Dzisiejsza porażka Oskara Piechoty była chyba najsmutniejsza jeśli chodzi o walki Polaków w UFC. Przynajmniej od bardzo dawna. Jeden z naszych najlepszych średnich (#2 miejsce w rankingu PL wagi średniej!) po dominującej rundzie, niespodziewanie przegrywa z zawodnikiem, którego dominował pełne pięć minut. Z zawodnikiem, który wyglądał jakby dzieliła różnica dwóch klas na korzyść Oskara. Poniżej pięć faktów, które wyciągnęliśmy z tej walki:

1. POLACY MAJĄ PROBLEM Z KONDYCJĄ – Ileż to już razy to przerabialiśmy? Chyba za dużo. Po dobrych/świetnych pierwszych rundach, nasi zawodnicy gaśli i role się odwracały. Przechodziliśmy to z Janem Błachowiczem, Marcinem Tyburą, Danielem Omielańczukiem, Damianem Grabowskim, a teraz niestety z Oskarem Piechotą. Bardzo ciężko jest fanowi dyscypliny i samego Oskara, przełknąć fakt tak wielkiej dominacji i oddaniu zwycięstwa z powodu zwykłego wyprucia się z całej energii (mając na uwadze, że Meerschaert też był duszony). Rozumiemy, że walka w parterze męczy dwukrotnie bardziej niż stójka i próby poddań na przeciwniku, jak i przetrzymywanie prób poddań na nas samych, potrafi odebrać potężną dawkę siły, ale mówimy jednak o UFC – lidze, w której nie takie rzeczy zawodnik powinien przetrwać. Lidze, w której zawodnicy po wyjściu z długo założonych ciasnych gilotyn, potrafią przewalczyć w dobrym tempie kolejne rundy.

Już na początku drugiej rundy dało się zauważyć, że boks Oskara nie jest tak dynamiczny i ręce zaczynają mu ciążyć. Mimo wszystko nadal przez pierwszą minutę przeważał nad Geraldem Meerschaertem. Jednak gdy nadeszła druga minuta środkowej odsłony pojedynku, po Oskarze bardzo zaczęło być widać, iż trudny tego boju odcisnęły na nim swoje piętno. Dokładnie gdy na zegarku było 3:16, komentatorzy zauważyli „Piechota wygląda na nieco zmęczonego w tej drugiej rundzie”. Minutę później Oskar był już tak bardzo zmęczony (podduszony dodatkowo próbą Geralda), że oddawał inicjatywę rywalowi, który zachował nieco więcej paliwa. W tym momencie zaczęło się ground’and’pound Meerschaertema i początek końca Oskara. Ciosy dodatkowo wypompowały Piechotę do końca. Oskar nie zebrał dużo (tylko cztery ciosy w pierwszej rundzie) i dodatkowo to on dyktował tempo pojedynku. Pracował z góry i to rywal go dźwigał. Nie powinien być aż tak zmęczony. Może dopadła go choroba? Był na antybiotykach? A może po prostu miał bardzo słaby dzień. Jakiś powód musi być na tego typu dyspozycję u zawodnika, który aż tak szybko się w przeszłości nie wypalał.

2. GRAPPLING NA NAJWYŻSZYM POZIOMIE – Pomimo porażki, Oskar zaprezentował bardzo wysokie umiejętności w parterze. Przejścia pozycji (boczna, dosiad, północ-południe), próby duszeń (d’arce, gilotynowe), pozycje dominujące (wejście za plecy), próby ground’and’pound – wszystko to wyglądało wspaniale! W parterze był dominatorem i wizualnie górował z łatwością nad rywalem, pokazując grappling na najwyższym poziomie.

Ta runda mogła być równie dobrze 10-9 jak i 10-8. Pokazywał umiejętności, które można podawać jako przykład dominacji parterowej. Dał przedstawienie na światowym, najwyższym poziomie i każdy przyszły przeciwnik Oskara, w pierwszej kolejności to będzie miał na uwadze.

