Zapraszam do zapoznania się z kolejną częścią serii artykułów na MMARocks pod tytułem „Historyczny szlak MMA”. W każdym z wpisów opisuję najważniejsze etapy w historii naszego ukochanego sportu. Od samych początków, przez erę UFC i Pride, aż do czasów teraźniejszych. W dzisiejszej publikacji przedstawię drogę Japończyków od pro wrestlingu do założenia legendarnej organizacji Pride FC.

Wszystkie artykuły z serii można znaleźć TUTAJ.

Antonio Inoki

W Japonii, jak nigdzie indziej na świecie, mieszane sztuki walki związane są w mocnym stopniu z profesjonalnym wrestlingiem. Dla mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni pierwszymi gwiazdami MMA wcale nie byli przedstawiciele rodu Gracie, a Antonio Inoki – pro wrestler, który mierzył się z reprezentantami różnych stylów i nazywał sam siebie „Mistrzem Świata w Sztukach Walki”. Inoki nie był wcale żadnym wybitnym fighterem, w młodości trenował lekkoatletykę, a w wieku 17 lat został odkryty przez Rikidozana, jedną z największych legend pro wrestlingu. Rikidozan został później zamordowany przez jednego z członków Yakuzy, a Inoki wyrósł na nową, wielką gwiazdę Japończyków.

Rikidozan zdobył sławę wśród rodaków pokonując w ringu większych od siebie Amerykanów. Antonio wyczuł, że metoda jego mentora nie jest już na tyle skuteczna w latach 70. Jeden z występów Rikidozana dał mu jednak do myślenia. Słynny pro wrestler zmierzył się z Masahiko Kimurą, judoką znanym z poprzednich części mojej serii. Widzowie mogli zobaczyć i uwierzyć, że profesjonalny wrestling jest lepszy od judo, a Inoki postanowił pójść w tym samym kierunku. Stworzył własną organizację o nazwie New Japan Pro Wrestling i zapraszał do ringu przedstawicieli innych sztuk walki. Chciał udowodnić Japończykom, że pro wrestling jest najlepszym ze wszystkich stylów.

„Wiele osób krytykuje Inokiego, że wciąż mieszał ze sobą pro wrestling i MMA. Patrząc na historię, to w rzeczywistości ciężko jest nie łączyć ze sobą tych dwóch sportów. Przynajmniej tak jest w Japonii” – tłumaczy Hisaharu Tanabe, ekspert od pro wrestlingu. „Mimo wszystko ciężko jest zignorować fakt, że to Inoki jest odpowiedzialny za spopularyzowanie w Japonii pomysłu na rywalizację pomiędzy różnymi stylami”.

Japończyk wdrożył swój plan w życie. W swoim pierwszym starciu Inoki spotkał się z Wimem Ruską, podwójnym mistrzem olimpijskim i podwójnym mistrzem świata w judo z Holandii. Antonio potrzebował ponad 20 minut na rozprawienie się z judoką. Hala Nippon Budokan była wypełniona po brzegi, idea Inokiego spodobała się Japończykom. W ich oczach nie był już tylko gwiazdą pro wrestlingu, teraz stał się również gwiazdą mieszanych sztuk walki. W latach 70. Inoki kontynuował serię pojedynków z mistrzami innych dyscyplin. Na jego drodze stanęli kickboxer Everett „Monster Man” Eddy, bokser Chuck Wepner oraz mistrz kyokushin karate Willie Williams. Te walki sprawiły, że Inoki na dobre wpisał się do historii profesjonalnego wrestlingu. Jednak nie dzięki nim Inoki stał się ikoną w japońskiej kulturze. Antonio zmierzył się również z jednym z najsłynniejszych bokserów w dziejach tego sportu, Muhammadem Alim.

W 1975 roku wielki szum w japońskich gazetach zrobiły słowa Muhammada Aliego, który powiedział, że da milion dolarów azjatyckiemu zawodnikowi, który będzie na tyle odważny, żeby stanąć z nim w ringu. Ali szybko zapomniał o tej wypowiedzi, ale Inoki najwyraźniej wziął ją sobie głęboko do serca. Cały rok trwały starania Japończyka o zorganizowanie tego pojedynku. Po miesiącach prób, kontrakty zostały podpisane w hotelu Plaza w Nowym Jorku, a obie strony dostały to, czego oczekiwały. Bokser miał otrzymać wynagrodzenie w wysokości 6 milionów dolarów, a pro wrestler liczył przede wszystkim na zwrócenie uwagi ze strony całego świata.

