Jan Błachowicz

Jan Błachowicz dziś w nocy uległ Thiago Santosowi na UFC w Pradze. Czy jednak można mówić tu o porażce? Jakie wnioski możemy wyciągnąć po tej walce?

Żeby ocenić skalę tego zdarzenia, trzeba szerzej spojrzeć na obraz, jaki Jan wymalował swoimi czynami. Zawodnik ten był od początku związany z KSW. Poza jedną, jedyną przygodą w innej organizacji, przez sześć lat nie ruszał się z gniazdka, które sobie uwił w największej w Polsce organizacji MMA. Kiedy walczył z Goranem Reljicem na KSW 22, miał już 30 lat. Praktycznie więc był u schyłku kariery zawodowej. Szczyt umiejętności przypada najczęściej między 24 a 28 rokiem życia. Trzydziestka to najczęściej jeszcze tylko kilka lat walk i emerytura sportowa. Niekoniecznie chodzić może o spadek „osiągów” organizmu, ale przypada tutaj kwestia zmęczenia materiału, obicia lub po prostu troska o własne zdrowie. Jan Błachowicz, mając te 30 lat, będąc mistrzem KSW, zarabiając pewnie spore pieniądze i będąc popularnym zawodnikiem w naszym kraju, zrezygnował z tego wszystkiego, rzucając się w nieznane wody UFC.

Rok później znalazł się w upragnionej lidze, nie wiedząc czy nie przegra pierwszych dwóch walk i nie wróci do Polski z podkulonym ogonem (co niewielka grupka fanów wieszczyła). Jan jednak zaliczył świetny debiut, nokautując faworyzowanego Szweda Ilira Latifiego już w pierwszej rundzie. Dwa kolejne lata to było pasmo przegranych i słabych walk. W okresie od kwietnia 2015 do kwietnia 2017, na pięć walk, udało mu się wygrać tylko raz, z Igorem Pokrajacem, a sam bój nie był najwyższych lotów. Janowi groziło widmo zwolnienia.

21 października 2017 – pojedynek o wszystko z Devinem Clarkiem. Druga gala w Polsce. W Jana Błachowicza wstępuje nowe życie. Poddaje Devina duszeniem bulldog, na stojąco, za co otrzymuje pierwszy bonus 'występu wieczoru’. Wiatr, który Janek nabrał w żagle, wiał jeszcze przez cały następny rok, a nasz bohater zdobył dodatkowe bonusy za świetne walki, w których wyglądał lepiej niż kiedykolwiek! Rewanż z Jimim Manuwą dał mu 'walkę wieczoru’, a poddanie Nikity Krylova, kolejny 'występ wieczoru’. Z bilansem 4-0 w ostatnich walkach, zbliżył się jak nikt z męskiej ekipy w UFC, do miana pierwszego pretendenta do tytułu! Walka z Santosem nie była oficjalnym eliminatorem, ale wszyscy o tym tak mówili, łącznie z komentatorami tego starcia.

36 lat na karku, 6 lat po opuszczeniu KSW, Jan Błachowicz zbliżył się na niewiarygodnie małą odległość do swych największych marzeń. I choć nie zostały one spełnione i walka o pas nie będzie mu pisana w najbliższej przyszłości, to osiągnął i tak tyle, by zapisać się w historii naszego polskiego MMA. W historii tego sportu, jako przykład determinacji i podążania za ambicjami. Nie każdy musi iść do UFC, a ci co pójdą, nie zawsze muszą w UFC odnieść sukces (czego przykładów mamy aż zanadto) – Janowi się jednak udało. Udało dojść do „premiowanej awansem” pozycji, stał się rozpoznawalny na tyle i doszedł tak daleko, że UFC jego nazwiskiem zdecydowało się sygnować swoją galę – A tym, pochwalić się może już jedynie Joanna Jędrzejczyk.

Historia Jana pokazuje, że nawet przegrywając, można nie stracić zbyt wiele. Oczywiście, walka o pas się oddaliła, ale nasze wsparcie, nasza duma z niego i jego wyczynów, jest nadal na tym samym miejscu. Przegrana z Santosem niczego tutaj nie zmieniła. Szanujemy jego wybór nowej ścieżki kariery (przejście do UFC), szanujemy jego walkę o dojście na szczyt (porażki i słabsze walki a później wystrzał jak z procy) i szanujemy wszystko co osiągnął, dając nam, kibicom, emocje, które długo będziemy nosić w sercach. Także pomimo przegranej, dziękujemy ci Janek za serce zostawione w oktagonie i kibicujemy ci dalej, w tej ponownej wspinaczce na – tym razem – sam szczyt!

