(Foto Cage Warriors) Relacja naszego użytkownika Zlatana z wczorajszej gali Cage Warriors 50 w Glasgow:

Początek gali planowany był na godzinę 19, ale bramki otwarte były już od 18. Bez problemów dostałem się na halę, ochrona nawet mnie nie przeszukała. Zainteresowanie raczej słabe, głównie rodziny zawodników, przyjaciele itd. Miejsc może z 1400, zapełnione maksymalnie do połowy.

Pierwsze walki to starcia zawodników, których nawet ciężko znaleźć na Sherdogu. W sumie mało techniczne, dużo cepów, a gdy walka trafiała do parteru po kilku ciosach sędzia przerywał walkę.

Walka nr 4:

Sean McDonald vs Alex Davidson i sądząc po reakcji ten drugi to miejscowy zawodnik. Ku uciesze kibiców Davidson obala w drugiej rundzie, zdobywa dosiad, mocno uderza łokciami i sędzia zmuszony jest przerwać pojedynek.

Walka nr 5:

Andy Young vs. Mark Connor z miejscowego Dinky Ninjas. Walka bardziej grapplerska, dużo sprowadzeń i prób poddań. Po trzech rundach jednogłośną decyzją wygrywa Connor.

Walka nr 6:

Alex Enlund z Anglii vs. Ahsan Gulan. Gulan wychodząc do walki wyglądał jak zawodnik Muay Thai, wiec bardzo zdziwiła mnie jego decyzja o probie sprowadzenia Anglika do parteru. Bardziej doświadczony zawodnik skontrował go, zdobył plecy i ciosami szybko zakończył walkę. Alex Enlund wygrywa przez TKO początek 1 rundy.

Walka nr 7:

Avi Jack vs. Dan Hope z Dinky Ninjas. W pierwszej rundzie Jack spróbował obalać, ale Hope uciekł z nogami i zaczął obijać go łokciami z gardy czy spowodował spore krwawienie na jego twarzy. W drugiej odsłonie Jack obala rywala, ale szybko zostaje przetoczony i Hope ponownie rozbija go potężnymi łokciami. Podobnie wygląda również trzecia runda. Mimo, że zawodnik Dinky Ninjas zostaje ukarany odjęciem punktu za uderzenie w tył głowy, to nie ma to wpływu na wynik tego pojedynku, gdyż trzecia runda też jest jego.

Walka nr 8:

Nathan Beer vs. Graham Turner z Dinky Ninjas. Początek to dużo klinczu pod siatka, po czym Turner próbował kolanami osłabić przeciwnika, a następnie sprowadził walkę do parteru, gdzie ciosami zmusił sędziego do przerwania pojedynku. Beer miał jednak pretensje o zbyt szybkie przerwanie.

Walka nr 9:

Denniston Sutherland vs. Scott Askham. Grupka kibiców z Anglii przyjechała wspierać Sutherlanda, przez cala walkę głośno śpiewając. Niestety na nic się to zdało, gdyż Askham dominował przez pełne trzy rudny. Trzeba oddać Sutherlandowi, że jest bardzo ambitny i ma szczękę z granitu. Po tylu kolanach i sierpach, które zebrał, wielu zawodników nie byłoby w stanie kontynuować pojedynku. Scott Askham zwyciężył przez jednogłośną decyzję sędziów. Będę śledził karierę Scotta, ma bardzo dobre warunki, całkiem ciekawą stójkę, a w drugiej rundzie zaprezentował piękny rzut przez biodro rodem z judo.

Walka nr 10:

Aaron Wilkinson vs. Alan Johnston. W pierwszej Wilkinson złapał Johnstona w ciasną gilotynę, ten jednak zdołał przetrwać i przetoczyć rywala, jednak pierwsze pięć minut przegrał. Druga runda rozpoczęła się od kolejnej próby gilotyny ze strony Wilkinsona, znowu nieudanej. Do końca odsłony Johnston utrzymywał pozycję z góry i wygrał to starcie, a w trzeciej części dominuje głównie niskimi kopnięciami i próbami sprowadzeń, podczas gdy jego przeciwnik jedynie w końcówce rundy próbuje nieudanej kimury. Po trzech rundach sędziowie przyznali zwycięstwo Johnstonowi.

Walka nr 11:

Wilson Reis vs. Owen Roddy. W pierwszej rundzie Reis narzucił mocne tempo, bijąc dużo cepów i zdobywając kilka razy plecy rywala, które jednak umiejętnie bronił się przed poddaniami. W drugim starciu Brazylijczyk wyglądał na zmęczonego, a Irlandczyk zapunktował u sędziów, trafiając niskimi kopnięciami i obszernymi sierpami. W decydującej trzeciej rundzie Reis posłał Roddy’ego na deski prawy prostym i po serii uderzeń łokciami zdobył plecy, skąd założył kończące walkę duszenie. Roddy stracił przytomność i konieczna była pomoc służb medycznych.

Walka wieczoru:

Brandon Hempleman vs. Paul McVeigh z Dinky Ninjas. Zawodnicy przewalczyli trzy kickboxerskie rundy w bardzo dobrym tempie. Pojedynek był strasznie wyrównany pojedynek, jednak to Hempleman częściej trafiał low kickami i od drugiej rundy można była zaobserwować zaczerwienione na udzie miejscowego idola. McVeigh próbował się rewanżować rywalowi m.in. próbując wysokich kopnięć i latającego kolana. Pojedynek mógł się podobać. Posiadający czarny pas BJJ Irlandczyk mieszkający w Szkocji, dopiero w 3 rundzie spróbował sprowadzenia, lecz bezskutecznie. Hempleman pokazał się z bardzo dobrej strony, kondycyjnie był świetnie przegotowany, a dobra stójka, szybkość i przemyślany gameplan dały mu zwycięstwo. Po trzech rundach wszyscy sędziowie wskazali jego wygraną, a publiczność nagrodziła go brawami, mimo że pokonał ich idola.

Co do samej gali to rzucał się w oczy brak szczególnej oprawy oraz słaba frekwencja. Na szczęście poziom walk nie był zły. Spokojnie można było kupić sobie piwko, a widoczność z mojego miejsca była całkiem dobra. Dodatkowo po bokach na rzutnikach można było śledzić walkę oraz na podwieszonym u góry 32-calowym telewizorze. Po gali nie było problemów z opuszczeniem hali i wyjazdem. Walczyło kilku lokalnych zawodników i pewnie gdyby nie oni to hala świeciłaby pustkami, chociaż w zasadzie i tak połowa miejsc była pusta. Na plus można zaliczyć brak opóźnień no i klatkę, na minus ring girls (wiem wiem Wielka Brytania), które chodziły jakby za kare.

4 KOMENTARZE

  1. Good Job! Uwielbiam bjj Reisa, dobrze że wygrał. Reis vs Grecicho byłoby fajną walką, nie wiem czy Reis ma jeszcze kontrakt z BFC ale mogłoby być miło.

  2. Grecicho podpisał kontrakt z BFC 😀 no chyba że obaj by sie w Bellatorze zmierzyli

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.