Zapraszam do zapoznania się z kolejną częścią serii artykułów na MMARocks pod tytułem „Historyczny szlak MMA”. W każdym z wpisów opisuję najważniejsze etapy w historii naszego ukochanego sportu. Od samych początków, przez erę UFC i Pride, aż do czasów teraźniejszych. W dzisiejszej publikacji przedstawię losy rywalizacji Kazushiego Sakuraby z rodziną Gracie. Pochodzący z Japonii Sakuraba był pierwszym zawodnikiem, który wygrał ze słynnymi Brazylijczykami w MMA.

Wszystkie artykuły z serii można znaleźć TUTAJ.

Sakuraba

Japońscy pro wrestlerzy od dawna uważali swój styl walki za najskuteczniejszy, a samych siebie za najtwardszych wojowników. Royce Gracie wraz ze swoimi krewnymi udowodnił, że prawda jest zupełnie inna, co sprawiło, że młody zapaśnik z Japonii postanowił się zrewanżować.

Kazushi Sakuraba trenował pod okiem pierwszej gwiazdy Pride – Nobuhiko Takady. Sakuraba był utalentowanym zapaśnikiem, który wyróżniał się znakomitą techniką, zarówno na ringu, gdzie toczył wyreżyserowane walki, jak i w dojo, gdzie sparingi odbywały się na poważnie. Japończyk zebrał dużo doświadczenia w zawodach amatorskich. Podczas ostatniego roku studiów na Chuo University udało mu się zdobyć czwarte miejsce w Japońskich Mistrzostwach Uniwersyteckich. „Zanim zostałem pro wrestlerem, trenowałem zapasy. W zapasach nie było żadnych widzów. Musiałem skupić się tylko na zwycięstwie swoim i mojej drużyny. To wszystko” – tłumaczy Sakuraba. Po ukończeniu studiów, planował pójść w ślady legendarnego Satoru Sayamy, bardziej znanego jako oryginalny Tiger Mask. „Dołączyłem do UWF-I jako pro wrestler, gdzie aby zarobić na życie, musiałem zadbać o dostarczenie rozrywki kibicom”.

Sakurabie brakowało nieco charyzmy, aby zostać czołowym japońskim pro wrestlerem, a gwiazdorstwo najwidoczniej nie było mu pisane. Sakuraba ciężko pracował występując we wstępnych walkach gal UWF-I lub Kingdom, jednak nie udało mu się przebić do najważniejszych występów wieczoru. Shoot wrestling z biegiem czasu powoli umierał w Japonii, ale czas spędzony na występach w pro wrestlingu pomógł Sakurabie w odnalezieniu własnego stylu walki. Był to styl bardziej skoncentrowany na dostarczaniu rozrywki, niż na wygrywaniu.

Sakuraba opowiada: „Zawsze starałem się zapewnić kibicom dobre widowisko. Walkę, która im utkwi w pamięci i zaimponuje bardziej od innych pojedynków. W innym wypadku nie byłbym w stanie ugruntować swojej pozycji w świecie walk, ani nie zarobiłbym na utrzymanie”.

Sakuraba znany wszystkim z występów w Pride FC, przed dołączeniem do japońskiej organizacji wystąpił w turnieju UFC w wadze ciężkiej. W grudniu 1997 roku UFC zawitało do Kraju Kwitnącej Wiśni z galą UFC Ultimate Japan. Tradycyjnie, część całego wydarzenia stanowił turniej, w tym przypadku składający się z czterech zawodników: Tanka Abbotta, Yojiego Anjo, Marcusa Silveiry oraz Kazushiego Sakuraby. Występ Sakuraby na tej gali z pewnością można zaliczyć do najbardziej kontrowersyjnych i absurdalnych momentów w historii istnienia amerykańskiego giganta. Kazushi w półfinałowej walce zmierzył się z Marcusem Silveirą. Japończyk przyjął cios od Silveiry, po którym momentalnie zszedł po obalenie za jedną nogę. Sędzia John McCarthy uznał, że Sakuraba został znokautowany i przerwał walkę. Kazushi nie zaakceptował tej „porażki” i odmówił wyjścia z oktagonu przez blisko godzinę. Protestował zawodnik, jego ekipa oraz japońska widownia. McCarthy zreflektował się po obejrzeniu powtórek, na których widać było próbę sprowadzenia, jak i brak oznak nokautu. Wynik pojedynku został zmieniony na No Contest. W drugiej walce turniejowej Tank Abbott pokonał Anjo, jednak musiał wycofać się z finału z powodu kontuzji dłoni. Ostatecznie w finale turnieju zawalczyli Kazushi Sakuraba i Marcus Silveira, a więc obaj zawodnicy zmierzyli się ze sobą dwukrotnie podczas jednego wieczoru. W błyskawicznym rewanżu, już bez żadnych kontrowersji, lepszy okazał się Japończyk, który poddał Silveirę balachą po niecałych czterech minutach starcia.

