Zapraszam do zapoznania się z kolejną częścią serii artykułów na MMARocks pod tytułem „Historyczny szlak MMA”. W każdym z wpisów opisuję najważniejsze etapy w historii naszego ukochanego sportu. Od samych początków, przez erę UFC i Pride, aż do czasów teraźniejszych. W dzisiejszej publikacji przedstawię historię pierwszego turnieju UFC oraz rywalizację Royce’a Gracie z Kenem Shamrockiem.
Wszystkie artykuły z serii można znaleźć TUTAJ.
Pierwszy turniej
12 listopada 1993 roku. McNichols Arena w Denver, Stany Zjednoczone. Historyczna data i miejsce, które już na zawsze zrewolucjonizowały świat MMA. 8 fighterów, 50 000 dolarów nagrody dla zwycięzcy. Brak kategorii wagowych, ustalonego czasu walki, ani sędziów punktowych. Tylko 2 zasady: zakaz gryzienia i wkładania palców w oczy. Przedstawiam wszystkim pierwszy turniej Ultimate Fighting Championship.
Campbell McLaren, jeden z ludzi SEG odpowiedzialnych za transmisję gali, tak wspomina nastroje przed tym historycznym wydarzeniem: „Nie mieliśmy żadnego pie**olonego pojęcia co się wydarzy. Siedzieliśmy w ciężarówce, która była mobilnym centrum kontroli nad transmisją. Byłem tam z innymi producentami i wszystko oglądaliśmy. 11 kamer na hali, a my nad wszystkim czuwamy. Pierwsza walka pomiędzy Teilą Tuli, a Gerardem Gordeau potrwała może z kilka sekund. Myślimy sobie: „Mamy 11 walk i 3-godzinny blok w telewizji, a cała gala może się skończyć w 4 minuty”. W ogóle nie wiedzieliśmy ile mogą potrwać wszystkie pojedynki”.
Gordeau błyskawicznie rozprawił się z Teilą Tuli wysokim kopnięciem. Jeden z zębów sumity przeleciał koło Kathy Long, mistrzyni kickboxingu i komentatorki UFC 1. Dwa kolejne zęby utkwiły w stopie Gerarda. Całość zakończyła się w niecałe pół minuty.
Ken Shamrock wspomina: „W szatni każdy jeszcze się rozgrzewał na tarczach i zagrzewał do walki. To była pierwsza próba zorganizowania turnieju w tym stylu i chyba do samych uczestników nie docierało do końca na co się zapisali. On kopnął go w głowę, a ząb poleciał w trybuny. Kiedy to się stało, w szatni można było usłyszeć jak upada szpilka, nie żartuję. W tym momencie każdy zrozumiał czym tak naprawdę jest UFC. Oryginalne MMA bez zasad. Od tej walki wszystko się rozpoczęło”.
W następnej walce Kevin Rosier pokonał Zane’a Fraziera przez stompy na głowę. Był to kolejny pokaz brutalności nowej dyscypliny, Rosier skończył z rozwaloną szczęką, a Frazier wylądował w szpitalu. W końcu nadeszła pora na debiut Royce’a Gracie w oktagonie. Jego przeciwnik, Art Jimmerson, był w szoku widząc tyle przemocy w poprzednich starciach. Nigdy wcześniej nie spotkał się z czymś podobnym do tego co działo się na UFC 1. Boks był brutalnym sportem, ale zorganizowanym. W oktagonie mogło wydarzyć się dosłownie wszystko, a Jimmerson miał już zaplanowaną kolejną walkę z Thomas Hearnsem. Amerykanin nie był przekonany czy aby na pewno chce tu być.
„Art Jimmerson kupował dom i potrzebował szybkiej forsy. Jego i nasze potrzeby się uzupełniały. Był bokserem z rankingów, prawdziwym profesjonalistą. Bardziej jednak zależało mu na tym, aby wyjść z turnieju w jednym kawałku. Próbowałem z nim o tym rozmawiać, ale nie jest dobrym pomysłem gadanie z fighterem o walce. Stawka była ogromna i to nie była żadna gra. Jeśli nie będziesz dobrze przygotowany fizycznie, to przegrasz lub coś pójdzie nie po twojej myśli. Jeśli jednak nie będziesz gotowy psychicznie, to znajdziesz się w prawdziwym niebezpieczeństwie. Ken Shamrock powiedział mi, że kiedy po raz pierwszy wszedł do oktagonu i drzwi się za nim zamknęły, to o mało co nie zwariował. Ken walczył wcześniej na całym świecie i był cholernie twardym kolesiem. Jeśli walka w UFC przeraziła nawet Kena, to co musiało dziać się w głowie nowicjusza?” – opowiada McLaren.
