Dziesięć występów w UFC, sześć zwycięstw i cztery porażki – to bilans najlepszego polskiego półciężkiego w największej organizacji MMA na świecie. Prześledźmy drogę, jaką Jan Błachowicz musiał przebyć by znaleźć się na szczycie, który dzieli z absolutnym topem swojej kategorii wagowej.

Jan Błachowicz przeszedł z organizacji KSW do UFC w styczniu 2014 roku. Walcząc dla nadwiślańskiego giganta, Cieszynianin zwyciężył piętnaście z siedemnastu pojedynków, wliczając w to dwie udane obrony mistrzowskiego pasa – w pojedynkach z Houstonem Alexanderem oraz Goranem Reljicem. Do największej organizacji MMA na świecie przeszedł z całkiem niezłą serią pięciu zwycięstw.

2014 rok

Debiut Jana Błachowicza u nowego pracodawcy przypadł na czwarty dzień października 2014 roku, na sztokholmskiej gali UFC Fight Night 53. Cieszyński Książę stał przed piekielnie trudnym zadaniem – wracał po kontuzji i mierzył się na terenie wroga z rozpędzonym dwoma zwycięstwami przed czasem Ilirem Latifim. Zagraniczni eksperci właściwie nie dawali mu szans na zwycięstwo. Polak spokojnie rozpoczął pojedynek, a już po kilku wymianach Szwed ruszył z szarżą, którą Błachowicz zdołał uniknąć. Kiedy zbliżała się druga minuta pojedynku, Polak jedną z kombinacji zakończył soczystym kopnięciem, które zraniło zawodnika gospodarzy. Kiedy Jan dostrzegł reakcję Latifiego, doskoczył do niego i dokończył dzieła zniszczenia, jednocześnie uciszając publiczność zebraną w szwedzkiej Ericsson Globe Arenie.

2015 rok

Ogłoszenie kolejnej walki Cieszyńskiego Księcia nastąpiło w styczniu 2015 roku, wraz z ogłoszeniem gali UFC Fight Night 64, która miała mieć miejsce w Krakowie. Kwietniowy pojedynek, podobnie jak debiut Polaka w UFC, środowisko typowało na niekorzyść dla Polaka. I tym razem branża niewiele się pomyliła – Jan Błachowicz po bezbarwnym występie przegrał jednogłośnie z Jimim Manuwą. Polak przez cały kwadrans pojedynku nie mógł odnaleźć się w klatce, natomiast Anglik non stop dążył do klinczu, z którego zaprzęgał kolana do obijania uda byłego mistrza KSW. Fani zebrani w Tauron Arenie oglądali wówczas jeden ze słabszych występów w wykonaniu Polaka.

Wczesna jesień przyniosła drugi w 2015 roku pojedynek trenującego wówczas pod skrzydłami Andrzeja Kościelskiego Jana Błachowicza. Reprezentant Polski na numerowanej gali UFC 191 skrzyżował rękawice z Coreyem Andersonem. Błachowicz został w tym pojedynku całkowicie zdominowany przez Andersona. Kiepska kondycja Polaka pozwoliła mu odgryzać się tylko w pierwszej rundzie, choć to i tak nie wystarczyło by przeważać na kartach punktowych. W dwóch kolejnych odsłonach pojedynku  Overtime bez większych problemów przewracał Cieszyńskiego Księcia i skutecznie punktował w parterze. Tym samym była to druga z rzędu porażka Jana Błachowicza w UFC i po raz pierwszy zarówno sam Błachowicz, jak i jego fani mogli czuć realne zagrożenie zakończeniem współpracy z największą organizacją MMA na świecie.

2016 rok

Niedługo po przegranej walce z Coreyem Andersonem, Jan Błachowicz zapowiedział dłuższą przerwę od startów. Przez jakiś czas nie wiadomo było czy Polak otrzyma kolejną szansę od UFC. Całe szczęście tak się stało i w styczniu 2016 roku media obiegła informacja, że Polak swoją walkę ostatniej szansy stoczy na debiutanckiej gali UFC w Zagrzebiu, w pojedynku z powracającym do organizacji Igorem Pokrajacem. Pojedynek w Chorwacji odbywał się w niezłym tempie. Polak w pierwszej odsłonie zanotował udane obalenie, jednak przez chwilę nieuwagi znalazł się w niebezpieczeństwie. Druga runda pojedynku przypomniała fanom galę w Sztokholmie i niezwykle udany debiut w UFC – Błachowicz z takim samym ogniem rozbijał w stójce Igora Pokrajaca. W finalnej rundzie zmęczony rodak przeniósł walkę na ziemię i w taki sposób dowiózł zwycięstwo do końca. Dobrym występem w Zagrzebiu Janek wyśrubował w UFC rekord 2-2 i tym samym zapewnił sobie kolejną walkę wśród najlepszych zawodników na świecie.

