Po kilku ostatnich galach UFC sytuacja w poszczególnych kategoriach wagowych tejże organizacji zrobiła się bardzo zróżnicowana, a co za tym idzie niezwykle interesująca. Przyjrzyjmy się zatem bliżej rozkładowi sił we wszystkich kategoriach wagowych Ultimate Fighting Championship.

Light Weight:
Najlżejsze kategorie wagowe UFC to dziwnym trafem te najbardziej „spokojne”. LW może nosić takie miano odkąd B.J. Penn – jak sam mawia – zaczął poważnie traktować ten sport i wziął się za trening a nie za „balangi i hulaszczy tryb życia” (z tego miejsca pozdrawiam panią katechetkę z podstawówki). Odtąd w UFC LW panuje reżim niczym w komunistycznych Chinach.
Trzy ostatnie walki „The Prodigy” to całkowita dominacja przypominająca bardziej wykład pod tytułem „jak powinno się walczyć” niż pojedynki zawodników na podobnym, mistrzowskim poziomie. Pulver szybko został odklepany (RNC), Stevenson podobnie, z tym, że po bardzo sugestywnym „starciu”, natomiast były mistrz LW – który notabene pasa w walce nigdy nie stracił (odebrano mu go po walce z Francą, gdy wykryto u niego w organizmie niedozwolone środki dopingujące) Sean Sherk również nie dotrzymał decyzji sędziowskiej, bo już w trzeciej rundzie zaliczył zdecydowane TKO po serii uderzeń poprzedzonej celnym kolanem. Penn pokonując „The Muscle Shark’a” (który według wielu swą siła a przede wszystkim cardio miał wdeptać w oktagon biednego B.J.) w tak zdecydowany sposób udowodnił, że w wadze lekkiej nie ma dla niego godnego rywala. Oczywiście w kolejnej walce może dostać na pożarcie Kenny’ego Florian’a, czy też Tyson’a Griffin’a jednak zarówno jednemu, jak i drugiemu nie wróżę sukcesów w starciu z Penn’em. Rewanż ze Sherk’iem tak ze sportowego jak i marketingowego punktu widzenia jak na razie nie wchodzi w grę (Sean jest tak nielubiany w US & A, że nawet koleżanka Danusia tutaj nie pomoże), a innych kandydatów do title shoot’a jak na razie nie widzę.

Welter Weight:
Sytuacja w WW jest podobna do tej z LW – „GSP” po porażce z Serrą demoluje wszystko na swej drodze niczym rozpędzona lokomotywa. Serra pokonując St. Pierre’a osiągnął górny limit szczęścia przyznawany przez los na całe życie, (więc o wygranej w lotto nie ma już mowy…a mogłeś być bogaty Matt!) i dołączył do grona mistrzów UFC.
Jak to jednak mawia stare porzekadło „raz na wozie, raz pod wozem” więc kiedy po wygranej z Koscheck’iem a później z Hughes’em (w parterze co watro podkreślić) „GSP” dostaje szansę odzyskania pasa, Serra szybko ulega staremu/nowemu mistrzowi, podkula ogon i zmyka do swej przydomowej budy.
Już niebawem bo na UFC 87 naprzeciw St. Pierre’a stanie niesiony na fali 15 zwycięstw z rzędu Jon Fitch. Na moje nieobiektywne oko nawet jeśli owa fala byłaby wywołana podwodnym trzęsieniem ziemi, tudzież erupcją wulkanu, to i tak nie widzę szans by Fitch tą walkę wygrał, tym samym pas nie zmieni właściciela.
Kto po Fitch’u może dostać Title shoot’a? W kolejce stoi Thiago Alves i myślę, że do tej walki prędzej czy później dojdzie – wszak „zawsze nudny” Koscheck tak jak i Hughes niedawno bezskutecznie starali się zatrzymać Georges’a, a Serra jest równie „lubiany” co Sherk, dodatkowo  w liście znajomych na naszej klasie nie posiada Dany W.,  więc możemy się spodziewać że kolejną walkę o tytuł dostanie nie wcześniej jak za 2934 lata.
Sytuacja w WW odwróci się o 180 stopni w momencie, kiedy B.J. Penn (według mojej opinii najlepszy P4P w historii tego sportu) skoczy „oczko” wyżej i zmieni kategorie wagową. Jako, że zarówno B.J. jak i „GSP”, oraz White są zainteresowani takim zestawieniem można mieć nadzieje, że do tej walki dojdzie, a wyniku tego starcia nie przewidzą nawet najstarsi górale „spod samiuśkich tater”. Co prawda St. Pierre i Penn już raz skrzyżowali rękawice, jednak było to kilka lat temu, a decyzja sędziowska (na korzyść Kanadyjczyka) była mocno kontrowersyjna.
Żeby jednak do tego „pojedynku-marzenie” doszło najpierw Georges musie jeszcze poobijać kilka twarzy ze swojej wagi, co również prawdopodobnie tyczy się Hawajczyka. Pozostaje nam zatem czekać aż „formalności” stanie się zadość, i mieć nadzieję, że żaden underdog/kontuzja nie przeszkodzi w zorganizowaniu tego pojedynku.