Jimmerson wierzył, że jego szybki cios prosty i mobilność zapewnią mu przewagę nad pozostałymi uczestnikami turnieju. Reszta zawodników umiała mocno bić i kopać, ale szli ciągle przed siebie. Jimmerson chciał poruszać się dookoła i atakować z dystansu. Art czuł się całkiem pewnie dopóki nie zobaczył ćwiczącego Kena Shamrocka i nie porozmawiał z sędzią UFC „Big” Johnem McCarthym. McCarthy trenował w tamtym czasie z Roycem i Jimmerson zaczepiał Johna, twierdząc, że Gracie nigdy nie poczuł takiego mocnego uderzenia jakie on mu zada. McCarthy starał się wytłumaczyć bokserowi w jakich kłopotach się właśnie znalazł, a nawet zaprezentował mu pokrótce na czym polega brazylijskie jiu-jitsu. „Jedną rzecz pamiętam jakby to było wczoraj. Art Jimmerson z paniką wymalowaną na twarzy pytał się mnie „O mój Boże, on połamie mi nogi i ręce, prawda?”. Powiedziałem mu tylko, że wszystko co musi zrobić to odklepać jak poczuje ból lub dyskomfort” – wspomina John McCarthy.
Nawet kiedy Jimmerson wyszedł do walki z jedną rękawicą tylko na lewej ręce, wyglądając przy tym całkiem absurdalnie, to i tak pozostawał on faworytem publiczności. Był w końcu profesjonalnym bokserem. Jakim cudem miał sobie nie poradzić z chudzielcem w białej piżamie?
McLaren kontynuuje swoje wspomnienia: „Kiedy Royce Gracie wyszedł do walki z Jimmersonem, to byłem przekonany na 1000 procent, że bokser go zabije. Nie mam na myśli „znokautuje”, ale naprawdę zamorduje. Zamachnie się, trafi Royce’a i urwie mu głowę z tego chudego ciała. Jednak kiedy Art podszedł do mnie przed walką i zapytał „Klepie się lewą czy prawą ręką?”, to dotarło do mnie, że ten pojedynek może potoczyć się zupełnie inaczej niż się spodziewałem.
Royce z łatwością odprawił Jimmersona, obalił Amerykanina, a następnie zdobył dosiad. Bokser był tak sparaliżowany po krótkim sparingu z McCarthym, że odklepał zanim Gracie zdążył założyć jakąkolwiek technikę kończącą. Tłum zgromadzony na hali w Denver nie rozumiał na czym polega grappling i szybko się zirytował. Sytuacja jeszcze bardziej się pogorszyła, gdy Ken Shamrock pokonał faworyta lokalnej publiczności, Patricka Smitha, przez heel hook w ostatnim pojedynku pierwszej rundy turnieju.
„Pamiętam jak wracałem do szatni po tym jak wygrałem ze Smithem, a ludzie na mnie buczeli. Po prostu buczeli. Złamałem typowi kostkę, ale oni nie byli wystarczająco wyedukowani” – opowiada Shamrock.
Gerard Gordeau szybko wyeliminował wyczerpanego Kevina Rosiera i przyszła pora na legendarny półfinał pomiędzy Roycem Gracie, a Kenem Shamrockiem. Gracie musiał zmierzyć się z jedynym uczestnikiem turnieju, który oprócz niego miał pojęcie o walce w parterze. Shamrock był przekonany, że pokonał już najgroźniejszego przeciwnika w poprzedniej rundzie, a przecież wcześniej walczył z najlepszymi grapplerami w Japonii. Gracie nie zaimponował Shamrockowi w walce z Jimmersonem.