Pojedynek Inokiego z Alim wstępnie był „ustawiony”, czyli miał toczyć się wedle ustalonego wcześniej scenariusza. Najpierw Muhammad miał rozbić twarz Japończyka licznymi ciosami, a potem nagle poczuć obawę o zdrowie zakrwawionego przeciwnika i poprosić sędziego ringowego o przerwanie walki. Wtedy Inoki miał wykorzystać nieuwagę boksera i znokautować go swoim ruchem kończącym – enzeguiri, czyli latającym kopnięciem w tył głowy. To jedna z legend, która krąży na temat scenariusza tej walki. W innej Ali miał przypadkowo znokautować sędziego, a wtedy Inoki zaatakowałby go z zaskoczenia. W jeszcze innej Inoki miał skaleczyć się ukrytą żyletką, a Ali w tym czasie dyskutować z sędzią o przerwaniu walki. Inoki miał wygrać, ale przez atak z zaskoczenia, w sposób niehonorowy. Dzięki temu Inoki stałby się międzynarodową gwiazdą pro wrestlingu, a Ali zachowałby twarz pomimo przegranej i wypchałby swój portfel milionami zielonych. Coś poszło jednak nie tak.

Środowisko związane ze sportami walki mocno krytykowało to zestawienie. Nie byli zniesmaczeni tym, że Ali walczy w reprezentatem innego stylu, ale tym, że promotorzy wybrali bokserowi nieodpowiedniego oponenta. „Inoki był uczniem Rikidozana, który odnalazł go w Brazylii. Inoki nie znał się na zapasach, ale wyglądał na zaciekłego, który mógłby się czegoś nauczyć. Jego ostatnie „zwycięstwo” nad Wimem Ruską to zwykła farsa. Ruska zrobiłby mu dużą krzywdę, gdyby tylko dostał na to przyzwolenie. Tak samo Anton Geesink. Oczywiście Ali wygra, on nie może przegrać tego starcia. Myślisz, że Ali albo jego ekipa nie wiedzą o tym, że zapaśnik ma przewagę nad bokserem? Były mistrz świata w boksie Jack Dempsey mógłby to potwierdzić. Szczerze, jeśli Ali używałby tylko boksu, to mógłbym go pokonać. Uniknąłbym jego ciosów i zdobyłbym klincz, a w parterze z pewnością bym z nim wygrał. Tak samo jak każdy inny dobry grappler. Myślę, że gdyby walka Inokiego z Alim była prawdziwa, to Ali by się przestraszył i nie doszłoby do tego starcia” – opowiada Donn Draeger, pionier judo w USA.

Muhammad zgodził się jednak na pojedynek z Inokim, ale z biegiem czasu jego sztab nałożył liczne ograniczenia na Japończyka. Początkowo Ali mógł boksować, a Inoki używać zapasów. Amerykanie postawili ultimatum – nowe zasady, albo walka się nie odbędzie. Inoki nie mógł korzystać z rzutów, chwytów i ciosów na ziemi. Nie mógł kopać dopóki jedno kolano nie będzie znajdować się na ziemi. Antonio Inoki reprezentował w tym boju zapasy i na dobrą sprawę nie mógł w ogóle z nich korzystać. „Myślę, że starcie Inokiego z Alim mocno spopularyzowało pro wrestling, ale to nie była sprawiedliwa walka, bo zapaśnik nie mógł korzystać ze swoich atutów” – opowiada Josh Barnett. „Reguły były zbyt restrykcyjne dla Inokiego i przez to miał pod górkę. Gdyby pojedynek odbył się na zasadach Pride, to Inoki wygrałby z Alim w szybki i łatwy sposób”. Nowe przepisy zapewniały, że walka będzie czymś gorszym niż występy w pro wrestlingu – będzie po prostu nudna.

Przez 15 rund Inoki unikał boksu Aliego i większość czasu spędził na plecach, próbując kopać swojego przeciwnika po nogach, a Muhammad zadał tylko 6 celnych ciosów przez cały okres pojedynku.