Po tym przedziwnym epizodzie w UFC, Sakuraba dołączył do swojego mentora Nobuhiko Takady w Pride FC. Starszy z Japończyków kompletnie sobie nie radził w walkach na zasadach MMA, natomiast Kazushi wręcz przeciwnie, występując w nowej formule rozwinął skrzydła. W pierwszych wsytępach udało mu się pokonać członka Lion’s Den, Vernona White’a, oraz efektownie walczącego Carlosa Newtona.

„Właśnie to jest fajne, w byciu częścią Pride od samego początku” wspomina Bas Rutten, legenda MMA i komentator gal Pride. Holender miał możliwość obserwowania całej wspinaczki na szczyt przez Sakurabę. „Zaczęło się kiedy poddał balachą na kolano Carlosa Newtona, 24 czerwca 1998 roku na gali Pride 3. To było całkiem zabawne, tuż przed walką poszedłem do szatni Carlosa, żeby zrobić z nim wywiad. Nigdy wcześniej go nie spotkałem, ale z jakiegoś powodu od razu się dogadywaliśmy. Zaczęliśmy się trochę kulać, a on nagle zaatakował mnie z pleców. Trzymał mnie w tym uścisku, ale przetoczyłem się i zapiąłem balachę na kolano. Spojrzał na mnie i powiedział: „Uważaj, Sakuraba jest naprawdę dobry w balachach na nogę”. Kilkadziesiąt minut później Carlos został złapany dokładnie w tę technikę. Po tygodniu Newton wprowadził się do dojo i mieszkał z nami przez trzy miesiące”.

Sakuraba swoim niepodrabialnym stylem wprowadzał innowacje do świata mieszanych sztuk walki. Latające stompy i przejścia gardy, czy też uderzenia rodem z pro wrestlingu stanowiły ważny element układanki japońskiego wojownika. Sakuraba w kolejnych występach zremisował z Allanem Goesem oraz wygrał z Vitorem Belfortem, Ebenezerem Bragą i Anthonym Maciasem. Kazushi z każdym kolejnym występem zyskiwał nową rzeszę kibiców, a inni zawodnicy studiowali jego zwycięstwa i starali się zaczerpnąć nieco wiedzy z wyjątkowego stylu Japończyka. Mark Kerr opowiadał: „Myślę, że Sakuraba jest najlepszym technicznie zawodnikiem na świecie. Wydaje się, że wykonuje swoje techniki w zupełnie inny sposób od zwykłych ludzi. Na przykład, jego ruchy w walce z Vitorem Belfortem były dla mnie czymś nowym. Trzymał w górze nogę leżącego Belforta i ją okopywał, w tym samym czasie chroniąc się od kopnięć z dołu. To było pomysłowe. Uważam Sakurabę za perfekcyjnego zawodnika, który jest kreatywny i nie polega na sile, ale na inteligencji”.

Zwycięstwo nad Belfortem pchnęło Sakurabę w centrum uwagi, zwłaszcza w ojczyźnie Vitora, czyli Brazylii. Sakuraba musiał jednak wykorzystać maksimum swojego intelektu i kreatywności, aby poradzić sobie z Roylerem Gracie. Był to pierwszy z wielu członków legendarnej rodziny, z którym przyszło się zmierzyć Kazushiemu. Walka odbyła się 21 listopada 1999 roku na gali Pride 8. Pierwszy z serii pojedynków, które pomogły Pride w osiągnięciu sukcesów i zdobyciu popularności.

„Rywalizacja Sakuraby z rodziną Gracie wykracza poza świat mieszanych sztuk walki. Ma ona swoje początki w czasach, gdy MMA jeszcze nie istniało, mianowicie w momencie przybycia Kimury do Brazylii na walkę z Helio Graciem” – tłumaczy Matt Hume, trener m.in. Demetriousa Johnsona. „Rywalizacja Japonia-Gracie istniała jeszcze przed założeniem Pride i narodzinami członków rodziny walczących w tej organizacji. Kiedy Sakuraba podejmował Graciech, była to kontynuacja czegoś, co zostało zapoczątkowane dużo wcześniej”

