Komisja sportowa stanu Nevada (NSAC) na dzisiejszym przesłuchaniu zawiesiła na rok Andersona Silvę, pozbawiła go premii za zwycięstwo i 30% sumy podstawy kontraktu za pozytywny wynik testu antydopingowego przed walką z Nickiem Diazem 31 stycznia tego roku.
W teście z próbki pobranej 9 stycznia znaleziono drostanolon i androstan natomiast w próbce pobranej 31 stycznia – w dniu walki – drostanolon ponownie oraz temazepam i oksazepam.
Silva, zgodnie z wczorajszymi doniesieniami, próbował usprawiedliwić swój wynik testu zażywaniem specyfiku na potencję, który z Tajlandii przywiózł mu jego znajomy. Silva miał zażywać ten nienazwany specyfik przez około trzy miesiące przed walką aż do 8 stycznia, kiedy ostatni raz zażył ten medykament.
Na poparcie swoich słów obrońcy Silvy przedstawili lekarza, który poprzednio pracował w laboratorium Uniwersytetu Kalifornii w Los Angeles i zeznawał w sprawach związanych z Lance’m Armstrongiem i Floydem Landisem. Ów lekarz stwierdził, że zbadał „płyn w niebieskiej, przezroczystej fiolce” i wykrył tam ślady zakazanych substancji ale nie potrafił potwierdzić czy wspomniany płyn był faktycznie tajskim specyfikiem ani też nie miał ze sobą potwierdzenia żadnych z przeprowadzonych testów.
W uzasadnieniu komisarze NSAC argumentowali, że nie są zupełnie przekonani linią obrony Andersona Silvy i nie zdecydowali się na złagodzenie kary. 40-latek został zawieszony na rok, retroaktywnie od 31 stycznia, został odebrany mu bonus za wygraną w wysokości 200 tysięcy dolarów jak i potrącone 30% podstawy wynagrodzenia czyli kolejne 180 tysięcy.
Na rok od teraz czy na rok od dnia walki z Diazem?Fajnie byłoby go zobaczyć w akcji.Swoją drogą Silvy katem okazał się Weidman.Gdyby Anderson go nie zignorował w pierwszej walce, mógłby dalej być na szczycie.W drugiej Chris świetnie przygotowany rozgryzł Silve i po zawodach…
Zbyt miękka linia obrony
Wstyd i hańba, kolejna ikona upada. Żenująca linia obrony, za grosz honoru. Nie dość, że mu to nic nie dało – to jeszcze wyszedł na impotenta. Ubili pająka kapciem.