Palacio
W rozmowie z Jackiem Łosakiem – znanym czytelnikom naszego portalu z comiesięcznych przeglądów medialnych – wpadliśmy na pomysł, by wspólnie przyjrzeć się kwestii sprowadzania na polskie gale zawodników z zagranicy. Jakie są plusy i minusy takiego obcego desantu na nasze ziemie, co motywuje organizatorów do zapraszania, i fanów do oglądania cudzoziemców na polskich galach?

Jakub Bijan: Jak to według Ciebie jest z tymi zagranicznymi zawodnikami? Co sprawia, że ten “element obcego MMA” w Polsce jest ciągle bardzo pożądany na krajowych imprezach? Czy to kwestia prestiżu, poziomu sportowego… ambicji – zawodniczych, menadżerskich?

Jacek Łosak: Zapewne wszystkiego po trochu. W końcu każdy zawodnik posiada sportowe ambicje i plany. Każdy menadżer chce dla swojego podopiecznego jak najlepszych walk, a każda organizacja jak najdoskonalszych gal i zestawień. Argumentów za i przeciw jest wiele. Wydaje się, że nie ma jednej prostej odpowiedzi. Może zatem uporządkujmy temat.

Zacznę od tego, co na bieżąco śledzę, czyli od mediów i promocji. Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, iż świadomość przeciętnego widza w zakresie MMA jest znikoma i nawet największe zagraniczne nazwisko niewiele w Polsce zdziała z promocyjnego punktu widzenia. Analizując publikacje prasowe dotyczące walk Polaków z zagranicznymi zawodnikami, można dostrzec pewną prawidłowość. Zazwyczaj dziennikarze, w dużych materiałach, podmiotowo traktują rodzimego zawodnika, a jego przeciwnik jest jedynie wzmiankowany. Rzadko można trafić na publikacje w całości poświęcone sylwetce zagranicznego wojownika. Tym czasem, przy okazji walk dwóch Polaków, medialne zainteresowanie rozkłada się mniej więcej po równo. Z drugiej jednak strony, Polscy zawodnicy są również w większości anonimowi dla zwykłego Kowalskiego. Czy zatem bilans się wyrównuje? – nie koniecznie. Miejscowy zawodnik może bowiem liczyć na wsparcie medialne w regionie, z którego pochodzi. Lokalne gazety, portale oraz stacje radiowe i telewizyjne, już od dłuższego czasu więcej uwagi poświęcają MMA, niż media ogólnopolskie. Organizator walk może zatem liczyć na dobrą promocję w wybranym regionie. Warto zatrudnić sportowca z miejsca, w którym odbywa się gala. Kolejny plus po stronie rodzimych zawodników to możliwość wykreowania przez organizację tzw. „ambasadora marki”. Świetnym przykładem jest tu Mamed Chalidow, którego sportowe osiągnięcia zostały przekute w sukces medialny. Mamed, jednoznacznie kojarzony z KSW, jest dla organizacji takim właśnie ambasadorem. Podobnie sytuacja może się rozwinąć w przypadku MMA Attack i Tomasza Drwala. Zagraniczni zawodnicy bywający w Polsce, raz lub dwa razy do roku, nigdy nie staną się kimś takim dla organizacji. Mogą oczywiście świetnie promować markę za granicą, tak jak to zrobił Sean McCorkle w programie MMAHour u Ariela Helwaniego, jednak bardziej zapewne w oczach innych zawodników, menadżerów i promotorów. Aspekt to oczywiście ważny, szczególnie w przypadku prób kontraktowania kolejnych sportowców z poza Polski. Czy jednak dobra promocja idzie zawsze w parze z zestawieniem dobrym sportowo?

