Dobry, zły, twardziel, analityk, charyzmatyczny, czy może partnerski w relacji zawodnik – trener. No właśnie, jaki powinien być trener? Czy wystarczy fejsbookowy poradnik, a może włączyć trendy pokrzykujących brodaczy, zanim przyjdzie z USA moda na to, że przeszła już na to moda?

Czytając wspomnienia Rondy Rousey, zwróciłem uwagę na to, w jaki sposób była kształtowana jako zawodniczka, w szczególności przez własną matkę. Na własne potrzeby samouka, nazwałem to „szczytem mistrza”. W dużym skrócie, chodzi o budowanie bezwzględnego przekonania o własnej, sportowej nieśmiertelności, niemożności przegranej. Podejście często skuteczne, ale niosące za sobą pewne zagrożenia, chociażby w postaci problemu z „udźwignięciem” ewentualnej porażki. Zagrożenie dla osób będących na „szczycie mistrza” polega na tym, że co prawda widok mają przed sobą przepiękny, jednak kiedy nie patrzą pod nogi, konsekwencje upadku mogą być tragiczne. Dalsze losy Rondy i jej trenera pokazują, że utrzymywanie poziomu zajebistości na „szczycie mistrza”, może być zdradliwe…

Trenując sztuki walki, z natury rzeczy, do strony mentalnej przywiązywałem ogromną wagę. Choć czasem byłem świadkiem sytuacji, kiedy dywagacje o duchowości zastępowały ciężki trening. Kiedy zacząłem ocierać się o sporty walki, oczywista była charakterność. Jednak o elementach psychologii w sporcie, mój pierwszy trener boksu, nie mówił zbyt wiele. Stosował na tarczy organoleptyczne metody na odsłoniętą wątrobę, tudzież lewy prosty „packą” na czoło kiedy garda spadała. (Przy okazji gorąco pozdrawiam Panie Darku!).

W trakcie swojej pracy trenerskiej zawsze powtarzałem zawodnikom: „wszystko zaczyna się i kończy w głowie”. Każdy zawodnik jest osobną jednostką, zbiorem cech, przeżyć, doświadczeń. Kiedy budowałem swój warsztat, starałem się o indywidualne podejście, interakcje. Oczywiście kształtowały je również moje cechy. Usłyszałem niedawno o sobie, że byłem spokojnym, analitycznym trenerem…

Niedawno pojawiła się informacja, że kilku czołowych zawodników opuściło, w moim przekonaniu, jednego z najbardziej charyzmatycznych trenerów w Polsce. Miałem przyjemność obserwować i szczerze podziwiać jego warsztat. Silna, surowa ręka prowadząca w stronę „szczytu mistrza”. Typowa, twarda, bezkompromisowa, stara zapaśnicza szkoła, poparta świetnymi wynikami sportowymi w oparciu o doskonałe zaplecze zawodnicze.

Jaki więc powinien być trener? Twardy czy miękki? Emocjonalny czy spokojny? Dobry, a może zły… A może powinien być, jak mawiał Bruce Lee, „jak woda”? Umieć się dostosować do zawodnika, z którym pracuje i wybrać skuteczne narzędzia do tego konkretnego zbioru, złożonego ludzkiego istnienia?

Przez lata nie znalazłem jednoznacznej odpowiedzi. Prawdopodobnie jej nie ma. Każdy z nas jest inny, zawodnicy, trenerzy… Jest to oczywiście wspaniałe, ale trudne i potrafi być w pracy trenerskiej ogromnym wyzwaniem. Dlatego szanujcie swoich trenerów. Wszystkich. I tych twardych i tych dobrych. Charyzmatycznych i miłych. Wasze podejście i wsparcie daje im motywacje byście stali się lepszymi zawodnikami.

 

PJ

 

1 KOMENTARZ

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.