początku imprezy oglądaliśmy między innymi starcia Wojciecha Orłowskiego czy Karolina Linowskiego. Oczywiście nie mam nic do tych drugich, ale sądzę, że jednak „Golden Boy” i weteran UFC cieszą się większą popularnością w środowisku MMA i to ich chętniej w transmisji obejrzeliby kibice.

Niestety, tak jak pochwaliłem wcześniej Krzysztofa Sendeckiego, tak już dobrego słowa nie powiem o Ninie Cieślińskiej z Radia Eska. Nie wiem, jaki był sens jej angażu przy transmisji gali. Takie rozbawienie publiczności? Nie udało się… Wywiady z żonami zawodników to najgłupsze, co widziałem w sportowej transmisji telewizyjnej od dawna. Zrobił się klimat „Pudelka” czy innego „Pomponika”. W sumie, to najbardziej usprawiedliwię tu rozmowę z „Elizką” od „Trybsona”, bo wiadomo – fejm, jest całkiem popularna. Akcja z kwiatami była śmieszna, aż się nasza celebrytka popłakała ze szczęścia. Chociaż „audycja zawierała lokowanie produktu” i reklama poczty kwiatowej z jednej strony była troszkę żałosna, ale z drugiej chociaż oryginalna i całkiem zabawna. Ale wracając do koleżanki Cieślińskiej, pytania – „Jak pocieszysz Marcina po porażce?” do partnerki Naruszczki, czy „Przy igrzyskach w Pekinie wypiłaś pięćdziesiątkę, ile dzisiaj musiałaś?” do żony Szymona Kołeckiego uważam za wielką żenadę i niesmaczny żart. Zadajmy sobie pytanie – to MMA, czy jakieś marne reality show z MTV?

IREK BIELENINIK! Człowiek-legenda z reklam Fairy znowu w MMA. Ten announcer bawił przy pierwszym MMA Attack, to i przy „pulsowym” PLMMA było śmiesznie! Jego teksty śmiało można określić swoistymi „irkami”, jak to nazwał na Twitterze dziennikarz Wirtualnej Polski, Artur Mazur. „Zwycięzcą walki jest jeden z Wojtków”, „Czekamy na informację, która walka następna”, „Klaszczemy w rytm piosenki”, „Wzywam do oktagonu zawodnika, który spóźnił się na wagę” – te cytaty to nic, tego można byłoby wymieniać w nieskończoność. W roli konferansjera wolałbym oczywiście na przykład redakcyjnego kolegę, Krzysztofa Skrzypka, czy choćby dobrze znanego aktora, sprawdzonego już podczas Profesjonalnej Ligi czy gal bokserskich, Jacka Lenartowicza. Głównym plusem Bieleninika jest jednak fakt, że naprawdę potrafi rozbawić. W kategorii śmiesznego wodzireja spisał się na piątkę z plusem. No, ale to nie wesele, tylko MMA…

Na gali nie zabrakło też światowych gwiazd! W rogu transmisji co chwilę pojawiali się piosenkarz Rafał Brzozowski (z którym nawet pojawił się wywiad przed jedną z walk wieczoru, nie wiem z jakiej racji…), koleżanka po fachu Paula, gwiazdor disco polo Tomasz Niecik (tak, ten od „Czterech osiemnastek”), który zresztą wręczał nagrodę po którejś walce, czy aktor Alan Andersz. Wszyscy, aż po zapaśnika Andrzeja Suprona i prezesa telewizji Puls, Dariusza Dąbskiego. Towarzyska śmietanka. Furorę robił też kowboj, ale póki co nie wyjaśniono, czy był to zaginiony brat Donalda Cerronego, czy może właściciel farmy w Łomiankach. Chwyt z celebrytami znany z dawnych gal KSW, tego można było się spodziewać. – Ej Grażyna, chodź pooglądać to mordobicie ze mną. Tam ci z telewizji to oglądają, to i my musimy! – krzyknął Janusz, unoszący w tym czasie trzecie z kolei piwo, zagryzając je chipsami.

MMA, panowie, MMA!