Middle Weight:
Wagę średnią można przyrównać do sporych rozmiarów pajęczyny, jej fighterów do „wszelkiej maści” owadów zaplątanych w lepkie niteczki sieci, natomiast obecny mistrz MW – Anderson Silva to (jak sam przydomek  – „The Spider” – wskazuje) wielgachny pająk siedzący w samym środku „pułapki” czekający aż bezbronna ofiara zbliży się na tyle, by bez niepotrzebnego wysiłku mógł wypić z niej życiodajne soki (ale teraz pojechałem – lol ). Odkąd Silva na swych długich pajęczych nóżkach przyszedł do UFC nie znalazł się zawodnik, który w najmniejszy choćby sposób byłby mu w stanie zagrozić. Z sześciu walk wszystkie wygrał przed czasem (zarówno KO/TKO, jak i Submission). Z Andersonem żartów nie ma, najdobitniej przekonał się o tym były mistrz MW – Rich Franklin (looknijcie na jego nos po pierwszej walce z Silvą). Nie ważne czy walczysz z nim, w stójce, czy w parterze i tak nie masz szans. Wiem, że przesadzam, wiem, że każdy ma jakieś szanse na zwycięstwo, jednak patrząc na walki Andersona, na to jak kolosalne zrobił postępy od czasów PRIDE nie da się uniknąć wrażenia, ze jest to prawdziwy tytan! Były mistrz LHW Quinton Jackson męczył się z Hendersonem całe pięć rund, podczas gdy Silva poddał go pod koniec drugiej! Nieprawdopodobny zawodnik. Przez wielu uważany za najlepszego zawodnika pound for pound wszech czasów i niema się czemu dziwić – wyczyścił wagę średnią UFC niczym cif zabrudzoną kuchenkę.
Obecnie najbliżej walki o pas MW jest Yushin Okami z którym „Pająk” miałby się zmierzyć 6 września w Atlancie.
Aby jednak nie wiało nudą Anderson postanowił „nabrać trochę ciałka” i już 19 lipca stanie naprzeciw James’a Irvin’a w wadze półciężkiej. Co do tego kto z tej dwójki jest lepszym fighterem nie mam żadnych wątpliwości, obawiam się jedynie o to jak Silva przystosuje się do zawodników z LHW i jak wpłynie na niego sama zmiana wagi. Przekonamy się już za niecałe dwa tygodnie.

Light Heavy Weaght:
Waga półciężka UFC to obecnie prawdziwa mieszanka wybuchowa, która doznała samozapłonu kiedy podczas sobotniego UFC Forrest Griffin niespodziewanie odebrał pas Quinton’owi Jackson’owi. Od tej walki Joe Silva ma niemal nieskończoną możliwość zestawiania par a co lepsze – choćby nie wiem jak nieudolnie to zrobił i tak będziemy mieć widowisko na najwyższym poziomie! W końcu w LHW mamy niedocenianego Griffin’a, który wygrał z QJ, natomiast przegrał np. Jardin’em. Mamy Jardina, który wygrał z Liddell’em a który zaliczył szybkie KO od Wanderlei’a. Mamy Wanderlei’a, który wygrał dwa razy z „Rampage’m” a który przegrał z Liddell’em. Mamy w końcu Jacksona, który dwa razy zmiótł „Iceman’a” a który ostatnio przegrał z Griffin’em.
Mamy także niepokonanego Machidę, który za każdym razem kiedy wchodzi do oktagonu udowadnia, że walka o pas należy mu się jak nikomu innemu. Gdzieś tam w tle migocze jeszcze Rashad Evans (który niebawem zmierzy się z Chuck’iem Liddell’em), Sokoudjou, oraz wschodząca gwiazda w postaci Thiago Silva’y. Nie wolno także zapominać o Andersonie, który jeśli tylko przystosuje się do owej wagi może ostro zamieszać, a najbardziej ekscytującą niewiadomą jest forma i powrót do gry „Shogun’a”. W walce o pas może także liczyć się Brandon Vera, który opuścił HW by walczyć w LHW, jednak jak na razie jest on niewiadomą.
Gdybym miał wskazać zawodnika, któremu najbardziej należy się title shoot bez wahania wskazał bym Lyoto. Brazylijczyk wygrywa walkę za walką, pokazując świetną technikę oraz wspaniały game-plan. Problem w tym, że byłby on mało atrakcyjnym mistrzem dla UFC (bardzo specyficzny – żeby nie powiedzieć nudny styl walki), dlatego uważam, że jeśli tylko Liddell wygra z Rashad’em dostanie walkę o pas. Będzie to bardzo ale to bardzo dochodowe rozwiązanie ze strony UFC. Chuck to najbardziej znany zawodnik MMA w Stanach, dodajmy do tego fakt ze był on trenerem Griffina w TUF’ie (niezwykle kusząca opcja – „uczeń kontra mistrz”), przegrał z QJ z którym z kolei wygrał Forrest, a wyjdzie nam bardzo prosty wynik w postaci zielonych banknotów trafiających na konto UFC. Następnym świetnym pojedynkiem jaki nam się szykuje jest Jackson vs. Silva III. Jeden z bardziej znanych bad blood’ów w UFC sprawi, że walka sprzeda się znakomicie i śmiem twierdzić, że dojdzie do niej wcześniej niż do zapowiadanego szybkiego rewanżu Jackson’a z Griffin’em.
A gdzie w tym wszystkim jest Lyoto? Najprawdopodobniej jeszcze poczeka na swą szansę, i w najbliższym czasie zmierzy się ze swym niepokonanym rodakiem Thiago Silvą.
Nie pozostaje nam zatem nic innego jak czekać (z wypiekami na twarzy) na rozwój sytuacji a później tylko delektować się pojedynkami na najwyższym poziomie! Jakby nie było, będzie czad!