Bijan: Oczywiście nie zawsze i co do tego nie ma żadnej wątpliwości. Gdyby bowiem walory promocyjne rzeczywiście podążały w parze z wartością sportową, to organizatorzy gal nad Wisłą nie musieliby trzy razy do roku prześcigać się wyjmowaniu z medialnych zakamarków coraz to nowszych „kreatur”, potrzebnych im wyłącznie do przekucia widowiska na odpowiednie profity. Kwestia obcokrajowców zasilających krajowe gale mieszanych sztuk walki nie ogranicza się jednak wyłącznie do spraw promocji wydarzenia – choć do tej kwestii także – a jest znacznie bardziej wielowarstwowo złożona. Przede wszystkim trzeba rozróżnić, czy mamy do czynienia z organizacją, która jest już sama w sobie mocną marką – jak KSW, czy po części, wśród zagorzałych fanów, MMA Attack – czy może jest to promocja działająca na mniejszą skalę, a czasami nawet działająca lokalnie. Istotnym czynnikiem wpływającym na zasadność kontraktowania zawodników spoza granic naszego krają są także koszta, o czym wielokrotnie się zapomina, nie bez znaczenia jest także etap kariery, na jakim w danej chwili znajduje się nadbałtycki zawodnik, dla którego organizator poszukuje rywala. W pewnych sytuacjach walka Polak-Polak jest więcej niż pożądana, w innych jest wręcz odwrotnie – takie pojedynki powodują pewne patologie. Dlatego cała sprawa musi być omawiana w odniesieniu – nie mówię, że do konkretnych przypadków, ale na pewno w odniesieniu do konkretnych okoliczności. Zanim przejdziemy do tego co w krajowym MMA znajduje się na samej górze, proponuję, byśmy zaczęli od przyjrzenia się sprawie w przypadku małych organizacji i – jak zazwyczaj na niewielkich galach bywa, zawodnikom z małymi rekordami.

Łosak: Cóż, nie ma co ukrywać, że małe organizacje to i małe pieniądze. Zatem aspekt finansowy zatrudnienia kogoś z zagranicy, o czym wspominałeś wcześniej, jest tu bardzo ważny. W końcu nie chodzi tylko o gażę za występ, ale również o pieniądze za transport i zakwaterowanie. Skupienie się na zawodnikach polskich, w szczególności lokalnych wydaje się  strzałem w dziesiątkę, bo na kogóż przy sprzedaży biletów powinien liczyć organizator jeśli nie na miejscowych kibiców? To oni w większości zapełnią widownię i to do nich powinno być adresowane wydarzenie. Dodatkowo zawodników z regionu znacznie łatwiej wypromować w lokalnych mediach. Przy zestawieniu Polak-Polak warto jednak spojrzeć na możliwość starcia dwóch młodych, perspektywicznych zawodników z podobnym bilansem. Zwrócił mi na to kiedyś uwagę Tomasz Chmura, a chodzi o możliwość zablokowania rozkręcającej się dopiero kariery przegranemu i zamknięcie na jakiś czas drzwi do większych organizacji. W tym wypadku jedynym rozsądnym wyjście wydaje się przeciwnik z innego kraju. Zagraniczną obsadą można również spróbować podnieść prestiż gali i liczyć na wzbudzenie w kibicach lokalnego patriotyzmu.

Bijan: W kwestii kosztów jest tak, jak mówisz – lecz tylko do pewnego stopnia. Jasnym bowiem jest, że na niewielkiej gali pojawienie się, nawet niekoniecznie znanego – choćby w samym tylko środowisku – zawodnika z USA jest przedsięwzięciem nieopłacalnym. Mało tego, często jest to wydatek nieuzasadniony nawet dla takiego kolosa jak KSW – którego właściciele jednak często sprawiają wrażenie, jakby pieniądze znajdywali na ulicy i budżetem nie przejmowali się wcale. Trzeba w tym miejscu uświadomić sobie, że sam przelot zawodnika z Ameryki Północnej (wraz z całym sztabem), to kwota za jaką można by zestawić kilka pojedynków na dolnej karcie walk – tak więc jeśli sprowadzanie Rodneya Wallace’a czy też innego Jaya Silvy ma mało sensu dla dużej organizacji, to ma go jeszcze mniej dla promocji lokalnej. Całkowicie inną kwestią jest jednak kontraktowanie Europejczyków – za rozsądne pieniądze można przecież podpisać umowę z wieloma efektywnie walczącymi zawodnika z niemal całego kontynentu, dlatego ściąganie nad Wisłę zawodników z Finlandii, Litwy, Niemiec, Rosji czy Wielkiej Brytanii jest posunięciem jak najbardziej logicznym. Rozpiska nie może przecież składać się w stu procentach z Polaków, a karta walk ułożona na zasadzie “Polak kontra obcokrajowiec” zawsze podnosi zainteresowanie wydarzeniem – zwłaszcza kiedy promotor nie może liczyć na dobrze znanych, choćby tylko lokalnie, zawodników.
Rzeczą wartą dokładniejszego omówienia jest natomiast poruszona przez Ciebie kwestia pojedynku “Polak kontra Polak”. Kiedy według Ciebie takie bratobójcze pojedynki mają największy sens? – jeśli według Ciebie w ogóle taki sens mają.