Przejdę do aspektu sportowego. Podobno najciekawsze walki znalazły się… poza transmisją. W Pulsie zabrakło tych, na których najbardziej czekałem, czyli na Matta Horwicha i Mariana Ziółkowskiego. Spośród starć transmitowanych, na plus zasługuje przede wszystkim konfrontacja Marcina Naruszczki z Holendrem Costellem van Stennisem, ale fighterską inteligencją niestety nie popisał się były już polski mistrz wagi średniej. „Los chciał zagrać z nim w pokera” i podopieczny założyciela Poland Top Team niestety dostał słabsze karty. Blefował aż za bardzo. Dyskwalifikacja w sposób głupi, ale nie da się ukryć, że przyjezdny rywalem był bardzo solidnym, o którego może niedługo pokusi się jakaś większa federacja. Mickael Lebout, Alessio Di Chirico czy Denilson Oliveira też bili się dla Profesjonalnej Ligi MMA i zostali „przechwyceni” przez inne, zdecydowanie większe federacje, na czele z KSW i UFC.

Na resztę starć przymknę oko, ale niektórzy zawodnicy (nazwiskami wymieniał nie będę, bo tutaj łatwo można się domyślić, o kogo może chodzić), wyglądali jakby trenować zaczęli tydzień wcześniej, a wabikiem Mirosława Oknińskiego do ich angażu w oktagonie PLMMA był kuszący pakiet – słomki ptysiowe od Brześcia i zniżka na pocztę kwiatową. No ale cóż – rozpiska i tak była na niezłym poziomie, porównując choćby z kilkoma ostatnimi edycjami. Jakiś postęp jest zauważalny, a ogłoszone na koniec w studiu zakontraktowanie Krzysztofa Kułaka daje nadzieję na kolejne mocne transfery.

Od siebie dodam, że galę oglądałem z dwoma kolegami-januszami, którzy niewiele mają wspólnego ze sportami walki, a zwłaszcza z MMA. Mój dom opuścili z uśmiechami na twarzy i z zapytaniem: „Kiedy to znowu będzie?”. Chyba się spodobało. Przy wspólnym oglądaniu KSW 37 padało co chwilę pytanie: „Ej, za ile Popek? To mnie strasznie nudzi”. Jak widać strategia „MMA na wesoło” może przypaść na gustu. Niby początkowo dla śmiechu, ale to później wciąga. Kto wie, może za jakiś czas zaczną wstawać w nocy na UFC?

Od siebie podziękuję też wszystkim, z którymi mogłem komentować na bieżąco ten event na Twitterze. Dawno się tak nie ubawiłem. Niektóre teksty były mistrzowskie. Jak zresztą zauważył Tomasz J. Marciniak – hashtag #PLMMA wskoczył nawet do polskich trendów. Miłe zaskoczenie!

Konfrontacja Sztuk Walki vs Komediowo-Sportowe Widowisko!

Ogólnie podsumowując, mi tam się nawet to podobało. Owszem, to trochę cofanie się do lat 2010-2012, kiedy to KSW szło w takim trochę tanim kierunku celebrytów, ale początki mają swoje prawa. Tutaj było tego za dużo, powiało może momentami wsią i klimatem ze strażackiej remizy, ale to da się wybaczyć. Jak już wspominałem w kolejnym artykule – musimy mieć dystans do tego, Telewizja Puls dopiero zaczyna swoją wojowniczą przygodę z MMA. Jak na pierwszy raz, to i tak było dobrze!

Z niecierpliwością czekam na wyniki oglądalności tej gali. Oby duet Szymona Kołeckiego i Pawła Trybały potrafił przyciągnąć kibiców przed telewizory, bo ponoć nasz złoty medalista olimpijski powróci do klatki już 20 maja. A do tego jeszcze Krzysztof Kułak, wspomniany „Trybson”, Marian Ziółkowski czy Marcin Naruszczka. PLMMA ma ciekawy park zawodniczy i oby umiało z tego skorzystać.

„Profesjonalna Liga MMA 2.0” jak widać póki co będzie towarem idealnym do oglądania dla „niedzielnego kibica” przed telewizorem w pakiecie z chipsami i czteropakiem. Mamy Konfrontację Sztuk Walki, tutaj narodzi się Komediowo-Sportowe Widowisko? Czas pokaże.

Maciej Szumowski

Maciej Szumowski
Urodzony w 1999, w dziennikarskim świecie od 2013. Aktualnie dziennikarz WP SportoweFakty i MMARocks.pl, dawniej myMMA.pl.

4 KOMENTARZE

  1. On miał czelność odpowiadać Kawulowi?KOMEDIA UJ CI W DUPE TRYBSON CIOTO

  2. Suprona powinni zatrudnić jako announcera, albo jeszcze lepiej jako komentatora 😉

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.