Pierwsze wyzwanie

Royler Gracie ważył tylko 68 kilogramów, ale słabe warunki fizyczne rekompensowały jego znakomite umiejętności i osiągnięcia na macie.  Przez cztery lata z rzędu zdobywał mistrzostwo świata BJJ w kategorii piórkowej czarnych pasów. Trzy razy z rzędu był złotym medalistą mistrzostwa świata ADCC w wadze do 65 kilogramów. W tamtym czasie najbardziej liczył się jednak fakt, że Royler należał do legendarnej rodziny Gracie. Samo nazwisko zapewniało mu pewne miejsce w głównych walkach wieczoru. Do tej pory żaden z Graciech nie przegrał walki w MMA, mieli otoczkę niepokonanych dominatorów. Właśnie z tego powodu Saku nie uchodził za faworyta, pomimo faktu, że był o kilkanaście kilogramów cięższy od Brazylijczyka. Sakuraba był grapplerem, tak samo jak Gracie. Mocna strona Kazushiego była również mocną stroną Roylera. A kto niby mógł być lepszym zawodnikiem w parterze od członka rodziny Gracie? Jak się później okazało odpowiedź na to pytanie była prosta – Kazushi Sakuraba.

 „Nie mam nic nikomu do udowodnienia. Czuję jednak wielką potrzebę, żeby się sprawdzić” tłumaczył Royler Gracie. „Naprawdę chciałem zawalczyć z Sakurabą, nie tylko dlatego, że jest ode mnie cięższy, ale również dlatego, że jest świetnym zawodnikiem i strategiem. Chciałem się przekonać jak poradzę sobie z większym przeciwnikiem takiego kalibru”.

Royler nie dał rady zachęcić Sakuraby do otwartej walki w parterze. Zamiast tego Japończyk wykorzystywał swoją przewagę w stójce oraz konsekwentnie atakował firmowymi kopnięciami na nogi leżącego przeciwnika. Gracie desperacko starał się sprowadzić walkę do parteru, jednak Saku bronił obalenia, a samemu nie zamierzał wchodzić w gardę rywala. Po ponad 20 minutach pojedynku Kazushi w końcu zapiął ciasną kimurę, której Brazylijczyk nie odklepał, jednak sędzia i tak przerwał walkę, aby uchronić zawodnika od poważnej kontuzji. Dla rodziny było to największe upokorzenie. Royler został pierwszym z Graciech, który poległ w walce MMA.

„Ten sku**ysyn mocno bije” – żartował po walce Royler. „Niektóre z jego kopnięć na mój piszczel czułem w całym ciele, jakby mnie poraził prądem.  A oni przerwali walkę z powodu mojego ramienia? Bolało mnie wszystko oprócz tej ręki!”. Royler mógł żartować, ale w rodzinie nikomu nie było do śmiechu. Doznali pierwszej porażki od lat.

„Jestem naprawdę zawiedziony decyzją sędziego. Nieodpowiednim posunięciem było przerwanie walki, podczas gdy Royler się nie poddał, a do końca została tylko jedna minuta” – irytował się Rickson Gracie. Rickson nie był pod wrażeniem ostrożnego planu na walkę Sakuraby. „Za każdym razem, gdy Sakuraba prosił, aby wstał, to Royler się podnosił i walczył jak mężczyzna. Jednak jak Royler zapraszał go do walki w parterze… Sakuraba stał jak tchórz. To pokazuje brak serca u Sakuraby. Jestem rozczarowany jego duchem walki”.

Podczas gdy członkowie rodziny Gracie awanturowali się nadal w ringu, Sakuraba chwycił za mikrofon i przemówił do kibiców zgromadzonych na hali. Kazushi wspomina: „Spodziewałem się, że będzie narzekał po tej walce. Nie wiedziałem jednak co powiedzieć, ani zrobić, jak mam zareagować… Myślałem sobie „okej, nie odklepałeś, ale dlaczego nie udało ci się uwolnić?”. Powiedziałem więc widzom, że chciałbym zawalczyć z jego bratem, Ricksonem”. Sakuraba zazwyczaj zachowywał po walce ogromny szacunek dla swoich przeciwników. Krytyka ze strony Ricksona jednak zirytowała Japończyka. Gracie szukali wymówek i umniejszali wygraną Saku.

„Jeżeli rywal nie chce walczyć na ziemi, to bym go obalił mocnym wejściem” – tłumaczył Sakuraba na konferencji prasowej po walce. „Dlaczego tego nie zrobił? Mam go przedstawić jakiemuś dobremu trenerowi? Jego obalenia były… jakby wykonywała je dziewczyna. Panie Royler, jak się czujesz? Ja nie doznałem żadnych obrażeń, jutro mogę wrócić do treningów. Proszę pozdrowić swojego brata”.

