Zapraszamy na kolejne analizy bukmacherskie najciekawiej zapowiadających się pojedynków weekendu. Dziś przygotowaliśmy przegląd trzech starć z gali UFC Fight Night 106 i walki wieczoru gali ACB 54 – Supersonic. Wszystkie walki można obstawiać na stronie naszego sponsora LV BET.
Vitor Belfort vs. Kelvin Gastelum
Kariera Brazylijczyka jest już na równi pochyłej i ciężko oczekiwać, że zobaczymy jeszcze wersję “TRT-Belforta” z walk z Luke’em Rockholdem czy obecnym mistrzem Michaelem Bispingiem. Vitor to wciąż groźny uderzacz, jednak szybko zaczyna brakować mu paliwa, dlatego w wypadku gdy nie uda mu się zakończyć walki przed czasem w pierwszej rundzie, może szykować się na sromotną porażkę w późniejszej fazie pojedynku. Teraz skrzyżuje rękawice z młodym, gniewnym i – nomen omen – głodnym sukcesu Kelvinem Gastelumem.
Zakochany w burrito i innych meksykańskich przysmakach 25-letni fighter został zmuszony do przejścia do kategorii średniej po tym, jak nie dawał rady wypełnić limitu wagi półśredniej. Póki co, skutek tej zmiany jest przyzwoity – Kelvin przemielił weterana MMA Tima Kennedy’ego stopując go ciosami w trzeciej rundzie pojedynku na gali UFC 206.
Gastelum jest solidnym zapaśnikiem, który drogę do parteru toruje sobie zgrabnym skracaniem dystansu i przyzwoitymi umiejętnościami pięściarskimi. Potrafi dość sporo przyjąć i zapewne przetrwa początkowy opór Vitora. W zasadzie Belfort może to wygrać tylko przez nokaut, bo w innym wypadku najprawdopodobniej zostanie zamęczony zapasami i przegra przez decyzję bądź późne skończenie.
Kelvin słusznie jest tak wyraźnym faworytem, jak to widzą bukmacherzy z LV BET i nie polecałbym stawiania underdoga w tym starciu. W dobie USADA “stare konie” pokroju legendarnego Vitora mają bardzo ciężko.
Edson Barboza vs. Beneil Dariush
Nie ukrywam, że jestem fanem Beneila Dariusha, jednak potrafię ocenić obiektywnie jego umiejętności i wiem, że słusznie jest underdogiem w starciu z Edsonem Barbozą, chociaż absolutnie nie wykluczam jego zwycięstwa.
Dariush bowiem ma doświadczenie w walkach z solidnymi uderzaczami, a przed starciem z mocnym stójkowiczem Rashidem Magomedovem też był stawiany w roli underdoga, a jednak udało mu się wygrać. Receptą na zwycięstwo z najbliższym rywalem na pewno będzie unikanie jego niskich kopnięć (tak, łatwo powiedzieć…) i próba sprowadzenia potyczki do własnego królestwa, czyli parteru. Nie będzie to łatwe, bowiem Edson wyposażony jest w solidne defensywne zapasy, a nawet jak da się obalić, to na ziemi do końca bezradny nie jest.
Barboza w przeszłości dawał się mocno trafiać, przez co posądzany był o “szklaną szczękę”, ale tak naprawdę z jego odpornością na ciosy nie jest aż tak źle. Mimo to zaskoczeniem nie będzie, jeśli Beneil trafi czymś rywala i skończy dzieła zniszczenia w parterze, tak jak to miało miejsce w potyczce z Donaldem Cerrone. Z drugiej strony próby wejścia w klincz (do których Dariush odnosi się niemal w każdej walce) mogą zostać skarcone prze Brazylijczyka i właśnie “Benny” poczuje zapach maty.
Agresywny styl walki Dariusha może sprawić, że jego oponent cofnie się do defensywy, a w takich momentach zaczyna popełniać błędy, chociaż też “daje radę”, gdy trzeba skontrować. Kondycyjnie obaj fighterzy prezentują się dobrze, jednak lepiej w tej materii wypada Brazylijczyk.
Ta walka może zakończyć się decyzją i – gdybym miał prorokować – wybrałbym niejednogłośne wskazanie na korzyść Edsona Barbozy. Nie widzę jednak większego sensu, by stawiać na to pieniądze. Beneil ma w swoim zawodniczym arsenale zbyt dużo narzędzi, by wykluczyć tutaj niespodziankę.
Francisco Trinaldo vs. Kevin Lee
Pomyśleć, że kilka lat temu przegrał z Piotrem Hallmannem, a teraz ma aż siedem (!) zwycięstw z rzędu w kategorii lekkiej UFC. Francisco Trinaldo – im starszy, tym lepszy – w następnej walce zmierzy się z rządnym sukcesu Kevinem Lee i jest nieznacznym underdogiem przed tym starciem.