Na drugi pojedynek w roku Cieszyński Książę czekał pięć miesięcy. We wrześniu reprezentant Polski stanął przed dotychczas największym wyzwaniem w karierze – Alexandrem Gustafssonem, z którym mierzył się na gali UFC Fight Night 93 w Hamburgu. Notowany wówczas na czwartym miejscu w rankingu UFC Mauler już na początku starcia nabawił się rozcięcia na skutek mocnych ciosów Błachowicza. W pojedynku na pięści wychodziła rdza ringowa Szweda, w związku z czym często sięgał po klincz, a w ostatniej chwili zdołał obalić Polaka, czym przeciągnął rundę na swoją korzyść.
Po dobrej akcji bokserskiej Polaka Gustafsson ponownie poszedł po obalenie w drugiej rundzie, gdzie dobrym ground and pound porozbijał Cieszynianina. W ostatniej rundzie Szwed ponownie obalił i głównie dzięki parterowej przewadze zwyciężył pojedynek. Błachowicz pomimo przegranej mógł zaliczyć ten bój do udanych, co zostało docenione również przez właścicieli UFC, którzy w tym samym miesiącu przedłużyli kontrakt z Polakiem o kolejne cztery pojedynki.

2017 rok

Pierwszą walkę na nowym kontrakcie Polak stoczyć miał z Ovince St. Preuxem na gali UFC Fight Night 104, jednak kontuzja ręki wykluczyła naszego rodaka z pojedynku. Ostatecznie nowy kontrakt Polak otworzył na gali UFC 210 w amerykańskim mieście Buffalo, gdzie podejmował na karcie wstępnej Patricka Cumminsa. Durkin był wówczas w takiej sytuacji, w jakiej Jan Błachowicz znalazł się trzy lata wcześniej – porażka w kwietniowej batalii oznaczałaby, że Amerykanin pożegnałby się z UFC. Niewiele brakowało i ziściłby się czarny scenariusz dla Amerykanina, bo już w początkowej fazie pojedynku Błachowicz swoim lewym rzucił oponenta na deski, aczkolwiek nie potrafił dokończyć roboty i pozwolił by Cummins doszedł do siebie. Durkin szybko wziął się do odrabiania strat i zapaśniczą dominacją zgarnął rundę. Podobnie jak w poprzednich pojedynkach i tutaj dało o sobie znać słabe cardio Polaka. Zapaśniczo stłamszony Błachowicz przegrał drugi pojedynek z rzędu i drugi raz w karierze znalazł się w zagrożonej pozycji.

Polak walkę z Durkinem okupił kontuzją kciuka, która odłożyła w czasie jego powrót. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło – w tym czasie Polak poinformował swoich fanów, że dostanie jeszcze jedną szansę od organizacji, natomiast jakiś czas później UFC ogłosiło powrót do Polski. Wszystkie klocki zaczęły do siebie pasować i w ten sposób dwudziestego pierwszego kwietnia nasz rodak stanął przed walką ostatniej szansy, na gali w Gdańsku podejmując Devina Clarka. Już na początku walki Amerykanin starał się o obalenie, co skutecznie wybronił reprezentant Polski. Clark w przeciągu pierwszych pięciu minut konsekwentnie rozbijał nogę Błachowicza, a nawet udało mu się go poważnie zdzielić pod koniec rundy. Drugie pięć minut dyktował Cieszyński Książę – Polak najpierw celnie zaatakował pod łokieć Amerykanina, na co ten drugi starał się odpowiedzieć sprowadzeniem, jednak spotkał się ze świetną kontrą i to on wylądował na plecach. Polak wyczuł okazję do skończenia i z nietypowej pozycji zapiął duszenie zza pleców, czym zmusił przyjezdnego zawodnika do błyskawicznego odklepania. Świetny powrót Polaka zapewnił mu dalsze walki w organizacji, a nietypowe poddanie zostało nagrodzone bonusem w wysokości dodatkowych pięćdziesięciu tysięcy dolarów.

Po świetnym występie w Gdańsku, Janek powrócił do oktagonu dwa miesiące później, wchodząc na zastępstwo za Antonio Rogeiro Nogueirę do pojedynku z Jaredem Cannonierem. Cieszyński Książę niemal przez całą walkę dyktował warunki, okładając Amerykanina w stójce albo przenosząc walkę na ziemię, choć tam nie trzymał rywala zbyt długo. Zmora z walki z Cumminsem i tym razem powróciła – Polak nie znalazł drogi do zwycięstwa przed czasem, mimo że w drugiej rundzie miał praktycznie Cannoniera na deskach. Tak czy inaczej Błachowicz po raz pierwszy podczas swojej przygody w UFC dopisał drugie z rzędu zwycięstwo i zamknął 2017 rok bilansem dwóch zwycięstw i jednej porażki.