Łosak: Oczywiście uzasadnione rankingowo walki pomiędzy Polakami muszą się kiedyś odbywać. Warto jednak zwrócić uwagę na sytuacje, gdy przeciwnicy to dobrzy, pozaringowi znajomi lub przyjaciele. Modelowym wręcz przykładem takiego zestawienia była walka Rafała Moksa z Borysem Mańkowskim. Dwaj młodzi zawodnicy z dużym potencjałem, w dodatku przyjaciele. Z perspektywy fana, zestawienie idealne. Z perspektywy organizatora, świetny marketingowo produkt z emocjami w tle. Z perspektyw zawodników, było to zapewne najtrudniejsze wyzwanie w karierze. Pamiętam, że przed samą walką zastanawiałem się, czy takie zestawienie nie spowoduje, iż zawodnicy będą walczyć zachowawczo. W końcu ciężkie znokautowanie przyjaciela musi być nie lada wyzwaniem dla psychiki i ewentualnych dalszych wspólnych relacji. Oczywiście łatwo mówić, że na tym poziomie zawodowstwa trzeba podejść do sprawy czysto profesjonalnie… łatwo mówić, siedząc w fotelu przed telewizorem. Panowie swoją postawą w ringu i poza nim udowodnili jednak, że jest to możliwe, otwierając jednocześnie drogę do dalszych tego typu zestawień. Pytanie tylko, czy pojedynek doszedłby do skutku, gdyby miał się odbyć na jakiejś maleńkiej, lokalnej gali? Zapewne nawet nikt by wtedy nie zaproponował takiego match-upu, wiedząc, że ewentualny przegrany miałby na pewien czas zablokowaną dalszą karierę. Walka odbyła się jednak na największej i najbardziej prestiżowej gali w Polsce, co na pewno miało niebagatelny wpływ na podjęcie przez zawodników tego wyzwania. Z drugiej strony (pomimo wielkości KSW) do dziś nie doszło i pewnie nigdy nie dojdzie do walki Michała Materli z Mamedem Chalidowem. W tej sytuacji nie ma po prostu innego wyjścia jak zestawianie zawodników z oponentami zagranicznymi.

Bijan: Przyznam Ci się, że co do sensu takich “bratobójczych” pojedynków – gdzie obaj zawodnicy są przyjaciółmi, trenują razem, znają się bardzo dobrze – nie mam w pełni wyrobionego zdania. Z jednej strony zwolennicy tego typu walk podają za przykład, wspomnianą przez Ciebie, walkę Mańkowski-Moks, z drugiej jednak – cały czas w pamięci mam przyjacielskie uściski jakimi w swoim starciu na KSW 13 obdarzyli publiczność zawodnicy Nastula Team. I żebym był dobrze zrozumiały – nie mam do nich o ten grappling na ringu MMA pretensji. Chcę jedynie pokazać, iż takie pojedynki zawsze będą niosły za sobą pewną niewiadomą. Zresztą taki dylemat nie jest wyłącznie domeną polskich organizacji – nawet Joe Silva, kontraktując kolejne pojedynki na szczycie dywizji, nie zawsze jest w stanie nakłonić trenujących razem fajterów do wzajemnej walki – z czego bardzo często wynikają późniejsze karuzele ze zmianami kategorii wagowych. Ba, nawet lepszy przykład patologii mogących wynikać z takiego matchmakingu mieliśmy jeszcze w epoce PRIDE – dokładnie mówiąc, podczas turnieju wagi średniej (waga średnia w PRIDE FC odpowiadała bowiem kategorii półciężkiej w UFC) z 2005 – którego sensacyjnym triumfatorem został Mauricio Rua. Wtedy bowiem trenujący razem w akademii Chute Box – wówczas jednym z dwóch najlepszych klubów w Brazylii – Wanderlei Silva i wspomniany wyżej „Shogun” mieli się umówić, że finał turnieju wygra starszy i bardziej zasłużony dla klubu “The Axe Murderer” – bo “młody Rua, jeszcze zdąży w pełni zabłysnąć i cała kariera przed nim”. Jak wiemy, plany te pokrzyżował Ricardo Arona, pozbawiając Silvę finału, jednak to dobitnie pokazuje, że takie pojedynki nie zawsze są dobrym pomysłem. Oczywiście pojedynek Borysa z Rafałem był kapitalny, a obaj zawodnicy pokazali swój profesjonalizm i całkowite oddanie tej dyscyplinie – jednak nie każdego na to stać. Ostatecznie skłaniam się zatem, że powinna to być indywidualna decyzja zawodników i matchmakera i pozostawiam to kwestii wzajemnych relacji i zobowiązań.

