Jeszcze niedawno spekulowaliśmy o tym, że Jan Błachowicz może dostąpić zaszczytu walki o pas mistrza wagi półciężkiej UFC, ale ta perspektywa znacznie się oddaliła. Wszystko za sprawą Amerykańskiej Agencji Antydopingowej (USADA), która postanowiła skrócić zawieszenie Jona Jonesa. To właśnie „Bones” – po raz kolejny pobłażliwie potraktowany za swoje wybryki – może być tym, który w swoim powrocie zawalczy o tytuł.

Aktualnym mistrzem dywizji z limitem wagowym do 205 funtów jest Daniel Cormier, ale niewykluczone, że w obliczu potencjalnej walki z Brockiem Lesnarem o mistrzostwo wagi ciężkiej, będzie musiał niebawem zwakować pierwszy pas. W takiej sytuacji UFC może zechcieć ponownie skorzystać z usług Jonesa.

Na 31-letniego Amerykanina i Agencję USADA wylewa się wiadro pomyj, ale to nie będzie przeszkodą dla Dany White’a i spółki, którzy z reguły myślą tylko o zawartości własnej sakiewki. Ta może się znacząco powiększyć dzięki wpływom z subskrypcji PPV, jakie fani kupią na rewanżowe starcie Jonesa z Gustafssonem. „Blakovitz” z Polski w boju ze Szwedem nie przyniósłby nawet 1/5 dochodu, jaki może wygenerować uzależniony od kokainy donosiciel. Tak – Jones, w zamian za „kablowanie” na kolegów z klubu i trenerów, może szybciej wrócić do oktagonu.

USADA wspomnianego wyżej sposobu na skrócenie kar dla dolarogennych nazwisk nie wymyśliła dzisiaj. Taką „ofertę” złożono już w 2016 roku Mirco Filipovicowi:

„Cro Cop” nie zgodził się jednak na tego rodzaju współpracę. Jones nie miał żadnych skrupułów.

Zresztą, donoszenie na kolegów to dla niego nie pierwszyzna. Już jako dziecko „wsypywał” tych, którzy mieli przy sobie „trawkę”. Znamiona socjopaty można było dostrzec u Jonesa już dawno, ale z każdym miesiącem jest gorzej.

Lista grzechów Jonesa regularnie się powiększa, do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Mógłbym na nim dalej wieszać psy, ale bardziej godne potępienia w tym momencie jest postępowanie Amerykańskiej Agencji Antydopingowej.

Dziś dostajemy ostateczny dowód na to, że te wszystkie testy i kontrole są jedną wielką farsą. Cyrk w czystej postaci. Jeśli ktoś wierzył w czystość intencji USADA-y, może pozbyć się wszelkich złudzeń. Dopóki ta instytucja będzie finansowana przez UFC, dopóty nie będzie niczym innym jak marionetką w rękach swoich sponsorów. W idealnym świecie Jones za recydywę byłby zmuszony  pauzować cztery lata. Tak by się stało, gdyby oczywiście nie był Jonem Jonesem – jednym z nielicznych zawodników, który może przynieść realny dochód organizatorom walk w klatkach.

„A przecież Sprawiedliwość wciąż umiera, każdego dnia. W tej chwili, gdy do was mówię, daleko i blisko, niemal na progach naszych domów, ktoś ją nieustannie zabija. Za każdym razem, gdy umiera, jest tak, jakby jej nigdy nie było dla tych, którzy w nią wierzyli. Dla tych, którzy oczekiwali tego, czego wszyscy mamy prawo oczekiwać ” – José Saramago

Polscy fani musieli podejść do ostatnich zdarzeń ze sporą dozą – powiedzmy to wprost – wkurwienia. Decyzja USADA bowiem bezpośrednio rzutuje na przyszłość naszego najlepszego półciężkiego. Jan Błachowicz, który był o krok od boju o pas mistrzowski, może na swoją szansę poczekać o wiele dłużej, niż się spodziewano.

Gdyby Jones został sprawiedliwie potraktowany, „Cieszyński Książę” miałby realną szansę na walkę z Alexandrem Gustafssonem o (być może tymczasowy) pas mistrzowski, Cormier biłby się w wyższej wadze z Lesnarem i bajka. Teraz wszystko się komplikuje.

Na horyzoncie mamy potencjalne starcie „Bonesa” z „Maulerem”, o co z miejsca zaczął nawoływać ten drugi:

Niewykluczone, że UFC zrobi też wszystko by domknąć trylogię „Jones vs. DC”. To może zablokować dywizję półciężką na długie miesiące. Janek nie może niestety tyle czekać.

Błachowicz nie otrzymał gwarancji otrzymania titleshota, dlatego w drodze po pas mogą go wyprzedzić inni zawodnicy, którzy już teraz gryzą go po piętach. Taki choćby Corey Anderson po ewentualnym pokonaniu Ilira Latifiego na UFC 232 będzie miał pełne prawo domagać się boju o tytuł. Błachowicz będzie więc musiał stoczyć jeszcze jeden, jeśli nie dwa pojedynki – a to zwiększa szansę na potknięcie i całkowite pozbycie się złudzeń.

Na szczęście Janek pochodzi do tego wszystkiego z dystansem. W rozmowie z Przeglądem Sportowym w takich słowach odniósł się do skrócenia kary dla Jonesa:

Życie nie jest sprawiedliwe i nigdy nie będzie, w żadnym jego aspekcie. Albo się z tym godzisz, albo będziesz zdenerwowany na cały świat, że jest taki, a nie inny. Z niesprawiedliwością nie da się wygrać, niektóre rzeczy czasami trzeba zaakceptować i iść dalej. Zobaczymy, co się wydarzy.

***

Ciężko nie oprzeć się wrażeniu, że bracia Fertitta nawiązali swego czasu współpracę z USADA tylko ze względów wizerunkowych. Co prawda, stracili przez to kilka mocnych walk, ale udało im się sprzedać organizację za bajońską sumę. Lorenzo zapewne siedzi teraz w wygodnej skórzanej kanapie ze szklaneczką dobrej whisky w ręce i podśmiewa się pod nosem. Prawda jest taka, że włodarze Ultimate Fighting Championship z tą całą Agencja Antydopingową mają tylko kłopot. Być może wszystko miało zostać jak kiedyś – w rękach Komisji Stanowych – i dalej każdy by się oszukiwał, że nie ma problemu dopingu w MMA. Nielegalne wspomaganie było, jest i będzie, więc po co się oszukiwać?

Żyjemy w świecie pełnym obłudy, dlatego nie ma szans na legalizację dopingu. To oczywiście problem nie tylko Mieszanych Sztuk Walki, ale całego sportu w ogóle. Dlatego też sytuacje, jak ta z Jonesem, będą się powtarzać. Wszystko, jak zawsze, rozejdzie się po kościach, a pieniądz zwycięży. Zresztą, nie ukrywajmy, większość ma to gdzieś. Możemy wyzywać „Bonesa” od największych „dzbanów” w historii MMA, ale jego powrót obejrzymy z wielkim zaciekawieniem.

Kto więc jest temu wszystkiemu winien? Hipokryci z USADA, chciwy Dana White, nieroztropny Jon Jones, czy ostatecznie fani, którzy domagają się „chleba i igrzysk”?

Każdy po trochu – wszyscy w tym siedzimy. I to jest najsmutniejsze.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.