„Kiedy tam pojechałem, nie miałem pojęcia kim jest Royce Gracie. Jak ujrzałem, że wychodzi w gi, pomyślałem „Aha, karateka! Nie ma problemu”. Zobaczyłem tych wszystkich stójkowiczów i wiedziałem, że pokonam każdego z nich” – opowiada Ken Shamrock.
Royce spróbował obalić Kena za obie nogi, ale Amerykanin odparł atak. Gracie wciągnął więc Shamrocka do własnej gardy i ta pozycja również mu odpowiadała. Rodzina Gracie była tak samo groźna z dołu, jak i z góry.
W trakcie pierwszych gal UFC, Royce często wykorzystywał kopnięcia piętą na nerki rywali. Takie uderzenia nie powodowały, że ktoś się podda, ale z pewnością Brazylijczyk zyskiwał dzięki nim przewagę w trakcie trwania pojedynku. Później zostały one zakazane, ale w tamtym czasie prawie wszystko było przecież legalne. Tym razem Royce mógł paść ofiarą własnych kopnięć, ponieważ Ken przechwycił jego nogę i próbował zapiąć podobną dźwignię do tej, która zapewniła mu zwycięstwo w poprzedniej rundzie. Gracie był na to przygotowany i wykorzystał rozpęd Amerykanina, aby znaleźć się na górze. W trakcie szamotaniny Royce znalazł miejsce, by wsunąć rękę pod szyję Shamrocka, zapiąć duszenie i zwyciężyć.
MMA było czymś nowym i nieznanym nie tylko dla widzów, ale też dla konferansjerów i komentatorów. Nikt nie był przekonany do końca co się stało, wliczając w to sędziego, który nie przerwał walki po odklepaniu przez Shamrocka. Royce wyszeptał Kenowi do ucha „Wiesz, że odklepałeś”. Ken Shamrock był człowiekiem honoru: „Odklepałem w matę, a sędzia tego nie widział. Pozwolił nam walczyć dalej, ale ja odklepałem. Nie miałem zamiaru kłamać. Gdybym to zrobił, to walka toczyłaby się dalej, a Royce puścił już duszenie. Nie byłoby sprawiedliwe, gdybyśmy kontynuowali”.
Kulisy wyglądały jak pobojowisko po wojnie, gdzie opatrywano rannych. Tylko przezorny Art Jimmerson siedział bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Pozostała już tylko jedna walka, która ukoronuje pierwszego zwycięzcę turnieju UFC. Royce Gracie miał się zmierzyć w finale z Gerardem Gordeau, który nie wydawał się zdatny do dalszej walki.
Campbell McLaren kontynuuje swoją opowieść: „Gerard Gordeau trzymał swoją lewą rękę w wiadrze z lodem od pierwszej walki, ponieważ połamał sobie kilka kostek. Po drugiej walce, musiał włożyć prawą rękę do kolejnego wiadra, ponieważ w niej również sobie połamał kostki. Musiał więc wyjść do pojedynku z Roycem z dwoma połamanymi dłońmi. Nie był w stanie nawet odklepać! Zmroził ręce i wyszedł do tego starcia. Nie mogłem go zrozumieć, gość był przerażający”.
Gordeau był zły na UFC i Graciech. Uważał, że miał być przeciwnikiem Royce’a w pierwszej rundzie, ale zastąpił go bojaźliwy Jimmerson, po tym jak Rorion Gracie dowiedział się od japońskiej prasy o przerażającej reputacji Gerarda. Był przekonany, że lekarze powiedzieli Royce’owi o jego kontuzjach, zabierając mu resztki nadziei na zwycięstwo. Kiedy Royce sprowadził Gerarda do parteru, ten postanowił użyć dość nietypowej techniki. „Ugryzł mnie w ucho” – tłumaczy Royce. „Nie oderwał żadnego kawałka, ale złapał mnie zębami za ucho i musiałem mu je wyciągnąć z ust. Próbował mi je odgryźć, ale skończyło się tylko na draśnięciu i delikatnym krwawieniu”. Faul ze strony Gordeau mógł kosztować go trochę ze swojej wypłaty, ale Holender nie podlegał dyskwalifikacji. Pierwsze UFC posiadało bardzo okrojone zasady, a i tak były to bardziej sugestie, aniżeli zakazy.
