Szymon Kołecki, który niedawno rozpoczął swoją zawodową przygodę z mieszanymi sztukami, odebrał w tym tygodniu złoty medal za igrzyska w Pekinie. Przy okazji tego wydarzenia udzielił również obszernego wywiadu dziennikowi „Rzeczpospolita”, w którym poruszono również tematy związane z MMA. Mistrz olimpijski zapytany o to jak bardzo różni się rywalizacja w podnoszeniu ciężarów od tej w MMA powiedział:

Tylko jedno jest podobne – euforia po zwycięstwie. Ciężary są wymierne, wiedziałem, na co jestem przygotowany i że nawet jeśli nie wygram, to dzięki takim wynikom nikt nie zrzuci mnie z medalowej pozycji. Tutaj mam tylko dwie opcje – zwycięstwo albo porażka. Wygrane są fajne, ale myślę, że dla dzisiejszego świata ciekawsza będzie porażka Kołeckiego. Wychodzę walczyć tak, by nie dać plamy w jakiś przypadkowy sposób, żeby nie narazić się na śmieszność. Nie boję się bólu, złamań, rozcięć, bo to wszystko się zagoi.

Kołecki opowiedział również o tym, co lubi w mieszanych sztukach walki.

Nie jest to łatwe, są elementy, z których na razie chętnie bym zrezygnował, bo ich nie potrafię wykonać. Ale bardzo lubię treningi i przyzwyczajam się do sparingów z silnymi przeciwnikami. Na początku walczyłem tylko o przeżycie, teraz jest już zdecydowanie lepiej. Wszystkie techniczne zajęcia są jednak fantastyczne – zapasy, boks, świetnie się w tym odnajduję. Poza tym mogę znowu czekać na start, czuć adrenalinę. W MMA fajne jest to, że zawsze jest się na podium. Co prawda czasami można nie mieć siły, by na nim stanąć, ale mam gwarancję, że danego wieczoru na niższe niż drugie miejsce nie spadnę. To ostatnie lata mojej aktywności, jestem szczęśliwy i niczego bym nie zmienił.

1 KOMENTARZ

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.