Marcin Held (MMA 21-3) 6 listopada stoczy najważniejszy pojedynek w karierze. Na gali Bellator 145 zawalczy z Willem Brooksem (MMA 16-1) o pas mistrzowski dywizji lekkiej. W ostatnim wywiadzie dla Przeglądu Sportowego najlepszy polski zawodnik opowiedział o swojej jedynej walce ulicznej, jaką nie z własnej przyczyny dane mu było stoczyć, a także chęci przeprowadzki na stałe do USA.

Znany z doskonałych umiejętności parterowych Tyszanin już od najmłodszych lat ukierunkowany był na sportowy rozwój. Marcin unikał dyskotek, na które często starali się wyciągać go koledzy. Pierwszoplanową rolę w jego życiu grało co innego:

Sport zawsze był na pierwszym miejscu. Od imprez i alkoholu wolałem trening. Nie byłem aspołeczny, ale wiedziałem, kiedy muszę wracać do domu, żeby rano pójść na zajęcia. Ćwiczyłem przed lekcjami. Trenowałem do siódmej, a potem szedłem do szkoły. Zdarzało się, że byłem zmęczony, więc przysypiałem na ławce. Nie żałuję młodzieńczych lat. To, co osiągnąłem w sporcie, w pełni mi je wynagradza. Jeśli miałbym wybrać jeszcze raz, poszedłbym tą samą drogą.

Treningi BJJ nie poszły na marne. Marcin zdradził, że zdarzyło mu się uczestniczyć w walce ulicznej:

Raz doszło do takiego zdarzenia. Miałem szesnaście albo siedemnaście lat. Starsi zaatakowali mnie i kolegów. Trzeba było się bronić. Przeraziłem się, bo nie zdawałem sobie sprawy, jak łatwo pójdzie mi z kimś, kto nie ma pojęcia o walce, chociaż jest większy i silniejszy. Finisz nastąpił w parterze, przez duszenie. Ten przeciwnik też nie wiedział, że trzeba klepać. Było trochę widowni, wszyscy przerażeni. Chcieli dzwonić po karetkę. Ten, kto trenuje jiu-jitsu, wie, że po duszeniu rywal może trochę „odpłynąć”. Osobie, która ogląda to z boku, wydaje się, że pokonany nie żyje. Nic się nie stało, ale wtedy upewniłem się w przekonaniu, że trzeba unikać takich sytuacji.

Held aktualnie trenuje w poznańskim klubie Ankos MMA, jednak nie ukrywa, że w przyszłości chciałby zamieszkać na stałe w Stanach Zjednoczonych:

Mistrzowski pas Bellatora bardzo by mi to ułatwił. Zdobyłbym status wybitnego sportowca, dzięki któremu mógłbym otrzymać zieloną kartę. Nie chodzi jedynie o mnie, lecz także o małżonkę. Bez zielonej karty nie mogłaby podjąć pracy i realizować się w Stanach.

Bardzo podoba mi się na Florydzie i w Kalifornii. Aby żyć na zachodnim wybrzeżu, czyli w tym drugim stanie, potrzeba jednak dużo pieniędzy. Z kolei na Florydzie może być za gorąco. Znajomi mówią, że lepiej lecieć tam na wakacje niż systematycznie trenować. Trudny wybór. Być może najpierw powinienem wprowadzić się gdzieś na próbę. Najważniejszy warunek polega jednak na tym, że w okolicy musi być silny klub.

Marcin twierdzi, że mógłby mieszkać dłuższy czas poza Polską. Nie dlatego, że w w kraju jest źle, tylko bardziej z chęci przeżycia przygody, spróbowania czegoś nowego. Co do jednej kwestii Held jednak stawia sprawę jasno:

Nie mam wątpliwości, że do końca kariery będę walczył pod polską flagą.

Cały wywiad Przemysława Osiaka z Marcinem Heldem dostępny jest tutaj.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.