Heavy Weight:
Waga ciężka to obecnie najsłabiej obsadzona dywizja UFC. Najpierw Randy opuścił UFC w pogoni za Fedor’em a teraz po odejściu Tim’a Sylvii i Andrei Aelovsky’ego, oraz zejściu Brandon’a Very do niższej wagi  na posterunku pozostał Bog Nog (posiadacz pasa HW UFC) Frank Mir (były mistrz  UFC) oraz kilku innych zawodników, z których zestawienia można „wyczarować” całkiem solidne pojedynki. Nog i Mir są wyłączeni z jakichkolwiek walk do czasu zakończenia 8 edycji The Ultimate Fighter’a w którym występują w roli trenerów. Kiedy reality show dobiegnie końca obaj panowie zmierzą się ze sobą walce o tytuł mistrza wagi ciężkiej (ołjeeea!!!). Z całą pewnością ta walka przysporzy ogromnych emocji – były mistrz PRIDE FC kontra były mistrz UFC, to musi się sprzedać…to musi być hit!
Na UFC 87 natomiast Heath Herring zmierzy się z dysponującym nie tylko wielkimi gabarytami ale i sporym potencjałem Brock’iem Lesnar’em. Znając status Lesnara w kraju hamburgera (megagwiazda) można spodziewać się sporego zainteresowania. Oprócz wyżej wymienionej czwórki pozostają jeszcze Gonzaga, Kongo, Werdum i zestawienie owych panów ze sobą (oprócz Gonzaga vs. Werdum III rzecz jasna) nie było by złym posunięciem a dalsze możliwości (Lesnar vs. Gonzaga? Herring vs. Werdum??) co prawda nie rozwiązują problemu braku ciężkich zawodników w UFC, ale z pewnością przysporzą niejeden dreszczyk emocji u fanów Mixed Martial Arts.

Niewątpliwie największe zainteresowanie budzą zmiany kategorii wagowych poszczególnych zawodników. B.J., Anderson, Vera („GSP” również wspominał o zmianie kategorii na wyższą, by zmierzyć się z Andersonem Silvą) – jak im pójdzie? Jestem ogromnie ciekawy! Z kolei równie wielkie zainteresowanie co i wątpliwości wzbudza powrót wielkich gwiazd, jak wspomnianego „Shogun’a” czy Mirko Filipovic’a. O Mauricio możemy być chyba spokojni – po kontuzji nie ma już śladu i za kilka miesięcy (najprawdopodobniej pod koniec roku) powinniśmy zobaczyć go w akcji. Co do „Cro Cop’a” nie można być niczego pewnym. Raz po raz przesuwa terminy swych walk, i powoli zastanawiam się czy jest to wynikiem kontuzji, czy raczej słabej dyspozycji psychicznej…
Pożyjemy, zobaczymy. Pewnym możemy być za to jednego – druga połowa 2008 roku (podobnie jak pierwsza) należeć będzie do UFC!

Jakub Bijan
FREESTYLE || GRECO

4 KOMENTARZE

  1. lw: zapomniałeś o Huercie, który powalczy z Florianem o title shota na UFC 87
    ww: po Pennie kolejnym pretendentem będzie najprawdopodobniej zwycięzca pojedynku Sanchez vs. Alves
    mw: Silva ma w tym roku bronić pasa jeszcze 2 razy we wrześniu z Okamim i listopadzie z Cote
    lhw: sytuacja jest pogmatwana, ale ja bym się skłaniał raczej do opcji rewanż Rampage vs. Grifiin i zwycięzca z Liddellem w przyszłym roku.
    hw: UFC oprócz Lesnara, ma dwóch innych ciekawie zapowiadających sie zawodników Carwina i Velasqueza za rok półtora któryś z nich może walczyć o pas

  2. Jackson zmiótł Liddella w Octagonie tylko raz. Drugi raz był w ringu 😛

  3. Hehe dokładnie, nawet nie zwróciłem uwagi ze tak napisałem – już poprawiam, thnx:)

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.