Grand Prix

Pomimo docinek ze strony Japończyka, Rickson nie był zainteresowany pojedynkiem z Sakurabą. Nie dość, że Saku posiadał wysokie umiejętności, to na dodatek nie był jeszcze na tyle znany, żeby Gracie mógł walką z Kazushim spełnić swoje oczekiwania finansowe. Rickson wybrał ofertę starcia z Masakatsu Funakim, a reprezentantem rodziny w wielkim Grand Prix został Royce. Turniej Pride został zaplanowany na dwa wieczory: 30 stycznia oraz 1 maja 2000 roku. Porażka Roylera zmotywowała Royce’a do powrotu do MMA po pięcioletniej przerwie. Brazylijczyk dominował swoich przeciwników na pierwszych galach UFC, a on i jego krewni byli uważani za najlepszych wojowników na świecie. Gracie wcale nie zamierzali oddać tego tytułu „jakiemuś” Japończykowi.

Właściciele Pride zebrali swoich czołowych zawodników i stworzyli 16-osobowy turniej w openweight, a więc bez żadnych limitów kategorii wagowych. Uczestnikami Grand Prix byli: Royce Gracie, Kazushi Sakuraba, Igor Vovchanchyn, Gary Goodridge, Mark Coleman, Akira Shoji, Mark Kerr, Kazuyuki Fujita, Nobuhiko Takada, Guy Mezger, Alexander Otsuka, Osamu Kawahara, Masaaki Satake, Ebenzer Fontes Braga, Enson Inoue oraz Hans Nijman. Rola rezerwowego przypadła Wanderleiowi Silvie. Gracie i Sakuraba znaleźli się w tej samej połówce drabinki. Brazylijczyk awansował do ćwierćfinału po wygranej przez decyzję z Takadą, który skupił się wyłącznie na przetrwaniu. W kolejnej rundzie Royce mógł zmierzyć się z Sakurabą, jednak ten musiał najpierw pokonać Guya Mezgera.

Mezger wspomina: „Pride miało swoje priorytety. Sprowadzili mnie, żebym przegrał z Sakurabą i ten mógł walczyć potem z Graciem. Byłem jak piąte koło u wozu, ponieważ pokonałem go, a oni w najlepszym dla siebie wypadku mogli orzec jedynie remis”. Guy udowodnił, że jest świetnym zawodnikiem i okazał się ogromnym wyzwaniem dla Japończyka. Mezger punktował w stójce i bronił próby zapaśnicze w wykonaniu Sakuraby. „Wypadłem z obiegu na cztery miesiące z powodu problemów z nerką. Nie trenowałem dużo, dlatego na początku powiedziałem im, że nie zawalczę. Zaoferowali jednak sporo pieniędzy i przyjąłem ofertę. Za taką kasę mógłbym zawalczyć nawet z dwoma połamanymi kończynami. Ponieważ trenowałem tylko przez dwa tygodnie, powiedziałem im, że „Nie jestem w stanie walczyć dłużej niż 15 minut. Mogę zawalczyć z kimkolwiek, ale przez 15 minut, nie dłużej”. Podpisałem więc kontrakt na 15 minut walki, a oni mieli po tym czasie wybrać jednego z nas. Nie mogli jednak tego zrobić, ponieważ pokonałem Sakurabę. Ogłosili remis i chcieli, żebym walczył w dogrywce. Tego już nie było w kontrakcie”.

Ken Shamrock, który był w narożniku Mezgera, wpadł w furię z powodu decyzji sędziów. Pride wymuszało zorganizowanie dogrywki, ale w kontrakcie był zapis tylko o 15 minutach walki, po której miała nastąpić decyzja dla jednej ze stron.

Mezger kontynuuje: „Mam w sobie cząstkę bystrego gościa, który jest biznesmenem i wie co się dzieje. Mam też w sobie cząstkę durnego, egoistycznego fightera, który myśli, że może walczyć z każdym. I ten drugi typ mówił Kenowi: „Słuchaj, mogę znokautować tego kolesia”. On jednak stwierdził: „Nie no, facet. Oni cię dymają, a my nie będziemy tego tolerować. Zawarłeś porozumienie, wszystko jest w kontrakcie i tak powinno być. To ich wina, a nie twoja. Zrobiłeś to, po co tu przyjechałeś, a teraz niech oni się wywiążą ze swojej części umowy”. Posłuchałem swojego trenera”.