Angelo Dundee, trener Aliego, tłumaczy: „To bardzo proste. Inoki wiedział, że jeden cios Muhammada wystarczy, żeby skończyć tę walkę. Będąc na plecach nie ryzykował przyjęcia nokautującego uderzenia i mógł atakować nogi Aliego. Jego nogi był bardzo posiniaczone i po starciu musiał pojechać do szpitala. Nie chciałem wziąć tej walki, bo Ali mógł zarobić tyle samo i zyskać tyle samo rozgłosu dzięki występowi w boksie. On jednak był zdeterminowany, żeby zawalczyć z Inokim. Myślę, że zapewnienia Aliego o nokaucie przekonały Japończyka, żeby nie iść z Muhammadem na otwartę bójkę”.

Po 15 rundach ogłoszono remis, a cały pojedynek był szumnie krytykowany i określany jako nuda i oszustwo. Niewielu rozumiało, że Inoki był ograniczony licznymi zakazami i nazywali go tchórzem, który nie chce walczyć jak mężczyzna. Warto jednak odnotować, że Inoki i tak wyrządził sporą krzywdę Amerykaninowi.

Bob Arum wspomina: „Po walce Ali krwawił z obu nóg. Do środka wdała się infekcja, groziła mu nawet amputacja. Ali mógł być kaleką do końca życia”.

Ali cierpiał z powodu odniesionych obrażeń, ale stan konta na pewno był dla niego niemałym pocieszeniem. Co innego może powiedzieć NJPW. Pomimo tego, że walka Inokiego z Alim była hitem i oglądała ją połowa Japończyków posiadających telewizor, to całe przedsięwzięcie przyniosło organizacji stratę w wysokości 3 milionów dolarów. Antonio Inoki pomimo upartych starań już nigdy nie uzyskał zbliżonego rozgłosu, ale i tak pozostanie w pamięci fanów jako ten, dzięki któremu powstał bum na mieszane sztuki walki w Japonii.

Shoot Wrestling

Podczas gdy Inoki rewolucjonizował świat pro wrestlingu przed kamerami, duże zmiany zachodziły również za kulisami. Zagraniczne gwiazdy takie jak Karl Gotch czy Billy Robinson dostrzegli, że zawodnicy z charakterem, którzy potrafiliby bić się na serio, zdobywali przewagę nad innymi pro wrestlerami podczas treningów. Gotch był typem buntownika, którego uznano za zbyt niebezpiecznego, by mógł w walczyć w amerykańskim pro wrestlingu. Miał fioła na punkcie zapasów i prawdziwych walk, dlatego często nie mógł się pogodzić z porażkimi w starciach z mniej utalentowanymi od niego zawodnikami. Nie podobało mu się to, że przegrywa tylko i wyłącznie przez z góry ustalony scenariusz.

Pochodzący z Belgii Gotch dostał zakaz występów w USA, ale swoją karierę kontynuował w Japonii, gdzie otrzymał przydomek „Puroresu no Kamisama”, czyli „Bóg Pro Wrestlingu”. Japońskie starcia również były wyreżyserowane, jednak nowe pokolenie wrestlerów trenowało w dojo na poważnie, z użyciem technik, które naprawdę działały i mogły wyrządzić krzywdę. Gotch nauczył się wszystkiego w słynnnym klubie „Snake Pit” w Wigan i zaczął później wykorzystywać nabytą wiedzą w New Japan Pro Wrestling Antonio Inokiego.

Karl Gotch wspomina: „Każdy kojarzy Wigan z klubem Snake Pit i uwierzcie mi, ta nazwa idealnie do niego pasuje. Cały swój sukces zawdzięczam Billy’emu Rileyowi, fantastyczny człowiek! Gdy trenowałeś z Rileyem, to uczyłeś się zapasów w całym tego słowa znaczeniu. Na początku poznawałeś podstawowe ruchy, a potem musiałeś doprowadzić je do perfekcji. Żaden aspekt tego sportu nie był zaniedbywany. Jeśli ktoś opuszczał Wigan, to zabierał ze sobą wiedzę z tysięcy walk i lat treningów Billy’ego Rileya. Wiesz czym jest wężowisko? Niebezpiecznym miejscem. I właśnie takim samym miejscem jest Wigan, jeśli nie umiesz o siebie zadbać. Billy Riley nie miał czasu dla tchórzy, na jego treningach panowała reguła „zabij, albo sam zgiń”. W Wigan bardzo szybko się rozwijałeś i uczyłeś się jak obronić się przed każdym możliwym atakiem na macie”.