Łosak:  Powróćmy zatem do zagranicznych zawodników walczących na polskich arenach. Patrząc na wszystkie aspekty zestawiania pojedynków Polak kontra obcokrajowiec, z czystym sumieniem muszę powiedzieć, że nie zazdroszczę pracy ludziom układającym rozpiski. Zadbanie o aspekt sportowy, ale też promocyjny zestawienia przy jednoczesnym działaniu w ramach określonego budżetu; zapewnienie ciekawych walk nie tylko dla zagorzałych fanów, ale też osób okazjonalnie oglądających MMA; prowadzenie negocjacji z zawodnikami i menadżerami oraz organizowanie nagłych, pilnych zastępstw – musi być nie lada wyzwaniem. Łatwo z perspektywy odbiorcy gotowego produktu zapomnieć o tych wszystkich komplikacjach, które towarzyszą pracy nad ustalaniem karty walk. W końcu w  ostatecznym rozrachunku dla fana najważniejszy jest i tak efekt końcowy, czyli sam pojedynek. Życzmy sobie zatem po prostu jak najlepszych batalii, niezależnie od narodowości walczących zawodników, co przysporzy korzyści całej krajowej scenie mieszanych sztuk walki.

Jakub Bijan
FREESTYLE || GRECO

8 KOMENTARZE

  1. Jak dla mnie zabrakło jednego elementu: gdyby wszyscy zestawiali walki Polak vs Polak bo taniej a widowisko świetne to doszlibyśmy do etapu: wszystko fajnie ale na jakim poziomie są zawodnicy? Czy to klasa światowa czy przeciętny europejski zawodnik by walczących zjadł?

  2. Ostatni tekst Łosaka:

    Łatwo z perspektywy odbiorcy gotowego produktu zapomnieć o tych wszystkich komplikacjach, które towarzyszom pracy nad ustalaniem karty walk.

    Zdaje się powinno być "towarzyszą"

     

    EDIT: mozna skasować post. I wprowadźcie w końcu PW 🙂

  3. @manfred004
    Tylko zauważ, że zdarzają się (nawet nie tak rzadko) zawodnicy, którzy, delikatnie mówiąc, są poniżej przeciętnego poziomu.

  4. jest jeszcze jedna zasadnicza wada walk Polak vs Polak o którym nie wspomniano a czego właśnie doświadczył dość mocno Moks. poziom wysoki – a rekord popsuty
    ta sytuacja jest dość dobrze znana w Japoni – tam ciągle walczą między sobą są na naprawdę wysokim poziomie przez co są jednocześnie mega doświadczeni i mają obycie z polem walki ale jednocześnie w świecie są mało zauważani bo popsuli sobie wzajemnie rekord bo któryś musiał przegrać przez co do świadomości światowej docierają na prawdę wybitne jednostki mimo że jestem przekonany że średni Japończyk poradziłby sobie z dołem drabinki UFC ale się tam nie dostanie mając rekord 21-16-6
    więc kwestia zagranicznych rywali jest jeszcze taka że nawet jeśli Polak przegra z zagranicznym to jednak nie ma już pewnego rodzaju żalu że to drugi Polak mu popsuł rekord

    druga kwestia moim zdaniem też ważna to różnorodność – może w skali kraju jest to mniej zauważalne ale jeśli weźmiemy kwestię jednego klubu to pojawia się problem np ze sparingiem – na sparingu wszystko ładnie wchodzi bo zna się mniejwięcej styl walki sparingpartnera i jego sztuczki itp a jak przychodzi do walki to lipa bo rywal zaskakuje zupełnie innymi ciosami kopnieciami i poróbami kończeń więc oczywistym jest ze inny klub a tym bardziej inny kraj daje pewien powiem świerzości i dodatkowy element do wszechstronności tak w treningu jak i w walkach z zawodnikami z mniej znanym sobie stylem co mocno wpisuje się w kwestię doświadczenia.