Najdłuższa walka w historii MMA

Mezger odmówił wyjścia do dogrywki, więc Sakuraba awansował do ćwierćfinału. Jego przeciwnikiem został oczywiście niepokonany Royce Gracie, a walka odbyła się na specjalnych zasadach. Brazylijska rodzina nadal była zdumiona przebiegiem starcia Sakuraby z Roylerem, więc tym razem stanowczo nalegali na modyfikację reguł. Nie było limitu czasowego na pojedynek, podzielony został jedynie na nieskończoną ilość 15-minutowych rund. Sędzia ringowy nie był uprawniony do przerwania walki, mógł zrobić to tylko jeden z walczących zawodników lub narożnik któregoś z nich.

Gracie byli bardzo wybredni, jednak ich wymagania były przemyślane i miały swoje podłoże. Kolejna porażka była dla nich nie do zaakceptowania, a Royce potrzebował więcej czasu od np. Ricksona, aby efektywnie wykorzystać swój styl walki. „Uważam, że Royce ma olbrzymi potencjał. Wymaga jednak trochę czasu, żeby odpowiednio „przygotować” sobie swoich przeciwników” – tłumaczył Rickson przed walką z Japończykiem. „Royce nie ma na tyle agresywnego stylu, żeby utrzymywać presję, imponować sędziom punktowym, albo szybko skończyć walkę. Skoro ma tyle czasu ile potrzebuje, to nie widzę dla niego żadnego problemu”.

Sakuraba popisał się nietuzinkowym wejściem do ringu, a ten element stał się później jego znakiem rozpoznawczym. Trzech zamaskowanych mężczyzn w rękawicach do MMA wkroczyło do ringu i stanęło naprzeciwko Brazylijczyka. Dopiero gdy konferansjer wykrzyczał nazwisko Sakuraby, ten zdjął maskę i pokazał publiczności swoje pofarbowane na czerwono włosy. Widzowie oszaleli, a Saku swoją pewnością siebie jasno pokazał, że nie czuje się przytłoczony aurą wielkiej rodziny Gracie.

„Uważałem, że to będzie żenujące, jeśli przegram szybko po tak ekstrawaganckim pokazie” – wspomina Sakuraba, który nie był zadowolony z wprowadzenia specjalnych zasad. Nie rozumiał dlaczego Royce zasługuje na jakieś wyjątkowe traktowanie. „Przed walką mieli dużo wymagań co do zasad. Wkurzało mnie to, więc postanowiłem, że trochę sobie z nich pożartuję”.

Gracie rozpoczął pojedynek agresywnie, pokazując, że w trakcie pięcioletniej przerwy popracował nad swoją stójką. Sakuraba nie był wcale pod wrażeniem starań Royce’a i od czasu do czasu spoglądał w kierunku kamery, drwiąc z Brazylijczyka.

„Wyszedłem, żeby wygrać z nim w pierwszej rundzie, a to się nie wydarzyło. Kiedy wróciłem do narożnika, wkurzyłem się i zaczęła to być dla mnie osobista sprawa” opowiada Royce. „Wiedziałem, że będziemy walczyć do samego końca. Był dzielny, ja również, dlatego musieliśmy to rozstrzygnąć, nieważne ile miałoby to potrwać”.

Obaj byli na samym początku blisko zapięcia skutecznej techniki kończącej, Sakuraba próbował balachy na kolano, a Gracie gilotyny. Kluczem w tej walce była jednak słabsza stójka Brazylijczyka oraz trudności ze sprowadzeniem Kazushiego do parteru.

„Wiedziałem, że Royce będzie zadawał mocne ciosy tylko z prawej strony. W ogóle nie ucierpiałem od jego uderzeń” – wspomina Japończyk. Kiedy Gracie ruszył agresywnie do przodu, a jego ciosy okazały się nie ważyć zbyt wiele, to Saku był jeszcze bardziej pewny tego, że uda mu się zwyciężyć na długim dystansie. „Był tak podekscytowany, od razu pchnął mnie w stronę lin. Miałem nadzieję, że skończą mu się siły. Gdy nie masz już kondycji, mózg nie może odpowiednio pracować z braku tlenu. Ja oszczędzałem energię, żeby uniknąć takiej sytuacji”.

Kazushi Sakuraba obrócił więc na swoją korzyść nowe zasady, które zostały wprowadzone specjalnie dla Brazylijczyka. Gdyby jednak został ustalony limit czasowy, a o wyniku starcia mieliby decydować sędziowie punktowi, to paradoksalnie po 30 minutach prawdopodobnie wskazaliby na zwycięzcę Royce’a. Walka toczyła się jednak dalej, Gracie w tym momencie opadł już z sił, a Saku podkręcił tempo i narzucił presję. Japończyk wykorzystywał gi Royce’a jako własną broń. Naciągął mu je na głowę i łapał jego spodnie, żeby kontrolować ruchy Brazylijczyka.