Royce uwolnił swoje ucho i UFC uniknęło niechybnego skandalu. Brazylijczyk poszedł po duszenie zza pleców i zdobył pierwszy tytuł Ultimate Fighting Champion oraz wzbogacił się o 50 000 dolarów. Honor rodziny Gracie został obroniony, a Gracie Challenge w wersji 2.0 zakończyło się sukcesem.
A co dalej?
UFC okazało się natychmiastową rewelacją. Nikt nawet do końca nie wie dlaczego. Gala nie była w ogóle reklamowana w telewizji, a i tak pay-per-view wykupiło 86 000 osób. W porównaniu do dziesiątek naśladowców, którzy starali się skopiować to co stworzyło UFC, wynik UFC 1 pozostaje fenomenem. Nawet legendarne Pride FC miało wykupionych ledwie ponad 30 000 PPV w 2007 roku. Niepisaną zasadą jest, że nie da rady sprzedać PPV bez pomocy telewizji, a UFC jakimś cudem się udało.
Dave Meltzer z Wrestling Observer Newsletter opowiada: „Nic podobnego nie wydarzyło się wcześniej, nie wydarzyło się do teraz i prawdopodobnie już nigdy więcej się nie powtórzy. UFC odpowiadało na pytanie, które intrygowało ludzi. Naruszali wszelkie reguły, które do tamtej pory znaliśmy o sprzedaży PPV. Społeczeństwu spodobała się konfrontacja styl kontra styl. Od zawsze się o tym dyskutowało. Co się wydarzy jeśli zapaśnik zawalczy z bokserem lub zawodnikiem jiu-jitsu. To była główna przynęta, oprócz tego na karcie znalazło się kilka ciekawych osobowości jak Royce lub Shamrock, oni zaciekawili ludzi. „O mój Boże, musisz to obejrzeć!”, ludzie o tym rozmawiali”.
Zawodnicy nie byli mocno rozpoznawalni, więc widzowie z łatwością mogli ich odebrać jako pierwszych lepszych uczestników barowej bójki. Jeden człowiek zapewnił, aby tak się nie stało. Emanował wiarygodnością, był znany wśród fanów sportu i powszechnie uważano go za twardego faceta. Decyzja SEG o zatrudnieniu na stanowisko komentatora byłej gwiazdy futbolu amerykańskiego Jima Browna okazała się strzałem w dziesiątkę. Brown miał spory udział w sukcesie transmisyjnym pierwszej gali UFC.
„Jim był świetnym dodatkiem, ponieważ jest naprawdę twardym kolesiem. Nie jest żadnym pseudo-gangsterem tylko konkretnym mężczyzną. Jim miał w tamtym czasie z 60 lat, a i tak wyglądał na takiego, który jest w stanie wygrać z każdym z zawodników” – opowiada dyrektor SEG David Isaacs. „To był pie**olony Jim Brown. Opowiadał, że to trudny i niebezpieczny sport. Tak właśnie było. Nie można było kupić Jima Browna. Nie mogłeś sprawić, żeby coś powiedział, jeśli sam nie uważał tak samo”.
Brown był niczym Michael Jordan swoich czasów i jego sława bardzo przydała się UFC. Kiedy natrafili na problemy z organizacją gali w Denver, Brown poszedł zagrać w golfa z burmistrzem miasta i wszystko załatwił.
Żadnych zasad
Z powodu braku tradycyjnego marketingu i odpowiednich funduszy, UFC musiało sobie radzić na wszelkie inne sposoby, by przykuć uwagę potencjalnego widza. Głównym hasłem reklamowym gali było „Dwóch ludzi wchodzi, ale tylko jeden może wyjść”. Kiedy próbowano stworzyć pierwszą reklamę, nie było nawet żadnego obrazu do wykorzystania. Oktagon nie był jeszcze zbudowany, zawodnicy nie zostali wybrani i nie było żadnej historii poprzednich wydarzeń. Czym jeszcze można było przyciągnąć wzrok? Pozostała jedynie krew i przemoc.
„Faktem jest, że stworzyliśmy coś, co wcześniej nie istniało. My to zaczęliśmy, a inni nie wiedzieli co to jest… trzeba było jakoś nakłonić ludzi do obejrzenia tego sportu” – opowiada właściciel SEG Bob Meyrowitz. „Przez pierwsze 2 lata prowadziliśmy bardzo agresywną reklamę, myśleliśmy, że robimy to z poczuciem humoru, ale tak naprawdę użyliśmy wielu brutalnych sposobów”.