  5. Tylko tak, KSW dało nie raz do zrozumienia, że zamierza "budować potęgę polskiego MMA", a nie dostarczać zawodników UFC, a wobec tego wypadałoby jednak ustalić "kto tu rządzi".  A nie, że na trzech-czterech walczących regularnie zawodników nazwijmy to wagi średniej, jeden trzyma normalny pas mistrzowski, a drugi to niepodważalny superczempion p4p.

    ta sytuacja jest dość dobrze znana w Japoni — tam ciągle walczą między sobą są na naprawdę wysokim poziomie przez co są jednocześnie mega doświadczeni i mają obycie z polem walki ale jednocześnie w świecie są mało zauważani bo popsuli sobie wzajemnie rekord bo któryś musiał przegrać przez co do świadomości światowej docierają na prawdę wybitne jednostki mimo że jestem przekonany że średni Japończyk poradziłby sobie z dołem drabinki UFC ale się tam nie dostanie mając rekord 21-16-6

    Jorge Santiago w Japonii składał wszystkich bez większych problemów. Jak sobie potem poradził w UFC, każdy widział. Gdyby z resztą średni Japończyk poradził sobie z dołem, to paru wybitnych powinno wobec tego robić w UFC za mistrzów i pretendentów.

  6. Lokalne gazety, portale oraz stacje radiowe i telewizyjne, już od dłuższego czasu więcej uwagi poświęcają MMA, niż media ogólnopolskie. Organizator walk może zatem liczyć na dobrą promocję w wybranym regionie. Warto zatrudnić sportowca z miejsca, w którym odbywa się gala.

    Z tego co pamiętam to undercard na MMA Attack 4 miał być dla lokalnych zawodników, a jest tylko jeden zawodnik – Georgas. Może Escobar powinien postawić na aspekt geograficzny, a nie sportowy.

     

    Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, iż świadomość przeciętnego widza w zakresie MMA jest znikoma i nawet największe zagraniczne nazwisko niewiele w Polsce zdziała z promocyjnego punktu widzenia. Analizując publikacje prasowe dotyczące walk Polaków z zagranicznymi zawodnikami, można dostrzec pewną prawidłowość. Zazwyczaj dziennikarze, w dużych materiałach, podmiotowo traktują rodzimego zawodnika, a jego przeciwnik jest jedynie wzmiankowany. Rzadko można trafić na publikacje w całości poświęcone sylwetce zagranicznego wojownika.

    A jaki biznes będzie miała największa organizacja w Europie kontraktując najlepszych zawodników spoza UFC? Czy Polacy będą dalej interesować się KSW jak mistrzami w poszczególny kategoriach będą zawodnicy z zagranicy? Co się stanie jak „ambasador marki” zostanie pokonany? Mam wrażenie, że za dużo jest polityki w KSW, a przeciwnicy Polaków są tak dobierani, żeby nasi byli faworytami. Tak więc o sensownej drabince należy zapomnieć. KSW to organizacja dla Polaków i zestawieniach nie będzie żadnej logiki.
    „Chciałbym aby na naszych galach jednak największym bohaterem był zawodnik, a walka najważniejszym momentem”
    Maciej Kawulski

  7. Ciekawe zagadnienie. Tym bardziej, że mamy na naszej scenie dwie odmienne filozofie budowania marki organizacji. KSW opiera się, tak jak większość dużych przedsięwzięć medialnych, na systemie gwiazdorskim. Kreują bohaterów (Chalidow, Pudzianowski, Materla, Błachowicz, za chwilę Kowalkiewicz) i na nich opierają swoje powodzenie. Stąd bierze się czasami kontrowersyjny dobór przeciwników, przebijanie oferty UFC, kontraktowanie osób z innych sportów.
    MMA Attack próbuje opierać się na aspekcie sportowym. Matchmaking jest bardziej wyrównany, zwycięzca trudniejszy do przewidzenia. Organizatorzy wierzą w MMA. Wierzą, że ten najszybciej rozwijający się sport na świecie sam się obroni. Tylko czy na to nie jest jeszcze za wcześnie? Czy zainteresowanie organizacją będzie rosły gdy nagle Drwal, Grabowski, Jotko zaczną przegrywać? Albo gdy jeszcze kilku pójdzie do UFC? Wydaje mi się, że potrzebne są dwie rzeczy – stworzenie z Drwala (który już raczej nie myśli o UFC) Chalidowa MMA Attack i pójście w kierunku organizacji ponad krajowej, bardziej ogólnoeuropejskiej. W końcu jesteśmy w Unii. Szukałbym możliwości transmisji gali do innych krajów (albo chociaż retransmisji), a w dalszej przyszłości organizacji gal poza Polską.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.