Jeśli o sam przebieg walki chodzi, to toczyła się ona inaczej niż poprzednie walki Santosa. Thiago docenił naszego rywala i mając na uwadze pięć rund starcia, nie atakował szaleńczo już od pierwszych sekund. Wiedział, że będzie w ogromnych tarapatach jeśli wypompuje się już na początku. Wiedział, że Janek go obali, przeżuje i wypluje poddanego, jeśli nie będzie miał siły przeciwstawiać się mu w parterze. To świadczy, że na walkę z Błachowiczem zastosował specyficzny plan, uwzględniający mocne strony Jana. Rozumiał jego siłę i toczył grę taką jak on, a polegała ona na rozłożeniu sił na wszystkie rundy. Najlepiej świadczy o tym punktacja 23 ciosów znaczących do… 23 ciosów znaczących, jaką obaj zawodnicy mieli w połowie drugiej rundy. Starcie było tak wyrównane, że nawet sędziowie do czasu nokautu orzekali remis na kartach punktowych.

Sporo osób mówi o podpaleniu się Jana. Wspominając jednak o tym określeniu, mam przed oczami szarże zawodników w pierwszych odsłonach pojedynku, a nie środkowych. Podpalił to się Fabricio Werdum na Stipe Miocica czy Jose Aldo na Conora McGregora. W przypadku jeśli nie wiesz jak sędziowie widzieli dwie pierwsze rundy, to właśnie w trzeciej odsłonie przejmujesz inicjatywę, bo to ona (w sytuacji dojścia do decyzji), będzie decydować o tym czy wygrasz całe starcie. I takie ryzyko podjął właśnie Jan. W starciu w którym obaj zawodnicy są asekuracyjni, zaatakował! Czy popełnił błąd? W tym przypadku oczywiście przypłacił to nokautem. Jednak gdyby role się odwróciły i to Santos wyszedł z inicjatywą mocniejszego ataku, i ustrzelił nim Błachowicza, wszyscy by mówili „A na co ten Jan czekał?”. Polak spróbował przejąć inicjatywę i skończyło się to dla niego źle. Nie jest to jednak coś, czego powinien się wystrzegać w walce, w której druga strona nie chce podjąć ryzyka i w której dwie pierwsze rundy mogły równie dobrze pójść na konto rywala. Takie niestety jest MMA. Czasem to atakujący wygrywa, a czasem ten co kontruje. Obaj mieli przecież takie same umiejętności gdyby sytuacja powtórzyła się ale w drugą stronę. Równie dobrze to Jan mógłby znokautować szarżującego Thiaga. Nie mówiąc już o tym, że tego typu ataków było już po kilka z obu stron. Nie uważam więc, że Błachowicz popełnił błąd, wychodząc z atakiem. Mógł być bardziej osłonięty, mógł inaczej głowę umiejscowić, zrobić zwód/unik, ale na pewno sam atak nie był błędem. Przeciwnik wykorzystał swoją szansą, a Jan padł – zdarza się najlepszym.

Teraz Jan ponownie musi pokazać swoją siłę, by móc znów być uważany za poważnego kandydata do miana pierwszego pretendenta. W ostatnich walkach pokazał, że mimo wieku, nadal stać go na rywalizację na najwyższym poziomie. Sytuacja w półciężkiej potrafi zmieniać się jak w kalejdoskopie. Może równie dobrze minąć rok, a Błachowicz znów będzie stał przy bramie, za którą czekać będzie już tylko wielki boss, którego trzeba będzie ściąć, stalowym mieczem – na ludzi.

Tomasz Chmura
Sztuki walki od 2004 roku. Pierwsza gala MMA - 2007. Instruktor Sportu, czarny pas w nunchaku jutsu. Pasy w Kenpo Jiu Jitsu i Sandzie.

7 KOMENTARZE

  1. Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczkaGdyby się nie przewrócił, byłaby rzecz wielkaGdyby to najczęstsze słowo polskieGdyby mama miała fiuta, to by była ojcem, hej, hej…

  2. Kto wczesniej napisal gdyby?Kazik…P.S. "jebłem to jebłem – na chuj drążyć temat ?" Jano wróć silniejszy…

  3. Wszystko spokojnie do nadrobienia. Santos chce walki o pas? Niedługo on moze tak leżeć. Ryje się jak dzik w burakach ale będzie bolało…

  4. Skoro już dziękujemy to ja chciałem wszystkim podziękować za linki z wczoraj 😉 Pisałem za pomocą pilota do tv (pierwszy raz w życiu) i szło mi to tragicznie, więc tylko prosiłem, ale już nie było kiedy wyrazić wdzięczności. Dlatego jeszcze raz wszystkim WIELKIE DZIĘKI ! Pozdro

  5. "Wzywać go niebezpiecznie barzo, wżdy trzeba, bo gdy przeciw potworu a plugastwu niczym nie uradzi, wiedźmak uradzi."

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.