Skupienie na lejącej się strumieniami krwi musiało w końcu odbić się negatywnie na wizerunku SEG. Ciężko dyskutować z krytykami, skoro sama organizacja promuje się wykorzystując i wyolbrzymiając najgorsze ludzkie instynkty.
McLaren tłumaczy: „Kiedy rozmawialiśmy o tym, jakie to wszystko jest szalone, to prasa pokochała te historie i dzięki nim zdobywaliśmy popularność. Czy z perspektywy czasu była to zła decyzja? Nie, bo inaczej nie byłoby UFC. Sukces został zbudowany na skandalu. Ciągle używaliśmy zdania „zakazane w 49 stanach”, nawet gdy wystąpiliśmy już w 7 stanach”.
Pierwszy turniej UFC zmienił cały świat sportów walki w jeden wieczór. Royce Gracie zaprezentował karatekom i innym, że ich styl walki może być widowiskowy, ale tak naprawdę nie działa. Nie trzeba mówić, że wielu osobom się to nie spodobało. Gracie sprawił, że stracili wiele pieniędzy, a odpłacić mogli się w jeden sposób: pisząc obraźliwe listy do magazynu „Black Belt”. Ich własny konferansjer Bill Wallace, był jednym z pierwszych, którzy obsmarowali w prasie UFC. On i jego przyjaciele mieli wiele do stracenia i poczuli, że ich pozycja staje się zagrożona. Nikt nie chce patrzeć jak jego sztuka walki zostaje ośmieszona na oczach reszty świata.
Matchmaker UFC Art Davie mówi: „Jak ludzie widzą, że reprezentant ich stylu wychodzi do walki i nie radzi sobie najlepiej, to pytają dlaczego nie weźmiemy kogoś na najwyższym poziomie. Zawsze jednak pytaliśmy najlepszych z każdej dziedziny, a oni odmawiali. Ostatnią rzeczą jaką chcą zrobić, to wejść do oktagonu i przegrać. To by zaszkodziło ich własnym interesom. Bierzemy najtwardszych młodych kolesi z danej sztuki walki, którzy są dostępni i chętni. W niektórych przypadkach kiedy zawodnicy wchodzą do oktagonu i mają do czynienia z prawdziwą walką, właściwie uliczną walką, to nagle zapominają wszystkiego czego się nauczyli. Dużo technik z ich repertuaru nie ma w ogóle przełożenia na realny pojedynek. Każdy może wyglądać dobrze jak bije w cegły”.
Pomimo tego, że UFC sprowadziło na siebie w późniejszych czasach gniew polityków i telewizji z powodu małej liczby zasad w regulaminie, to głównym powodem krytyki UFC 1 była… za duża ilość zakazów. Karateka domagał się dozwolonych ciosów na krocze, więc Davie przekonał Roriona Gracie, że są one potrzebne, aby uspokoić stójkowiczów, którzy specjalnie ćwiczyli uderzenia w jądra. Nie było określonych rund, ponieważ żadna walka nie potrwała więcej niż 5 minut. Każdy się zgadzał, że trener jiu-jitsu Joao Alberto Barreto wykonał koszmarną robotę jako sędzia ringowy. Pomysłem Arta Daviego było usunięcie osoby sędziego z oktagonu i postawienie osoby obok areny, która byłaby odpowiedzialna za utrzymanie porządku w walce. Zdrowy rozsądek na szczęście przeważył i Rorion zaproponował, aby oficer policji John McCarthy został nowym sędzią w UFC. McCarthy nie posiadał żadnego doświadczenia, ale był potężnym gliną i trenował regularnie jiu-jitsu. Ważąc ponad 110 kilogramów był w stanie kontrolować nawet największych zawodników. „Big John” został podstawowym elementem każdej gali i stał się niemal tak samo rozpoznawalny jak fighterzy, rozpoczynając setki walk swoim słynnym okrzykiem „You ready? You ready? Let’s get it on!”.