Gotch chełpił się tym, że był dla swoich podopiecznych tak samo ostry i oschły, jak swego czasu Riley był dla niego. „Siedział w swoim biurze, pił wino, a od czasu do czasu przychodził na salę i robił nam taki trening, żebyśmy nie mogli później ustać na własnych nogach” – wspomina Ken Shamrock. „Nigdy nie wziąłem ani centa za lekcje zapasów, wszystko czego wymagałem to odwaga” – tłumaczy Gotch. „Mogę sprawić, że będziesz silny, szybki, zwinny, wytrzymały, ale z odwagą musisz się urodzić”.

Sukces World Wrestling Federation w USA wpłynął również na pro wrestling w Japonii. Charakterystyczny styl Hulka Hogana zyskał na popularności również w Kraju Kwitnącej Wiśni, jednak Akira Maeda, wierny uczeń Gotcha, wcale nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. Nie tylko Maeda był zawiedziony kierunkiem, w którym zmierzał japoński pro wrestling. New Japan Pro Wrestling popadało w długi i coraz mocniej obniżało pensje dla swoich zawodników. Działo się tak głównie przez przedsięwzięcia Inokiego nie do końca związane z pro wrestlingiem. Co prawda kilka jego projektów odniosło spory sukces, ale i tak NJPW wiodło się coraz gorzej. Wrestlerzy zaczęli się buntować, w skutek czego gwiazdy takie jak Akira Maeda, Nobuhiko Takada i Yoshiaki Fujiwara przeniosły się w 1984 roku z NJPW do Universal Wrestling Federation. Fujiwara był najlepszym uczniem Gotcha i  czołowym judoką na studiach, a japońskie judo na poziomie uniwersyteckim skupia się w dużym stopniu na walce w parterze. Fujiwara połączył techniki oraz poddania z judo i catch wrestlingu, tworząc przy tym niezwykle efektywny styl. To właśnie Fujiwara został wybrany przez Inokiego i znalazł się w jego narożniku podczas walki z Muhammadem Alim.

Zapaśnicy uważali się za najlepszych wojowników w całej Japonii. Kiedy jakiś karateka lub reprezentant dowolnego innego stylu poddawał tę tezę w wątpliwość, to wysyłano go na sparing właśnie z Fujiwarą. Wrestling za każdym razem zwyciężał, a Fujiwara wszystkie zwycięstwa dedykował swojemu trenerowi, którego cenił za umiejętności i poświęcenie, które wkładał w sztuki walki. „Podczas jednego z treningów Pan Gotch cierpiał na ból zęba, który przeszkadzał mu w ćwiczeniach. Udał się więc do dentysty i poprosił go, aby wyrwał mu wszystkie zęby. Lekarz ostrzegał, że to niebezpiecznie, ale Pan Gotch tylko odparł „W porządku. Wyrwij wszystkie”. Następnego dnia przyszedł na trening bez ani jednego zęba, bo stwierdził, że skoro nie będzie miał zębów, to ich ból nie może mu przeszkodzić w treningu. To szalone, ale i tak go ubóstwiam” – opowiada Fujiwara.

Yoshiaki Fujiwara był najlepszy ze wszystkich, ale fanów interesował teraz konflikt pomiędzy Maedą, a Satoru Sayamą. Akira nalegał, żeby w UWF używano więcej dźwigni i duszeń, natomiast Sayama naciskał, aby skupić się na kopnięciach. Obaj spotkali się w końcu na ringu, ale nie można było liczyć na sportową rywalizację. Maeda został zdyskwalifikowany za uderzenia w krocze. Organizacja UWF została rozwiązana zaledwie 9 dni po tym starciu, a czołowi pro wrestlerzy wrócili do NJPW.