3. DOŚWIADCZENIE I OPANOWANIE – Kolejną cechą, którą można było zaobserwować u Oskara, było jego opanowanie. Tego typu zachowanie cechuje najlepszych. Nasz rodak nie skakał do poddań (jak np. często robiła mistrzyni słomkowej Rose Namajunas), nie podpalał się na daną technikę, tylko wszystko mozolnie i z determinacją wypracowywał. Rzadko kiedy widuje się tak opanowanych zawodników, którzy trzymają nerwy na wodzy i nie szarpią się z techniką, czując krew. Postawa godna pochwały. I choć wszystko zależy od kontekstu, momentu i stylu walki (może więcej agresji dałoby Oskarowi zwycięstwo?), to jednak nasz rodak pokazał spokój, który jest domeną mistrzów i zawodników bardzo doświadczonych.

4. PORAŻKI BYWAJĄ SMUTNE – A ta jest jedną z najsmutniejszych porażek naszego zawodnika w UFC. O tyle smutna, że Oskar dominował w pierwszej odsłonie, był królem pierwszej rundy! Niepodzielnym panem i władcą. Kimś, kto wręcz pokazywał białemu pasowi jak wygląda kulanie się u czarnych pasów. Miał rywala na widelcu. Obalił go z łatwością, przechodził pozycje, straszył poddaniami – wyglądał jak doświadczony i opanowany zawodnik z czołówki, mierzący się z debiutantem. Dlatego tak boli ta porażka, bo nic nie wskazywało na koniec Oskara. Równie smutna przegrana jak ta Marcina Helda z Damirem Hadžovicem, kiedy to Polak okrutnie karał Damira w stójce i w parterze. Bośniak nie miał nic na Helda, ale ten pokusił się w trzeciej rundzie o efektowną ale ryzykowną technikę imanari, nadziewając się prosto na kolano swego rywala i przegrywając walkę przez nokaut. Z takim samym smutkiem traktuję walkę Oskara Piechoty. Miał pełne prawo ją wygrać, a przegrał przez coś takiego jak własna kondycja.

5. Z OPTYMIZMEM W PRZYSZŁOŚĆ – Mimo niefortunnego zakończenia boju, jego przebieg każe optymistycznie spojrzeć w przyszłość. Umiejętności są, głowa jest na swoim miejscu, serce także (wszak aż komentatorzy byli zszokowani tym, że Oskar jeszcze się trzyma na nogach po tylu ciosach!), jedynego czego zabrakło to tylko „ta biedna, pierdo%#na kondycja”, jak by to powiedział Wiedźmin. Przed Oskarem jeszcze sporo lat bojów w największej na świecie organizacji MMA. Świetny bój z Jonathanem Wilsonem, jeszcze lepszy z Timem Williamsem sprawiają, że nie wolno Polaka skreślać tylko dlatego, że tym razem pojedynek nie poszedł po jego myśli. A kondycję łatwiej wytrenować niż umiejętności. Przekonaliśmy się dziś jednak, że zawodnik z lepszą kondycją ale mniejszymi umiejętnościami, potrafi wygrać z tym o ogromnym arsenale, ale ze słabszą wydolnością. Sztab Oskara z pewnością wie o przyczynach tej przegranej i w kolejnej walce zobaczymy tego samego Oskara Piechotę, ale z lepszym cardio. Czego życzę nam, kibicom oraz samemu Oskarowi!

Tomasz Chmura
Sztuki walki od 2004 roku. Pierwsza gala MMA - 2007. Instruktor Sportu, czarny pas w nunchaku jutsu. Pasy w Kenpo Jiu Jitsu i Sandzie.

2 KOMENTARZE

  1. Ogólnie walka była naprawdę zajebista. Ja jednak jestem pod wrażeniem tego Geralda. Koleś umiał przycisnąć kiedy trzeba. Jak oglądałem drugą rundę to czułem jakbym sam miał go na sobie. Koszmar. Kolesiowi dopiero co stuknęła 30 a ma 40 walk na koncie. 4 razy więcej od Oskara. Szacunek dla obu zawodników.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.