Po tym jak Michał Kita w pięknym stylu powrócił do organizacji KSW i podczas ostatniej gali znokautował Michała Andryszaka, jego kolejnym rywalem będzie mistrz wagi ciężkiej, Phil De Fries. Polak nie kryje, że jest blisko końca kariery w MMA, ale walka o pas nie ma być ostatnim starciem na jego sportowej drodze.
Michał Kita ma za sobą długą i bogatą historię w świecie mieszanych sztuk walki. Poza Polską bił się w Anglii, Szkocji, Holandii, Finlandii, Bułgarii, USA, Rosji oraz we Włoszech i Czechach. „Masakra” walczył dla tak znanych marek jak M-1 czy Bellator. Podczas turnieju w Rosji w jedną noc pokonał trzech rywali, w tym Aleksieja Olejnika, dziś jednego z najlepszych zawodników wagi ciężkiej na świecie.
Dziś Michał nastawia się na zdobycie pasa KSW, ale też chciałby mieć okazję go również bronić, o czym powiedział w rozmowie dla KSW.
Mówi się, że łatwiej jest zdobyć pas, a trudniej obronić. Chciałbym więc zobaczyć jak to jest, jak się go kilka razy obroni. Założyłem sobie, że na pewno zrobię jeszcze minimum trzy walki. Bez względu na wyniki. Wraz z wiekiem kluczową dla sportowca staje się świadomość swojego ciała. To, że głowa będzie chciała abym dalej walczył jest jedną sprawą, ale tu ciało jest najważniejszym elementem. Wiem, że moje ciało da radę fizycznie przejść jeszcze te założone przygotowania do kolejnych walk.
Michał dodał też, że do swoich przygotowań podchodzi bardzo profesjonalnie i stara się prowadzić sportowy tryb życie niezależnie od tego czy szykuje się do kolejnego pojedynku.
Musimy pamiętać, że profesjonalne podejście do tego sportu kosztuje wiele wyrzeczeń. Nie jest tak, że trenuję tylko do danej walki. Cały czas prowadzę bardzo sportowy tryb życia, który wiąże się z różnymi ograniczeniami. Na szczęście mam dwie córki, które są moją największą motywacją.
Do walki Kity z De Friesem dojdzie już 19 grudnia podczas gali KSW 57. Będzie to ostatnie wydarzenie polskiej marki w roku 2020.