Zawodnicy UWF przenieśli się z powrotem do NJPW, jednak nie byli zadowoleni z zasad tradycyjnego pro wrestlingu. Maeda nie znosił zapaśników i uważał, że nie są oni prawdziwymi wojownikami, tak samo uważali jego fani. Gdy Maeda został zestawiony do starcia z cukierkowym pro wrestlerem Kerrym Von Erichem, zniesmaczeni kibice opuścili halę podczas gali. Japończycy zdążyli już zobaczyć UWF, które o wiele bardziej przypominało prawdziwą walkę. Nie było już odwrotu, Japończycy pragnęli realistycznych pojedynków. Frustracja Maedy sięgnęła zenitu kiedy kopnął Rikiego Choshu z całej siły w głowę. To było zagranie całkowicie wbrew wszelkim regułom fair play. Choshu zajmował się innym zawodnikiem, a Maeda zaszedł go od pleców i wycelował wysokim kopnięciem prosto w twarz niczego nie spodziewającego się Choshu, łamiąc mu przy tym kość oczodołu.

Osławione kopnięcie Maedy doprowadziło do odrodzenia UWF w odświeżonym wydaniu. Tyn razen japońscy kibice zakochali się w galach nowego UWF. Pod koniec lat 80. bilety na wydarzenia organizowane przez Maedę, Takadę i Fujiwarę były gorącym towarem. Całe hale były wyprzedawane dosłownie w przeciągu kilku minut od rozpoczęcia sprzedaży wejściówek. W hołdzie dokonaniom Inokiego, właściciele UWF sprowadzali na swoje gale uznanych fighterów ze świata sportów walki, takich jak Maurice Smith, Frank Lobman czy Chris Dolman. Nowa wersja UWF była istną rewolucją. Nie było już żadnych zwycięstw przez odliczenie, nikt „trzeci” nie wbiegał nagle do ringu. W każdym pojedynku był zwycięzca i przegrany. W 1989 roku organizacja dokonała niemożliwego. Udało im się sprzedać wszystkie 60 000 biletów na galę na stadionie Tokyo Dome. Ani NJPW, ani nawet Mike Tyson nie dokonali wcześniej podobnej sztuki.  Łącznie na tym wydarzeniu zarobili ponad 6 milionów dolarów. Boom na UWF cały czas rósł.

Japończycy uwierzyli w zapewnienia organizatorów o tym, że ich walki toczone są na poważnie. Hisaharu Tanabe tłumaczy: „Przed UWF, większość fanów pro wrestlingu nawet nie sądziła, że walki są całkowicie wyreżyserowane, chcociaż zdawali sobie sprawę z tego, że część akcji została wymyślona dla lepszego widowiska. Słowa Inokiego, że NJPW to silny styl, a All Japan to tylko show, pomogły w tworzeniu tej iluzji”.

Fani z poprzedniej generacji wierzyli, że pojedynki Antonio Inokiego są prawdziwe. Nowe pokolenie było równie przekonane, że UWF to prawdziwe zapasy. Kiedy odnowione UWF odniosło sukces, wciąż było sporo ludzi, którzy wierzyli w to, że pro wrestling nie jest w 100% udawany. Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy UFC i Pride stało się popularne, ale aż do teraz niektóre japońskie organizacje pro wrestlingu nie przyznają, że ich gale są prowadzone według ustalonego scenariusza.

Organizacja rosła w siłę, a zakulisowe sprawy również budziły sporo emocji i kontrowersji. Shinji Jin, który został nowym prezydentem UWF, chciał rozpocząć współpracę z innymi organizacjami, tymi z pro wrestlingu i nie tylko. Jin miał w planach bitwę pomiędzy UWF, a inną organizacją, ale Maeda nie był zachwycony tym pomysłem i UWF po raz kolejny się rozpadło. Każdy z założycieli poszedł w swoją stroną. Maeda stworzył RINGS, uczniowie Fujiwary założyli kilka lat później Pancrase, a Takada odniósł sukces zakładając UWF-I.

