Alistair Overeem – Francis N’Gannou

O ile w walce wieczoru UFC 218 na szali będzie pas mistrzowski, to nie ukrywam, że z większym zaciekawieniem czekam na drugą walkę „od góry”, której status nie jest aż tak wysoki. Pojedynkiem tym będzie jedno z najciekawszych starć w wadze ciężkiej w tym roku między Alistairem Overeemem a Francisem N’Gannou. Zaprawiony w bojach, dużo bardziej doświadczony od rywala, Holender jest wyraźnym underdogiem. Kurs na jego zwycięstwo w okolicach 3.00, na pierwszy rzut oka, wydaje się „łakomym kąskiem”.

Nie można bowiem lekceważyć zawodnika, który zalicza się do czołówki swojej kategorii od wielu lat i ma na koncie wiele cennych zwycięstw. Overeem znany jest z wszechstronnej stójki, ale nie jest też ułomkiem w sferze zapasów i parteru. W płaszczyźnie uderzanej zaskakuje oponentów zmianami pozycji, precyzyjnymi ciosami z pięści, ale też bogatym wachlarzem kopnięć. Stosuje kopnięcia stopujące na kolano, lowkicki, a nieraz highkicki. Dodatkowo używa morderczych kolan w klinczu, które boleśnie odczuł choćby Brock Lesnar.

Na N’Gannou na pewno nie czeka spacerek. Przed nim największe wyzwanie w karierze i prawdziwy test umiejętności. „Predator” nie walczył z nikim tak mocnym, ale jego ostatnie występy robiły wrażenie. Większość walk kończył przez nokauty w pierwszych rundach. Jego boks jest dość ułożony. Wbrew rekordom siły uderzenia bitym na różnych maszynach, Francis nie uderza tak mocno, jak choćby Mark Hunt, by jednym ciosem uśpić rywala. Chociaż w przypadku „szklanego” Overeema jest to możliwe.

Receptą na sukces Alistaira będzie wprowadzenie w czyn taktyki z boju z Juniorem dos Santosem – czyli unikanie za wszelką cenę ciosów rywala i polowanie na jedną, celną kontrę. Z N’Gannou to może wypalić i nie jest to scenariusz z gatunku science fiction, dlatego dziwi mnie tak wysoki kurs bukmacherski na wygraną Holendra. Oczywiście, umieszczanie jego nazwiska w kuponie jest obarczone sporym ryzykiem, dlatego odradzałbym inwestowanie dużych kwot w ten pojedynek.

Eddie Alvarez – Justin Gaethje

Kapitalne zestawienie Justina Gaethje z Eddiem Alvarezem zwiastuje fajerwerki, chociaż – wbrew oczekiwaniom większości – walka może nie być miła dla oka.

Wystarczy przypomnieć sobie drogę Alvareza do pasa mistrzowskiego UFC. „The Underground King” w potyczkach z Gilbertem Melendezem i Anthonym Pettisem – mówiąc kolokwialnie – „zamulał” przy siatce, co jednak dało mu zwycięstwa niejednogłośnymi decyzjami. Niewykluczone, że w boju z piekielnie groźnym w stójce rywalem, Eddie wróci do tamtego stylu, bowiem chwilę nieuwagi podczas wymian ciosów mógłby okupić ciężkim nokautem.

Z drugiej strony, Alvarezowi nie raz i nie dwa, zdarzało się zapominać o założeniach taktycznych i ruszał na wojnę z rywalami. Takie podejście kosztowało go porażkę z Conorem McGregorem, ale wcześniej przecież po bezpardonowej wymianie ciosów znokautował Rafaela dos Anjosa.

Eddie to piekielnie doświadczony fighter, który od lat bije się z czołowymi zawodnikami wagi lekkiej w różnych zakątkach świata. W stójce rzadko kopie – zdecydowanie częściej odwołuje się do swojego solidnego boksu. Podczas wymian zdarza mu się otwierać i inkasować niepotrzebne ciosy, ale odporność jego szczęki wciąż jest na wysokim poziomie. Mimo to, jego najbliższy rywal, teoretycznie ma szansę na nokaut.