Nowe zasady niewiele zmieniły. Royce Gracie zwyciężył w kolejnym turnieju, pokonując w finale powracającego Patricka Smitha. Gracie na drugiej gali wyglądał jeszcze bardziej dominująco, między innymi dzięki temu, że Ken Shamrock nie wystąpił w tej edycji. Amerykanin połamał rękę podczas treningu ze swoim uczniem Vernonem Whitem i opuścił UFC 2. Kibice głośno domagali się jego rewanżu z Brazylijczykiem, a SEG szybko zorientowało się, że walki styl vs styl to już przestarzała koncepcja. Potrzebowali nowej wielkiej gwiazdy i mieli nadzieję, że Ken Shamrock właśnie nią pozostanie.
Shamrock vs Gracie II – rewanż
„Mieliśmy rodzinę Gracie, ale potrzebowaliśmy czegoś mocniejszego, a był to Ken Shamrock. Krążyło o nim wiele historii i większość była prawdziwa, a nie wymyślona przez speców od marketingu. Ken był dzieciakiem z ulicy z ciężką przeszłością” – opowiada McLaren. „Natomiast Gracie, pomimo tego, że wszyscy w rodzinie walczyli, to im chodziło właśnie o rodzinę, nazwisko. Z jednej strony mieliśmy Kena, sierotę z ulicy, a z drugiej cały klan z tradycjami. Przykuwająca uwagę historia. Shamrock był bandytą, zimnym profesjonalistą, a Gracie byli czyści i mieli zasady”.
Shamrock miał obsesję na punkcie zrewanżowania się za porażkę z UFC 1. Dał radę pozostać opanowanym podczas przeprowadzania wywiadu po walce, ale w szatni dał upust swoim emocjom i wpadł w furię. Uważał, że Royce oszukiwał, bo gi dało mu niesprawiedliwą przewagę.
„Zaplótł swoje gi wokół mojej szyi, próbowałem odciągnąć jego rękę, ale tam nie było żadnej ręki” – tłumaczy się Shamrock. „Pomyślałem „Chwila moment, nie można tak robić”. To oszustwo. To nie była jego ręka tylko kawał materiału. Jakim cudem to może być uczciwe?” Tuż po walce jego uczniowie nie mogli uwierzyć, że przegrał. To Ken Shamrock. On nigdy nie przegrywa.
„Byłem bardzo zaskoczony kiedy przegrał. Jiu-jitsu było jak nowe kung-fu. Kiedy kung-fu pojawiło się w latach 70., sztuka ta była tajemnicza. Nikt nie rozumiał o co w niej chodzi” – wspomina Vernon White, uczeń Shamrocka. „Ken był silniejszy, lepiej zbudowany, agresywniejszy, ale nie rozumiał jiu-jitsu. Teraz to już nie jest zagadką”.
Ken sprowadził judokę do swojego obozu, a jego brat Robbie Kilpatrick załatwił gi dla wszystkich studentów. „Był zdeterminowany, żeby ponownie zawalczyć z Roycem, obojętnie czy w oktagonie, w dojo, czy na parkingu” – opowiada Bob Shamrock. Ken Shamrock skupił całe swoje siły na przygotowaniach do ewentualnego rewanżu z Roycem Gracie.
„Po UFC 1 i swoim występie z Gracie, nie wiedziałem czy w ogóle wrócę. Nie zdawałem sobie jeszcze sprawy z więzi jaką stworzyłem z kibicami. Ludzie chcieli oglądać mnie znowu w akcji” – twierdzi Ken.
Rewanżu Shamrocka z Roycem nie ujrzeliśmy jednak natychmiastowo. Była na to szansa 9 września 1994 roku podczas UFC 3. Wydarzenie opierało się na możliwym spotkaniu obu panów w oktagonie. Drabinka turniejowa była jednak losowana z użyciem ponumerowanych piłeczek do ping ponga. Royce i Ken znaleźli się po przeciwnych stronach drabinki i mogli zawalczyć ze sobą dopiero w finale. Żaden z nich jednak nie dotarł do końcowej fazy turnieju. UFC 3 napakowane było ekscytującymi zawodnikami. Art Davie, który musiał błagać zawodników, aby wystąpili na pierwszej gali, teraz otrzymał setki zgłoszeń do UFC 3. Oznaczało to, że w turnieju w końcu zawalczyli fighterzy z odpowiednim wyglądem i umiejętnościami, aby pokazać się w telewizji.