Takada i Anjo

Nobuhiko Takada miał wszystko co potrzebne, żeby osiągnąć sukces. Wygląd gwiazdy filmowej, wielką charyzmę i umiejętności zapaśnicze. Wspierał go legendarny Lou Thesz i udawało mu się zapełniać hale w całej Japonii, walcząc m.in. z Garym Albrightem i Leonem Whitem. Walki Takady były bardziej teatralne od tych w RINGS czy UWF ale to i tak wystarczało, żeby przekonać widzów. „Nie było nic udawanego w tych kopnięciach i ciosach. Nie będę tu obrażał niczyjej inteligencji, to była po prostu reżyserowana walka, ale z prawdziwymi uderzeniami” – tłumaczy White. „Nie ma takiej możliwości, żebyś ktoś mógł mnie trafić mocniej niż tam na ringu. Po tych walkach nie mogłem chodzić i pracować nawet przez 3 dni”.

UWF-I również nie zagościło na japońskiej scenie zbyt długo. Wiarygodność organizacji została nadszarpnięta, po tym gdy UFC zaczęło organizować pierwsze gale i kibice ujrzeli jak wygląda prawdziwy pojedynek, a Rickson Gracie przybył do Japonii na walki w Vale Tudo Japan. Kibiców zaciekawiły słowa Royce’a Gracie, który powiedział, że Rickson jest 10 razy mocniejszy od niego. Japończycy gromadzili się, żeby zobaczyć słynnego Brazylijczyka w akcji. Nie dość, że Rickson pokonał gwiazdę RINGS, Yoshihisę Yamamoto, to na dodatek Royce wygrał z Kenem Shamrockiem, znanym wówczas wszystkim z występów w Pancrase. Japończykom coraz trudniej było uwierzyć, że shoot wrestling jest najprawdziwszą formą walki, a zawodnicy z UWF i innych organizacji są najlepszymi wojownikami na świecie. Musiały nadejść pewne zmiany. Najpierw UWF-I próbowało podkupić Ricksona do siebie, proponując mu astronomiczną kwotę za walkę z Takadą w pro wrestlingu. Rickson naturalnie nie był zainteresowany taką ofertę, odziedziczył po swoim ojcu Helio nie tylko talent do sportów walki, ale również nienawiść do profesjonalnego wrestlingu. UWF-I nie kupiło Ricksona, więc postarali się zdyskredytować jego umiejętności i osiągnięcia.

Najlepszym zawodnikiem UWF-I, podobnie jak w przypadku oryginalnego UWF, wcale nie była główna gwiazda organizacji. Yoji Anjo nie występował w walkach wieczoru, ale był 100 kilogramowym, utalentowanym zapaśnikiem. „Po walce z Anjo w UWF-I, znałem jego potencjał najlepiej ze wszystkich” – tłumaczy Takada. „Widzę między nami pewne podobieństwa. Każdy stał się silniejszy dzięki sapringom z Anjo, wliczając w to Kazushiego Sakurabę czy Hiromitsu Kaneharę”.

Japończycy wpadli na teoretycznie świetny pomysł, który okazał się totalnym niewypałem. Yuki Miyato wysłał Anjo do Los Angeles, aby zmierzył się w dojo z Ricksonem Gracie. Spodziewali się, że Brazylijczyk nie zgodzi się na walkę, nic o niej wcześniej nie wiedząc. Japońskie media miały zobaczyć, jak wielki wojownik przestraszył się zawodnika z UWF-I. Yoji Anjo był niezwykle pewny siebie, zarówno prywatnie jak i przed kamerami. Miał kilkanaście kilogramów przewagi nad Ricksonem oraz lata treningów z Fujiwarą za sobą. Anjo potrafił sobie poradzić w ringu i na sali treningowej. „Nie ma takiej potrzeby, żeby Pan Takada również pojechał. Jeśli chodzi o samego Ricksona, to jestem przekonany na 200%, że z nim wygram” – tak Anjo zapewniał japońskie media przed wejściem do sali Gracie’s Santa Monica.

