Na konferencji UFC Sumer Kickoff uwagę wszystkich zwrócił incydent pomiędzy Kevinem Lee a Michaelem Chiesą, którzy wdali się w bójkę na scenie podczas tego wydarzenia. Chiesa sprowokowany słowami Lee pobiegł w stronę Kevina, jednakże ten nie miał zamiaru odpuścić – zadał nawet cios swojemu rywalowi, po czym dwójka została od siebie rozłączona przez ochronę. Lee w wywiadzie podczas UFC 211 wyjaśnił całe zajście z jego perspektywy.
Nie żałuję tego co się stało. To nie ja tak naprawdę zawiniłem. Chiesa nie chciał tak naprawdę się bić. Mam nadzieję, że nie dostaniemy za to żadnych kar. Powinien być gotowy na uderzenie, nie wiem dlaczego nie trzymał gardy w takiej sytuacji. Nie rozumiem dlaczego biegł na mnie, a potem nagle zaczął wołać ochroniarzy. Nie chciałem przypadkiem ich uderzyć.
Byłem zaskoczony jego reakcją. Rozumiem o co mu chodziło, ale koniec końców cała sytuacja to jego wina. Nie powiedziałem tak naprawdę nic złego o jego mamie. Nawet jeśli bym powiedział, to powinien kontrolować swoje emocje. Jestem trochę zły, że tak to się skończyło. Też mam rodzinę, mój brat jest w więzieniu, modlę się żeby wrócił do domu i mógł oglądać moją walkę. Chcę pokazać, że w tym wieku mogę zostać mistrzem. Nie obchodzi mnie rodzina Chiesy, nie wiem co się u nich dzieję, to mój rywal, nie mój przyjaciel.
Zawodnicy zmierzą się 25 czerwca na gali UFC Fight Night 112.
Ale troche racji ma, Chiesa taki wariat, wyleciał do niego z mordą jak dzik a jak czarny wyjebał luja to nagle zdziwienie "o kurde tu bijo" 😀