„To był błąd w strategii Royce’a. Bezsensowne jest wychodzenie w gi do walki Vale Tudo. Sakuraba miał dzięki temu przewagę. Co więcej, nie powinien walczyć z nim w stójce” – wyjaśnia Murilo Bustamante, były mistrz UFC w wadze średniej. „Gdybym był na jego miejscu, zawalczyłbym inaczej. Royce powinien był skupić się na treningach z ciężarami, aby nabrać mięśni i siły. Ma dobrą technikę, ale powinien zwiększyć masę mięśniową i wzmocnić swoje ciało. Gdyby był silniejszy, mógłby walczyć lepiej”.

Sakuraba w ostatnich 60 minutach pojedynku zawalczył wzorowo. Kazushi skutecznie obijał byłego dominatora UFC z gardy oraz korzystał ze swojej firmowej techniki, a więc kopnięć na nogi w stójce i parterze. Właśnie te kopnięcia były punktem zwrotnym dla całej walki.

„Nie było problemu, dopóki nie uszkodziłem podbicia lewej stopy. W szóstej rundzie, kiedy leżałem na plecach, on kopnął mnie w moje lewe podbicie dwa razy, dokładnie w to samo miejsce” – tłumaczy Gracie. Pomiędzy rundami Royce odbył żarliwą dyskusję ze swoim narożnikiem. „Powiedziałem im o bólu. Chciałem, aby zrozumieli to, że moja noga boli tak bardzo, że nie mogę się poruszać tak, jak oni tego wymagali”.

Rodzina Gracie była słowna, nie potrzebowali sędziego, aby zdecydować kiedy ich zawodnik oberwał już wystarczająco mocno. „Royce powiedział, że boli go noga, więc przedyskutowaliśmy sprawę z moim ojcem i podjęliśmy decyzję o rzuceniu ręcznika. Gdybym poprosił go, żeby zawalczył kolejną rundę, on by to zrobił, jestem tego pewien. Nie byłoby to jednak w porządku, żeby zmuszać go do dalszej walki w takich okolicznościach” – opowiada Rorion Gracie, starszy brat i trener Royce’a, a także współzałożyciel UFC. „Rodzina Gracie się nie poddaje, ale jednocześnie nie jesteśmy głupi. To nie byłaby dobra decyzja, żeby kontynuować ten pojedynek. Tymczasowo się „poddaliśmy” tamtego dnia, żeby stoczyć dalszą walkę kiedy indziej. Nie powinno się mieszać odwagi z uporem. Żadnych wymówek. Sakuraba wygrał tę walkę”.

Kiedy ręcznik wleciał do ringu, publiczność oszalała z radości. Zazwyczaj niesłychanie spokojni Japończycy zrobili wielki hałas zwycięstwa. Historia właśnie stworzyła się na ich oczach i byli świadomi tego faktu. Obaj zawodnicy spotkali się jeszcze raz na środku ringu i wymienili ze sobą kilka zdań. To był koniec ery, Royce Gracie został po raz pierwszy pokonany w tej dyscyplinie. Korona została przekazana, a nowym królem MMA został Kazushi Sakuraba.

Po tej wyczerpującej 90-minutowej batalii, Sakuraba musiał tego wieczoru wrócić do ringu na kolejną walkę. Ćwierćfinały, półfinały oraz finał Pride 2000 Openweight Grand Prix odbywały się na jednej gali. Przeciwnikiem Japończyka w półfinale został niezwykle groźny Igor Vovchanchyn. Saku na początku radził sobie nie najgorzej, jednak później okropne zmęczenie i dysproporcja warunków fizycznych dały o sobie znać, przez co nie był w stanie wyjść do dogrywki i do finału awansował Igor. W finałowej walce Grand Prix górą okazał się Mark Coleman, który zabrał ze sobą nagrodę w wysokości 200 tysięcy dolarów. Coleman wrócił na szczyt, jednak to Kazushi Sakuraba wyszedł z tego turnieju z mianem najlepszego zawodnika bez podziału na kategorie wagowe.

„Gdyby nie walczył ze mną we wcześniejszej rundzie, to zostałby mistrzem Grand Prix” – podsumował Royce Gracie.

Gracie Hunter

Sakuraba otrzymał pseudonim „The Gracie Hunter”. Pokonał już Roylera, Royce’a, a także ucznia rodziny – Vitora Belforta. „To było fantastyczne. Elektryzujące” – opisuje Don Frye. „Nie dla rodziny Gracie, ale dla Japonii i reszty świata. Z jednej strony największe nazwisko sztuk walki, a z drugiej nieznany dzieciak z Japonii. Wychodził do walki i walczył. Wszyscy Gracie walczyli, ale kilku z nich nie mogło dorównać temu dzieciakowi”.

