Fot: Esther Lin / MMAFighting

Do gali UFC 216 pozostało niewiele czasu. Mocniej siedzący w temacie fani MMA doskonale wiedzą, z czym to się wiąże. Zastrzyk emocji tak solidny, że po nieprzespanej nocy nie poczujesz znużenia.

Jednak nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Przecież jakichś dwóch gagatków ma walczyć o tymczasowy pas króla Conora, no i ten mały – jak mu tam – Dimitrius chce pobić jakiś rekord. Nudy panie, zobaczę powtórkę.

Znajdzie się takich kibiców kilku. Trudno, ich strata. My wiemy, że UFC 216, mimo braku wielkich gwiazd, może stać się galą roku.

  1. Idzie młodość.

Pierwszym z powodów, dla których warto obejrzeć sobotnią galę jest pojedynek Toma Duquesnoy’a – byłego mistrza kategorii koguciej oraz piórkowej organizacji BAMMA. Młody Francuz w debiucie w UFC pokazał próbkę swoich umiejętności:

„The Fire Kid” ma dopiero 24 lata i wciąż popełnia błędy, ale udoskonala swoją grę. Zachwyca przede wszystkim w stójce i tam najbardziej lubi się bić. UFC nie zamierza go oszczędzać – w drugim pojedynku dostał niepokonanego od ośmiu walk Cody’ego Stamanna (MMA 15-1). Tego starcia nie można odpuścić.

Fot: MMAJunkie

2. Ciężka artyleria.

Pamiętacie gościa, którego niegdyś w 25 sekund ośmieszył najlepszy (subiektywna opinia!) zawodnik świata Nikita Krylov? Tak, Walt Harris powraca i ma nawet dwa zwycięstwa z rzędu – i to przez nokauty. Dlatego warto łypnąć okiem na telewizor w trakcie jego walki. Wygrywa czy przegrywa – robi to szybko i efektownie. A przecież na to liczymy w wadze ciężkiej.

I jest spora szansa na skończenie przed czasem, bowiem Godbeer też nie będzie miał zamiaru się cackać z rywalem. Istnieje szansa, że obaj szybko się spompują i będą się tulić przez kilkanaście minut, ale… warto zaryzykować.

3. Bobby, co mało robi.

Nazywa siebie „Królem”, ale do tronu się nawet nie zbliżył. Bobby Green, bo o nim mowa, jest cholernie „wyszczekanym” gościem, który w oktagonie zapomina o zadawaniu ciosów. On po prostu woli pogadać. Do siebie. Bo nikt od dawna go nie słucha. Mimo wszystko, jego walki są z reguły interesujące i to główny powód, dla którego UFC wciąż utrzymuje z nim kontrakt – mimo trzech porażek z rzędu. Trzeba mu jednak oddać, że bił się z mocnymi rywalami, dlatego jakoś te przegrane można tłumaczyć. Teraz zawalczy z efektownym Lando Vannatą, który wyrobił swoją markę w potyczce z Tonym Fergusonem – mimo, że ją przegrał. Każda z jego walk budziła ogromne emocje. Tak nokautował Johna Makdessiego:

Za zestawienie tych dwóch zawodników należą się Seanowi Shelby’emu oklaski. Z pewnością to mocny kandydat do nagrody za „Walkę Wieczoru”.

4. Co by było gdyby?

Gdyby nie dał się złapać w poddanie Mike’a Chiesy, to miałby sześć zwycięstw z rzędu. Gdyby Barboza nie znokautował go magicznym kolanem, mógłby wygrać i zbliżyć się do walki o pas.

Zawsze jest jakieś „gdyby” w karierze Beneila Dariusha, które zatrzymuje go na drodze po największe cele w UFC. „Benny” to bardzo utalentowany zawodnik, którego „to coś” (nazwijmy to pechem) blokuje przed dostaniem się do ścisłej czołówki kategorii lekkiej. Pomińmy jednak ten aspekt.

Dariush to efektownie walczący, wszechstronny zawodnik, który daje miłe dla oka walki. A otwarty na wojnę jego najbliższy rywal Evan Dunham może zapewnić nam kawał dobrej rozrywki. I na to liczę.

5. Piękno MMA.

Tak, zgadliście. Tutaj musiała się znaleźć walka wieczoru.

Tony Ferguson poza oktagonem rzadko budzi sympatię. Gość jest po prostu dziwny i ma swój świat. Ale co to kogo obchodzi, jak daje fascynujące walki w oktagonie. „El Cucuy” zadziwia arsenałem technik w stójce i gibkością w parterze. Solidny wyrobnik Kevin Lee teoretycznie nie ma do niego startu, ale może postawić twarde warunki. Jeśli walka ma być nudna, to tylko za sprawą tego drugiego, który spróbuje odwołać się do swoich zapasów by zależeć rywala na ziemi. Ale raczej nie starczy mu na to kondycji. To będzie dobra bitka.

***

Czy dla tych pięciu walk warto zarywać noc? Zdecydowanie. Zbyt dużo jest przesłanek ku temu, że wspomniane pojedynki będą ucztą dla oczu – nawet dla bardzo wymagającego fana. A mamy jeszcze na karcie walk takie nazwiska jak Derrick Lewis, Fabricio Werdum, Ray Borg, Demetrious Johnson, Kalindra Faria czy Magomed Bibulatov.

2 KOMENTARZE

  1. Zajebisty artykul, chetnie taki luzacki przeglad poczytalbym przed kazda numerowana gala

  2. Dodam jeszcze, ze zupelnie nie kumam tego iz nie lubia rzekomo Fergusona, dla mnie gosc jest w huj oryginalnym ziomkiem ze swoim lotem, szanuje to. Jakbym mogl wybrac jakas postac do kolejnej czesci Tekkena to pierwszy mi przychodzi Ferguson

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.