Najlepiej ze wszystkich wyglądał zawodnik znany jako Kimo. Był on umięśnionym ulicznym wojownikiem, a jego wyjście do oktagonu z ogromnym drewnianym krzyżem na plecach jest znane wśród fanów MMA na całym świecie. O dziwo, Kimo dał z Roycem Gracie całkiem wyrównany pojedynek. Był to pierwszy raz w historii UFC, kiedy Brazylijczyk wpadł w tarapaty i wyglądał na zagubionego. Miał problem z obaleniem większego od siebie przeciwnika i przyjmował sporo ciosów na głowę. Gracie obrócił sprawy na swoją korzyść, łapiąc Kimo za włosy. Nie było to zakazane, ale uważane za tzw. „bitch move”. Royce poddał Kimo Leopoldo balachą, ale do szatni nie był w stanie wrócić o własnych siłach.
Ken Shamrock był na miejscu, oglądał walkę i czekał na swoją szansę zmierzenia się z Brazylijczykiem. W pierwszej fazie turnieju, ciosami w parterze pokonał po nudnym starciu jednego z lepszych amerykańskich judoków w tamtym okresie, Christopha Leiningera. Shamrock był równie ostrożny podczas półfinału z Felixem Mitchellem. Nic nie mogło go powstrzymać przez rewanżem z Graciem.
Nic oprócz Kimo Leopoldo. Kiedy przyszedł czas na półfinał Royce’a z Haroldem Howardem, Brazylijczyk nie był w stanie kontynuować udziału w turnieju. Royce opowiada: „Zanim zaczęliśmy iść do oktagonu, zatrzymałem się i powiedziałem: „Poczekajcie chwilę, muszę się położyć na ziemi i chwilę odpocząć”. Położyłem się, wziąłem głęboki oddech i wstałem. Nie pamiętam jednak momentu kiedy leżałem, a Fabio Sanos i Relson Gracie podeszli do mnie i spytali czy niczego nie potrzebuje. Poprosiłem ich o sok arbuzowy, a oni odparli „Nie ma tu żadnego soku arbuzowego! Idziemy! Wstawaj!”. Nie pamiętam w ogóle tej rozmowy. Zemdlałem tuż przed walką i nawet o tym nie wiedziałem”.
Narożnik poddał Brazylijczyka, a Kimo i jego manager Joe Son weszli do oktagonu, świętując jakby odnieśli zwycięstwo. W finale zatem zawalczyć mieli Ken Shamrock i Harold Howard, który awansował dalej z powodu wycofania się Royce’a. Ken jednak nie miał wcale zamiaru wyjść do tego pojedynku. Jego jedynym celem był Royce Gracie i nie chciał bić się z nikim innym.
To było jedno z rozczarowujących zachowań Kena Shamrocka. „Zawsze oczekiwałem od niego więcej. Nie chodzi o to, że osiągnął za mało, ale czułem, że kiedy tylko miał świetną okazję zdobyć szczyt, to tego nie robił” – wspomina Davis Isaacs. „Ken jest pionierem i bez wątpienia zrobił wiele dobrego dla tego sportu. Mógł być jednak tym, kim był Chuck Liddell w erze Zuffa UFC. Kiedy potrzebowali głośnego zwycięstwa i wielkiej gwiazdy, Chuck im to dostarczał. Ken był blisko, doznał kontuzji i wszystko nie potoczyło się idealnie tak jak mogło. Zbudowaliśmy wiele wokół niego i żałuję, że z tego nie skorzystał. Trafiłby pewnie wtedy na okładki Sports Illustrated”.
Zamiast rewanżu pomiędzy Shamrockiem, a Graciem, w finale spotkali się Harold Howard i Steve Jennum, który był rezerwowym uczestnikiem. Jennum został mistrzem turnieju UFC 3, ale każdy wiedział, że prawdziwy mistrz siedział wtedy w szatni, a nie w klatce. Druga walka Kena z Roycem musiała poczekać aż do UFC 5. Wcześniej jednak, 16 grudnia 1994 roku podczas UFC 4, SEG zaprezentowało światu nową wielką gwiazdę: Dana Severna…