Wczoraj pojawiła się informacja o zestawieniu przez KSW kolejnego starcia „mistrz kontra mistrz” między Tomaszem Narkunem a Mamedem Khalidovem. Do tej potyczki dojdzie 3 marca na gali KSW 42. O tym, skąd wziął się pomysł na walkę oraz mocnych stronach rywala wypowiedział się mistrz wagi średniej w rozmowie z Przeglądem Sportowym.

PRZEMYSŁAW OSIAK: Promocję pana walki z Tomaszem Narkunem zaczęto od tego, że może mieć pan na „rozkładzie” mistrzów KSW trzech kategorii wagowych: Borysa Mańkowskiego z półśredniej (77 kg), Michała Materlę ze średniej (84 kg) i Narkuna (93 kg). Faktycznie ma to dla pana duże znaczenie, czy po prostu pojedynek trzeba jakoś zareklamować?
MAMED CHALIDOW: Myślę, że jest odwrotnie i to fajne zestawienie ciągnie za sobą promocję. Dla mnie to wyzwanie. Z kim miałbym walczyć? Mam pas wagi średniej, z mistrzem półśredniej już się zmierzyłem. Propozycja, która wyszła od Tomasza Narkuna, zaciekawiła mnie. Broni pasa, od dawna nie przegrał. Jest silny, bardzo dobry w parterze. Wydaje się, że w jego stylu walki rządzi bałagan, ale… dzięki temu bałaganowi wygrywa! Jest niewygodny i nieprzewidywalny.

Kibiców zastanawia, jaki będzie umowny limit wagowy tej trzyrundowej walki. Wyniesie około 90 kilogramów?
Mamed Chalidow: Na pewno nie będzie niższy niż 90 kilogramów. Tomkowi trudno byłoby być lżejszym, skoro na co dzień waży pewnie jakieś 105 kilo. Nie ma sensu cudować i ścinać na siłę, bo nie będzie miał siły do walki. Mógłby na przykład męczyć się i zrobić 89 kilogramów, ale nie o to chodzi. A ja tak naprawdę zostanę przy swojej masie ciała. Moja codzienna waga to 91-92 kilogramy. Mam tytuł KSW w limicie 84 kg, a chłopaki o moich warunkach fizycznych, według dzisiejszego podejścia zawodników i sztabów trenerskich, mieszczą się nawet w kategorii 77 kg. Ja nie widzę takiej potrzeby. Dawniej miałem pas także w wadze półciężkiej (lata 2009–11, wówczas limit w KSW wynosił 95 kg – przyp. red.) i bez porażki zszedłem do 84 kg.

Gdy Narkun zaczął publicznie ubiegać się o walkę z panem, od razu zareagował pan entuzjastycznie? Czy może najpierw wolał pan przeprowadzić sondę wśród swoich kibiców, zadając im pytanie o tę potyczkę na Facebooku?
Mamed Chalidow: Ten temat pojawił się już w studio grudniowej gali KSW w Katowicach. Później Narkun napisał o tym w internecie. Spodobało mi się. Podszedł do sprawy z szacunkiem, po sportowemu. Ja potrzebuję motywacji, wyzwań. Pomyślałem… Dlaczego nie? Walczyłem z Borysem i Michałem, chcę sprawdzić się również z nim. Nie jest tak, że jestem przesadnie pewny siebie. Po prostu chcę spróbować. A wygra ten, kto ma wygrać.

Tomasz Narkun nie może się z panem równać pod względem popularności. Świadczy to chyba o tym, że wcale nie przestały pana interesować wyzwania czysto sportowe, a niekoniecznie interesują te, które mogą przynieść największy zysk z pay-per-view.
Mamed Chalidow: Tak, sport zawsze jest na pierwszym miejscu. W pojedynku z Michałem Materlą także chodziło tylko o sport. Mieliśmy ze sobą nie walczyć, ale nie mieliśmy już wyjścia. On szedł swoją ścieżką, ja swoją. Obaj wygrywaliśmy. Stało się naturalne, że musimy stoczyć walkę. Nie chodziło o pay-per-view, zwyczajnie trzeba było to zrobić. I przystąpiliśmy do walki. Gdy należało znaleźć kolejne wyzwanie, pojawił się pomysł starcia z Mańkowskim. Przez cały czas potrzebuję sportowej motywacji. Kiedy zaczyna jej brakować, będziesz przegrywać walki.

Cała rozmowa Mameda Khalidova z Przemysławem Osiakiem z Przeglądu Sportowego dostępna jest tutaj.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.