Gaethje bowiem nie tylko uderza mocno pięściami, ale i potrafi kopać jak koń, skutecznie pogarszając mobilność oponentów. Justin lubi dyktować tempo pojedynku. Prze do przodu, nie zważając na nic i uruchamia obszerne sierpy i dewastujące podbródkowe. Jego defensywne zapasy są solidne, ale nawet gdy daje się obalić, nie leży bezradnie na plecach. Potrafi zgrabnie zmieniać pozycje, dlatego nie sądzę, by Alvarez dał radę zbyt długo przebywać w z pozycjach dominujących w parterze.

Każdy z tych panów ma problemy w defensywie, dlatego nie da się tutaj wskazać wyraźnego faworyta. Alvarez może powtórzyć sukces z boju ze wspomnianym wyżej dos Anjosem i skarcić nadmiernie otwierającego się rywala. Sam jednak bywał tłamszony przez takich fighterów jak Michael Chandler, którego subiektywnie oceniam jako słabszego zawodnika od Gaethjego.

Co ciekawe, bukmacherzy oceniają tego ostatniego jako dość wyraźnego faworyta. Ja byłbym bardziej powściągliwy w tej kwestii, gdyż underdog w tym starciu ma realną szansę na zwycięstwo. Alvarez może nie tylko znokautować rywala, ale i ugrać decyzję na swoją korzyść, wcielając w czyn taktykę z boju z Anthonym Pettisem. Odrobinę więcej szans na zwycięstwo daję Gaethjemu, ale po oferowanym na niego kursie nie opłaca się ryzykować.

Jose Aldo vs. Max Holloway

Rewanż dwóch wielkich mistrzów. Obecnego: Maxa Hollowaya i byłego: Jose Aldo. O Maxie od kilku lat jest głośno. Zawodnik ten nie przegrał od 2014. Rok temu zdobył pas tymczasowy, a w tym roku go zunifikował właśnie w pojedynku z Aldo. Także Holloway jest dziś na ustach wszystkich. Jednak co z Aldo? On poszedł w niepamięć i wielu zaczęło go już skreślać lub nawet na emeryturę wysyłać. Kim był dawniej wielki mistrz z Brazylii?

Brazylijczyk jest wybitnym stójkowiczem, ale wybija się przede wszystkim dewastującymi low kickami. Jego niskie kopnięcia to najbardziej niebezpieczne kopnięcia w MMA bez podziału na kategorie wagowe. Zbliżyć się do Brazylijczyka może jedynie jego rodak, Thiago Alves, ale i tak więcej nóg rywali ucierpiało w starciu z tym pierwszym.

Choć low kicki są podstawową bronią Aldo, nie są jego jedynymi narzędziami zagłady. Jose ma również świetny boks. Nie jest tak płynny w technikach, ale zadaje bardzo mocne ciosy i to naprawdę bardzo mocne, aż ręce się uginają w gardzie.

Lubi stać naprzeciwko oponenta i przecina kąty (czyli podąża za ruchami przeciwnika). Brazylijczyk ponadto używa całego spektrum technik z tajskiego boksu, od kolan do tipów. W starciu z “Koreańskim Zombie” złamał stopę przy pierwszym kopnięciu i odnosił się do zapasów. Jego zapasy i parter są niedoceniane dlatego, że ich po prostu nie widać z racji zamiłowania Aldo do walki na nogach. Jednak może w każdej chwili do tych płaszczyzn wrócić jeśli pojedynek toczyć się będzie nie po jego myśli.

Zarzutem w stronę Brazylijczyka zawsze było to, że zaczyna zwalniać w mistrzowskich rundach. Nie ma jednak złej kondycji. Myślę, że jeszcze za wcześnie by skreślać byłego mistrza. To naprawdę wyszkolony i jeszcze nie aż tak obity zawodnik. Kursy wynikają z tego, że zniszczył go McGregor oraz że przegrał przez nokaut z Maxem. Do tego czasu nie prezentował się jednak źle. Walki rewanżowe różnie się toczą i uważam, że młody jeszcze Jose może na nowo podjąć walkę z Maxem, mimo że ten go znokautował.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.