Kibice byli zaciekawieni, a Sakuraba nareszcie stał się gwiazdą, która wypełniała hale po brzegi i wykręcała najlepsze wyniki oglądalności w telewizji. „Sakurabie zajęło kilka lat, żeby zostać gwiazdą w Japonii. Tak naprawdę wygrana z Roycem go wypromowała” – tłumaczy Dave Meltzer.

Następny na liście Japończyka był Renzo Gracie, który był innym typem zawodnika. Podczas gdy Royler i Royce polegali na tradycyjnym brazylijskim jiu-jitsu, to Renzo przyjął zmienioną postawę. Walczył agresywniej i w odróżnieniu od swoich krewnych, w większym stopniu korzystał również z walki w stójce.

„Ataki Renzo nie wywodzą się tylko z jiu-jitsu i zapasów, ale także z innych sztuk walki. Nie mogę się doczekać tej walki, ponieważ jest jednym z zawodników, z którym zawsze chciałem się zmierzyć. Z tego co wiem, ważymy tyle samo. Jestem usatysfakcjonowany, że jest moim przeciwnikiem. Uważam, że fighter, który potrafi wszystko jest silniejszy. W tym kontekście Renzo jest silniejszy od Royce’a. Tak sądzę. Jest wszechstronny i nie trzyma się tylko jednej rzeczy. Próbuje wielu technik i zamienia je w swoje własne” – opowiadał przed walką Sakuraba. „Chcę stoczyć z nim interesujący pojedynek. Oczywiście będzie dobrze, jeśli w rezultacie to ja zwyciężę. Naprawdę czuję, że możemy dać dobrą walkę. Będzie żenująco, jeśli w przeciwieństwie do oczekiwań stoczymy nudną walkę. Przyjdźcie więc i zobaczcie to starcie bez żadnych oczekiwań! Jeśli pojedynek okaże się interesujący, to będziecie się czuli jakbyście otrzymali ekstra bonus”.

Renzo był podekscytowany szansą na przywrócenie nazwisku Gracie dawnej chwały w MMA. „Kazushi Sakuraba był dla nas jak kamyk w bucie. Był jednym z najbardziej niesamowitych zawodników z Japonii, a szczególnie wyjątkowy był jego spryt podczas walki” – wspomina Renzo Gracie. „Potrafił się zaadaptować i odnaleźć sposoby na złamanie swojego przeciwnika. Był bardzo skuteczny w tym co robił”.

Walka Renzo z Kazushim odbyła się 27 sierpnia 2000 roku na gali Pride 10. Był to przyjemny dla oka pojedynek i efektowna wymiana technik z obu stron. W ostatniej minucie starcia Japończyk przechwycił w stójce rękę Renzo i skręcił się do swojej ukochanej kimury. Zawodnicy wylądowali w parterze, a Renzo, który nie odklepał, wyszedł z tej walki z połamaną ręką. Pomimo paskudnie wyglądającej kontuzji, Brazylijczyk nie dał poznać po sobie żadnych oznak bólu. „Jeśli mam być szczery, nawet czerpałem przyjemność z tej chwili. Byłem świadomy tego co się dzieje i się nie poddałem” – wspomina Gracie. „Widziałem, że więzadła puszczają i słyszałem każde z nich po kolei jak się zrywają. Przyjąłem to jako karę za błąd, który popełniłem. Naprawdę wierzyłem, że mogłem walczyć dalej, nawet bez ręki”.

Pomimo tego, że Gracie nie odklepał, to w pełni rozumiał decyzję sędziego o przerwaniu walki. Nie mógł zostać dopuszczony do dalszej potyczki z tak mocno uszkodzoną ręką. Brazylijczyk zachował klasę i przyjął porażkę z pokorą. Chwycił mikrofon i zwrócił się do publiczności. „Wielu ludzi robi wymówki po przegranej walce. Ja mam tylko jedną. Był ode mnie lepszy”.

Ostatnie wyzwanie

Sakurabie został jeszcze jeden członek rodziny do pokonania. Ryan Gracie często był określany mianem „bad boya”, wielokrotnie uczestniczył w walkach ulicznych, dźgnął nożem mężczyznę w barze, a w 2007 roku zmarł w areszcie. Został zatrzymany za kradzież i rozbicie samochodu, a następnie próbę kradzieży motocyklu w celu ucieczki przed policją. Motocykliści złapali Ryana i poczekali na przyjazd służb. Zawodnik był pod wpływem kilku różnych narkotyków. Oficjalna przyczyna śmierci nie została podana do informacji. Ryan był również znany ze swojego konfliktu z innym zawodnikiem, Wallidem Ismailem.

