Były trener Deontaya Wildera — Mark Breland przerwał swoje milczenie w sprawie zarzutów, które usłyszał od boksera. Amerykanin po rewanżu z Tysonem Furym obwinił Brelanda za przegraną. Według Wildera jego trener niepotrzebnie poddał walkę, gdyż ten odzyskiwał siły i byłby w stanie znokautować obecnego mistrza WBC.

Z tymi słowami nie da się zgodzić, były szkoleniowiec tak naprawdę uratował Wildera od dużo poważniejszych obrażeń i przykrych kontuzji. Deontay w rewanżu z Brytyjczykiem nie miał najmniejszych szans na wygraną, został pokonany w uczciwej walce. Ostatecznie Wilder postanowił obarczyć winą Brelanda za poddanie, a przypomnijmy, że wcześniej narzekał na ciężki kostium, w którym wyszedł. Zbroja, która była masywna, miała do tego stopnia zmęczyć nogi Deontaya, że ten od pierwszej rundy nie mógł się sprawnie poruszać.

Dla mnie było to wstrząsem — mówił Deontay na konferencji prasowej po przegranym pojedynku — mówiłem swojemu narożnikowi wiele razy, że w ringu zabijam ludzi i to samo może przydarzyć się mi. Wolę tam zginąć, niż zostać poddanym przez trenerów. Nie ważne jak bardzo o mnie dbają, mają nigdy nie rzucać ręcznika.

Do tych słów niebawem Amerykanin dołożył więcej jadu i stwierdził w jednym z wywiadów, że Breland go oszukał i spiskował za jego plecami…

Kariera Wildera jest skończona — komentuje były trener w programie Stamina For Sale — z nim już skończyłem, nie mam z nim nic wspólnego.

Są zawodnicy, którzy potrafią przyjąć porażkę z pokorą, nie obwiniając nikogo. Wiele fanów i trenerów zna mnie osobiście i wiedzą, że sukces Wildera był także moim sukcesem. Jeżeli staję w narożniku boksera, to oczywiste jest, że stoję za jego wygraną i zrobię wszystko, aby mu pomóc.

Deontayowi pozostała już tylko jego siła, zobaczymy, jak daleko zajedzie. To wszystko, co ma.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.