Brazylijczyk jest silny jak tur i dysponuje solidnymi zapasami – dokładnie jak jego rywal. To czyni zestawienie intrygującym, bo po przymrużeniu oczu widzimy dwóch podobnych do siebie stylistycznie zawodników. Tym, co różni obu panów, są zróżnicowane umiejętności w poszczególnych płaszczyznach. Trinaldo ma problemy z defensywnymi zapasami, Lee z defensywą w stójce. Francisco potrafi uderzyć mocno i – chociaż wciąż daleko mu do technicznej perfekcji – może podłączyć czymś rywala, który przegrał już kiedyś przez nokaut z rąk innego Brazylijczyka, Leonardo Santosa. Jeśli jednak nie uda mu się narzucić swojego stylu oponentowi i nie utrzyma walki w stójce bądź nie obali, sam może wylądować na plecach, a wtedy mogą czekać go ciężkie chwile – jak w przegranej swego czasu walce z Mike’em Chiesą. Kevin Lee bowiem świetnie sprawuje się w parterze, gdzie gibkość i długie kończyny pozwalają mu na szybkie zachodzenie za plecy. Tam albo udusi, albo (częściej) spędzi sporo czasu, czym zapunktuje w oczach sędziów.
“Massaranduba” mimo podeszłego jak na zawodnika MMA wieku (Brazylijczyk ma już 38 lat) wciąż się rozwija i jak najbardziej może pokonać świeżą krew w postaci zadziornego Amerykanina. Ja jednak minimalnie skłaniam się ku Kevinowi, który ma szansę swoimi wysokiej klasy zapasami zamęczyć najbliższego rywala. Zgadzam się z podziałem szans zaproponowanym przez bukmacherów i kurs na zwycięstwo Lee wydaje się nieco bardziej atrakcyjny od tego, jaki znajduje się przy nazwisku Trinaldo.
Mamed Chalidow vs. Luke Barnatt
Walka wieczoru gali ACB 54 w Manchesterze ma w sobie kilka zagadek i właśnie to czyni ją ciekawą.
Pierwszą niewiadomą jest aktualna forma Mameda Chalidowa. Wszyscy dobrze pamiętamy “fikołki” z boju z Azizem Karaoglu. Czeczen wydawał się w tym starciu cieniem samego siebie i tak naprawdę nie wiemy, czy była to oznaka słabszej formy spowodowanej ukrytymi kontuzjami czy “gorszą dyspozycją dnia” i wielkim znakiem zapytania jest to, czy w kolejnej potyczce zobaczymy po raz kolejny tak słabo dysponowanego Mameda.
Kolejna sprawa to miejsce walki. Chalidow od ładnych kilku lat nie ruszał się poza gale KSW organizowane na ternie Polski. Co prawda, Manchester to nie drugi koniec świata, gdzie trzeba się borykać ze sporą zmianą czasu, ale to zawsze wyjście poza “strefę komfortu”. Oczywiście możemy się spodziewać na widowni sporej liczby polskich fanów, a także kuzynów z Czeczenii, więc Mamed może poczuć się jak u siebie w domu i nie odczuć właściwie wcale, że bije się na ACB, a nie w Konfrontacji Sztuk Walki.
Mistrz wagi średniej KSW wyjeżdża by zmierzyć się z solidnym weteranem UFC. Barnatt od czasu zwolnienia z największej organizacji MMA na świecie dorobił się czterech kolejnych zwycięstw przed czasem. Sęk w tym, że żaden z ostatnich rywali Anglika nie równa się umiejętnościami z Czeczenem. Jeśli Mamed wyjdzie do walki z choćby 70% dyspozycji z boju z Michałem Materlą, to z Barnatta może nie być co zbierać. Luke jest chaotyczny w stójce, daje się trafiać, do tego ma problemy z defensywnymi zapasami. W parterze jest dość przyzwoity, ale Chalidow ma papiery na to, by poskręcać go w precel.
Przeszkodą dla Mameda mogą być warunki fizyczne rywala. Chalidow mierzył się już swego czasu ze sporo wyższym oponentem Kendallem Grove’em i miał problemy z jego zasięgiem w początkowej fazie walki. Tutaj może być podobnie. Na korzyść Barnatta (o ile przetrwa pierwszą rundę) może działać jego kondycja. Cardio Mameda zawsze budziło wątpliwości, a na tym polu “Bigslow” prezentuje się przyzwoicie.
Ostatecznie skłaniałbym się ku temu, że walka prędzej czy później trafi do parteru, gdzie Chalidow w swoim unikalnym stylu wyczaruje błyskawiczne poddanie. Nie ryzykowałbym jednak na to pieniędzy. Kurs na zwycięstwo Mameda jest za niski. Atrakcyjniej prezentuje się mnożnik na wygraną Barnatta, ale osobiście się na niego nie skuszę.
Zastanawiam sie czy rzeczywiscie forma Mameda w walce z Karaoglu byla taka slaba czy poprostu za wszelka cene staral sie unikac walki w stojce przec co pojedynek wygladal jak wygladal.