Dwa lata temu (15 sierpnia 2014 r.) w Sankt Pertersburgu podczas gali M-1 Challenge 50: Battle of Neva stanęli naprzeciwko siebie Damian Grabowski i Marcin Tybura. W walce o pas mistrzowski wagi ciężkiej organizacji M-1, to Tybura okazał się skuteczniejszym zawodnikiem. Pojedynek na szczycie wagi ciężkiej zakończył się w niespełna półtorej minuty. Po pierwszym gongu walka szybko przeniosła się do parteru, a tam Marcin Tybura zmusił Damiana Grabowskiego do poddania i tym samym odebrał mu mistrzowski pas rosyjskiej organizacji.
Dziś, nie będący wówczas faworytem Tybura, bardzo dobrze wspomina tamten moment w karierze.
To był jeden z najprzyjemniejszych momentów w moim życiu. Zdobyłem pas mistrza M-1. Sama walka wyglądała, jak wyglądała. Sporym zaskoczeniem było dla mnie to, że tak szybko się potoczyła. Nie ukrywam jednak, że bardzo się z tego cieszyłem.
Marcin nie nastawiał się wówczas na walkę w parterze i jak sam przyznaje był zaskoczony tym, że pojedynek właśnie w parterze tak się potoczył.
W ogóle nie spodziewałem się, że w parterze będę sobie tak dobrze z Damianem radził. Wtedy Damian to była numer jeden polskiego rankingu wagi ciężkiej. Był chyba nawet numerem jeden, gdy ja dopiero zaczynałem walczyć amatorsko. Więc dla mnie to była też walka z ikoną tego sportu, ale ja bardzo lubię takie sytuacje, lubię stawać przed takimi szansami. Tak samo było w walce z Konstantinem Gluchovem. Też wówczas nie byłem faworytem i pierwszy raz walczyłem z takim zawodnikiem światowej klasy. Bardzo się cieszyłem, że do tej walki doszło. Z Damianem było podobnie, cieszyłem się, że stanąłem przed taką szansą, walczenia z tak dobrym zawodnikiem.
Zapytany dziś o to czy już wtedy myślał o walczeniu dla UFC, Marcin odpowiedział:
Generalnie wtedy już parę osób wysyłało mnie do UFC, ale ja wiedziałem, że UFC to jednak jest wyższa liga, że trzeba zdobyć jeszcze dodatkowe umiejętności, więc gdzieś tam marzenia o UFC były, ale wiedziałem, że jeszcze trzeba nad tym popracować.
Ten Grabowski to przebieraniec a nie zawodnik, szybkie pieniądze po leżakowaniu na macie i do domku.