Brazylia jest krajem podziałów. Są ludzie, którzy mają pieniądze i duże możliwości, są też tacy, którzy żyją w skrajnym ubóstwie. Te podziały były również podstawą konfliktu między bogatymi i dobrze usytuowanymi zawodnikami jiu-jitsu, a tymi, którzy żyli na ulicach i trenowali luta livre, czyli „wolną walkę”. Ulicznicy skupiali się bardziej na walce w stójce niż w parterze. Członkowie rodziny Gracie od zawsze żyli ponad prawem, zaczynając od samego Helio. Helio Gracie uważał, że wszystko mu wolno i miał ku temu podstawy. Podczas jednej z ulicznych walk prawie zabił mistrza luta livre, Manoela Rufiniego dos Santosa. Helio został skazany na 2,5 roku więzienia, jednak nazwisko Gracie zrobiło swoje.

„Nigdy nie trafiłem do więzienia. Dwie godziny po usłyszeniu wyroku sądu, prezydent Brazylii Getulio Vargas mnie przeprosił” – wyjaśniał Helio. „Jedna z naszych uczennic, Rosalina Coelho Lisboa, miała brata, który był ambasadorem i miał bardzo dobre stosunki z Getulio, więc zainterweniował. Powiedział mu, że to niesprawiedliwe, żeby młodzieniec szedł do więzienia z powodu bójki na ulicy. Był dobrą osobą i mnie przeprosił. Sąd Najwyższy został zdeprawowany”.

Ryan kontynuował starą rodzinną tradycję pojedynków na ulicy, tak samo jak „tradycję” porażek z Kazushim Sakurabą w Pride FC. Ryan w swoim debiucie w MMA znokautował Tokimitsu Ishizawę w nieco ponad dwie minuty. Sakuraba chciał pomścić swojego przyjaciela i obiecał kibicom niespodziankę na początku starcia z Ryanem. „Mówiąc szczerze, myślałem nad wykorzystaniem pozy z „Karate Kid” w walce z Ryanem, ale… zapomniałem to zrobić. Jestem ciekaw, czy Ryan by się przestraszył mojej pozy i zastanawiał się co się zaraz wydarzy” – wspomina Kazushi. W ringu Saku męczył się nad skończeniem przed czasem defensywnie walczącego Ryana, który twierdził, że miał kontuzjowane ramię, jednak Japończyk nie kupował tej teorii. Cokolwiek było tego powodem, Gracie skupił się na walce o przetrwanie.

„The Gracie Hunter” zwyciężył przez decyzję i pokonał ostatniego członka rodziny Gracie, który był chętny stawić mu czoła. Rickson nigdy nie zgodził się na walkę z tym szalonym Japończykiem, który już na zawsze zmienił w pewnym stopniu sposób, w jaki będzie postrzegana jego rodzina. Sakuraba stoczył wiele lat później jeszcze dwie walki ze słynnymi Brazylijczykami, tym razem obie przegrał przez decyzję. W 2007 poległ w rewanżu z Roycem, który po walce zaliczył wpadkę antydopingową. W 2010 roku lepszy od Japończyka okazał się aż 16 lat młodszy Ralek Gracie. Te porażki jednak nie miały już większego znaczenia i nie wpłynęły na legendę Japończyka, który już zawsze będzie uważany za człowieka, który powstrzymał rodzinę Gracie. Brazylijczycy w latach 90. byli na samym szczycie i to właśnie na lata 1999-2000 przypada era „The Gracie Huntera”, który dokonał niemożliwego i pokonał aż czterech niezwyciężonych zawodników w odstępie kilkunastu miesięcy. Przełom XX i XXI wieku to również okres, w którym Saku był u szczytu formy i popularności. Tymczasem w miejsce rodziny Gracie do MMA zawitali nowi, głodni sukcesów Brazylijczycy. Jeden pochodził z luta livre, drugi zaś z brazylijskiego jiu-jitsu. Obaj niedługo później zostali jednymi z najlepszych wojowników na świecie…

3 KOMENTARZE

  1. Pamiętam jak Arona zmasakrował Sakurabe kolanami. Pierwszy raz zobaczyłem, że łeb może tak spuchnąć 😀

  2. Mistrzostwo! Bedzie cos o Igor Vovchanchyn bo to mega postac o ktorej ciezko znalezc informacje

  3. @Cactus ale obiecujesz, że w lipcu? Świetna robota i oby było nieskończenie wiele odcinków :beer:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.