Steve Cunningham w swojej walce na gali Triller bez większych problemów pokonał byłego zawodnika UFC – Franka Mira. Amerykanin nie chciał wykończyć swojego przeciwnika, z rundy na rundę zyskiwał przewagę. Nie oszukując fanów boksu, to starcie było sparingiem z sali treningowej.
1 Runda: Steve rozpoczął bardzo spokojnie, nie atakował otwarcie Mira, który miał wiele luk w gardzie. Były zawodnik UFC śmiało wywierał presję na rywalu, ale jego ciosy nie dochodziły czysto. Ciekawe było to, że Cunningham, który ma za sobą mocną karierę bokserską nie chciał poszukać swojej szansy na nokaut.
2 Runda: Frank ruszył z początkiem rundy do otwartego ataku i bardzo często doprowadzał do klinczu. W zwarciu Cunningham obracał swojego przeciwnika i nie pozostawał w miejscu. Na minutę przed końcem drugiego starcia kondycja Mira znacznie dała o sobie znać, jego ciosy były wolniejsze i opuszczał gardę.
3 Runda: Steve wrzucił drugi bieg, ciągle punktował, ale nie szukał na siłę nokautu, raczej bawił się boksem. Ciekawe na ile oszczędzał on swojego rywala, bo sama walka do tego momentu wyglądała jak sparing. Po każdym gongu zawodnicy uśmiechali się do siebie, więc raczej nikt nie chciał skończyć tego przed czasem…
4 Runda: Dużo ciosów prostych zadał w tej odsłonie Cunningham, ciągle uciekał i punktował. Nie uderzał mocno. Momentami pojedynek wyglądał, jak wyreżyserowany.
5 Runda: Panowie podkręcili tempo, pojawiło się znacznie więcej uderzeń. Pięściarz boksujący niegdyś z Tomaszem Adamkiem bazował na balansie i obijaniu Mira, zaś ten ciągle uciekał do klinczu. W zwarciu szukał krótkich sierpowych, ale mało było takich momentów.
6 Runda: Obraz tego starcia się nie zmienił. Szkoda, że Steve nie wziął na poważnie tego pojedynku, ale być może w jego pięściarskiej karierze nie należy już szukać wyzwań. Frankowi Mirowi należy się uznanie, bo kondycyjnie wytrzymał 6 rund. Oczywiście z byłego zawodnika UFC nowego mistrza w boksie nie będzie, ale swoje zarobił na gali Triller.