Jeden z najlepszych polskich sędziów mieszanych sztuk walki, Łukasz Bosacki, udzielił ostatnio wywiadu dla portalu Po Gongu, gdzie między innymi opowiedział o pracy arbitra klatkowego oraz podzielił się swoimi doświadczeniami.
Popularny „Bosy” na początku został zapytany przez prowadzącego, jak stresujący jest to zawód, na co odpowiedział następująco:
Gdy 8-9 lat temu zaczynałem sędziować, to był jakiś stres. Teraz to jest bardziej ekscytacja. Trudno mi opisać to uczucie, ale to nie jest stres. To jest tryb mentalny, w którym człowiek odcina się i widzi tylko dwóch zawodników. Oni walczą ze sobą, ale ja też biorę udział w walce. Próbuję przewidzieć, co się wydarzy w danej sytuacji. Staram się tak poruszać, żeby być w odpowiednim dystansie do zawodników.
Bosacki, który jest bardzo ceniony również poza granicami naszego kraju, dotychczas jeden raz miał okazję być rozjemcą walki wieczoru UFC. Sędziował pojedynek w czołówce kategorii piórkowej pomiędzy Brianem Ortegą i „Koreańskim Zombie”, do którego doszło w październiku ubiegłego roku na wyspie Yas w Abu Zabi. O emocjach, jakie mu wówczas towarzyszyły, możemy przeczytać poniżej.
To jest dziwne uczucie. Jesteś w klatce i wiesz, że to jest to. Ważne było, żeby utrzymać koncentrację w tej radości. Sędziowałem walkę zawodników z TOP 5 światowego MMA. Takiego poziomu na żywo nigdy nie widziałem. To, co robił Brian Ortega z Chan Jungiem, to był mistrzowski poziom. Byłem w szoku, gdy widziałem, co się dzieje w klatce. Cieszyłem się z każdej sekundy, którą w niej spędziłem.
Doświadczony arbiter we wspomnianej rozmowie uchylił także rąbka tajemnicy, porównując wynagrodzenie, jakie otrzymuje sędziując na polskich wydarzeń, a jakie na galach największej organizacji na świecie.
Nie jest to kolosalny przeskok, ale UFC płaci bardzo dużo. Jestem bardzo zadowolony z ich stawek. Słyszałem, że bardzo dobrze płaci też Bellator, ale nie mam pojęcia, jakie to są stawki, bo nigdy dla nich nie pracowałem.