2018 rok

Najlepszy polski półciężki szybko, bo już trzy miesiące po ostatniej walce powrócił, by w Londynie zrewanżować się Jimiemu Manuwie. Sami zainteresowani przed pojedynkiem zapewniali, że tym razem podejdą do walki diametralnie inaczej, a także branża tym razem była o wiele bardziej rozdarta w typowaniu, niż przy pierwszym pojedynku.
Anglik chciał przekuć słowa w czyny i od samego początku wkładał w swoje ciosy mnóstwo siły. Polak nie podpalał się i polował na kontry, w pewnym momencie wypuszczając mocny cios, który położył na deski Manuwę. Poster Boy zdołał jednak dotrwać do syreny kończącej rundę. Do drugiej rundy Anglik wyszedł jeszcze przymroczony przyjętymi uderzeniami z pierwszej odsłony. Panowie nie szczędzili sobie uprzejmości, ponadto Polak zapunktował obaleniem. Pod koniec rundy to Manuwa był bliski znokautowaniem Błachowicza wysokim kopnięciem, jednak Polak ustał to, a nawet zdobył klincz. Świetna praca prostymi Polaka robiła robotę także w trzeciej rundzie. Przysłowiową kropką nad i było zdobycie przez „Johna” obalenia pod koniec walki. Po końcowej syrenie fani mogli czuć zadowolenie, bo czołowi półciężcy nie rzucili słów na wiatr – rewanżowe starcie było inne niż to pierwsze. Nie tylko pod względem emocjonalnym, ale także pod względem rezultatu, bo tym razem to ręka Polaka powędrowała w górę. Warto nadmienić, że polsko-angielskie starcie nagrodzone zostało bonusem za walkę wieczoru.

Po  trzeciej wygranej z rzędu Cieszynianin awansował na czwarte miejsce w rankingu UFC. Spekulowało się, że następną walkę Polak może stoczyć podczas debiutanckiej gali UFC w Moskwie, ale prawdopodobnie nikt nie przypuszczał, że jego rywalem będzie powracający do największej organizacji na świecie Nikita Krylov. Jubileuszowa, dziesiąta walka Jana Błachowicza dla UFC budziła pewne kontrowersje – zwycięstwo nad reprezentantem Ukrainy poza wyśrubowaniem rekordu nic nowego nie wnosiło, natomiast porażka mogła przekreślić świetną pozycję, jaką do tej pory wypracował sobie reprezentant WCA Fight Team.
W końcu, piętnastego września Polak zameldował się w oktagonie UFC, który tym razem zlokalizowany był w stolicy Rosji i rozpoczął marsz po kolejne zwycięstwo z rzędu. Niebezpieczny Krylov szybko rozpoczął od serii kopnięć, a następnie skutecznie zaprosił Błachowicza do parteru. Z dołu nasz rodak starał się wykluczać ręce rywala, szukając przy okazji balachy oraz trójkąta. Po chwili Janowi udało się wstać i wykaraskać z próby gilotyny Krylova. Polak w górnej pozycji odrobił straty z początku starcia. Podobnie jak pierwsza runda, druga także otworzyła się kopnięciami. Cieszynianin w pewnym momencie zanotował udane obalenie, a kręcąc się w parterze znalazł drogę do duszenia, które Górnik musiał odklepać.

Mając za sobą cztery dobre, a przede wszystkim wygrane występy w organizacji UFC Jan Błachowicz zaraz po odklepaniu Nikity Krylova rzucił wyzwanie podwójnemu mistrzowi Danielowi Cormierowi, a w razie gdyby ten nie kwapił się do powrotu do kategorii półciężkiej – Alexandrowi Gustafssonowi. Bez wątpienia Jan Błachowicz dostarczył i jeszcze będzie dostarczał emocje swoim fanom. Kto wie, może następnym razem zrobi to już w walce o mistrzowskie laury?

2 KOMENTARZE

  1. Brakuje mi informacji o tym kiedy reprezentował klub z Warszawy, a kiedy z Poznania. To są ważne czynniki. Pomoże ktoś i odtworzy jak to było?

  2. Szkoda tego czasu w Ankosie, cały czas bolą te porażki w słabym stylu. Kurcze właściwie tylko z Gusem przegrał i nie miał w tej walce szans. Reszta to był "nie ten Janek jakby w grze komputerowej".

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.