Pierwszym błędem, który popełnił Anjo i jego promotorzy, było niedocenianie chęci Brazylijczyka do bójki. Przecież to był Rickson Gracie, jego rodzina większość XX wieku spędziła walcząc o honor i szacunek. Drugim błędem Japończyka była rozzłoszczenie Ricksona. Gracie spędzał czas z rodziną w domu, kiedy nagle dostał informację, że ktoś żąda z nim pojedynku i grozi jego uczniom. Kiedy Brazylijczyk zobaczył tłum dziennikarzy, pomyślał, że odwiedził go sam Takada. Rickson Gracie postanowił osobiście zadbać o to, żeby Anjo zapłacił wysoką cenę za zachowanie wobec rodziny Gracie i wszystkich jej uczniów. „Oni byli z UWF, a to prawie jak WWF. Są silni i wysportowani, zaoferowali mi kiedyś walkę w ich organizacji. Odparłem, że zajmuję się innymi projektami i walczę tylko w realnych pojedynkach. Nic reżyserowanego. Grzecznie podziękowałem i stwierdziłem, że może innym razem. Wtedy prasa zaczęła wymyślać, że się po prostu boję. Japońscy dziennikarze spytali mnie ponownie co sądzę o całej sprawie, a ja odpowiedziałem, że zawalczyłbym tylko z dwóch powodów: pieniądze lub honor” – wspomina Rickson. Brazylijczyk powiedział, że jeśli walczyłby z Anjo dla pieniędzy, to podczas starcia przestałby uderzać Japończyka, kiedy tylko powie, że ma już dość. Jeśli jednak Gracie toczyłby bój o honor, to wtedy będzie bił Anjo tak długo, jak tylko będzie miał na to ochotę. Kiedy Anjo na oczach żony i dzieci Brazylijczyka nazwał Ricksona tchórzem, walka była już nieunikniona. Japończycy spytali Ricksona czy jest gotowy, a on odparł krótko: „Od urodzenia jestem gotowy, sku**ysynu”.

Członkowie rodziny Gracie na przestrzeni lat wielokrotnie stawali do walki z przedstawicielami innych sztuk walki. Zazwyczaj chcieli pokazać kunszt brazylijskiego jiu jitsu z jak najlepszej strony. Przenosili starcie do parteru, a tam szybko zapinali duszenie lub dźwignię. Anjo rzucił wyzwanie Brazylijczykowi w niehonorowy sposób i Rickson nie zamierzał mu za to odpuścić. Obalił Japończyka, błyskawicznie zdobył dosiad, ale będąc w tej dominującej pozycji wcale nie szukał poddania. Zamiast tego obijał niemiłosiernie twarz Anjo, nie dając Japończykowi absolutnie żadnych szans. „Nigdy wcześniej nie widziałem Ricksona tak zdenerwowanego. W każdej sytuacji potrafił zachować zimną krew, ale w tym przypadku było inaczej” – opowiada przyjaciel Ricksona. „Był naprawdę wściekły, najlepiej widać to po zakrwawionej twarzy Anjo”.

Japończycy spodziewali się, że Takada jako mentor i główna gwiazda shoot wrestlingu pomści Anjo i odzyska utracony honor UWF-I. „Moim zadaniem w UWF-I była ochrona Nobuhiko Takady. Przegrana walka z Ricksonem Gracie to skaza na mojej karierze” – tłumaczy Yoji Anjo. „Ponieważ przegrałem, musiała odbyć się walka Takady z Graciem. Nie spełniłem swojej roli obrońcy. Bardzo długo unikałem spotkania z Panem Takadą, było mi wstyd za moją porażkę”.

UWF-I nie zestawiło ze sobą obu zawodników, więc organizacja po raz kolejny straciła na renomie i popularności. Anjo poległ, a rozwój UFC i Pancrase otworzył oczy Japończykom. Zaczęli dostrzegać, że pojedynki w UWF-I wcale nie są tak prawdziwe, jak im się wcześniej wydawało. Ponieważ organizacja popadła w tarapaty, Takada został zmuszony do współpracy z pro wrestlerami, z których szydził przez ostatnie lata. Udało mu się zarobić pokaźną sumę na pojedynkach z wrestlerami z NJPW Antonio Inokiego, ale kariera Takady stanęła w martwym punkcie. Kibice znów domagali się jego walki z Ricksonem Gracie.

Pojedynek o Dumę

Gracie za nic w świecie nie zgodziłby się na ustawioną walkę, dlatego Japończycy zostali zmuszeni do użycia nowych środków. Musieli zorganizować galę MMA na wielką skalę. Nowo powstała organizacja o nazwie Pride znacząco różniła się od znanych już wcześniej Pancrase i Shooto. W Pride stawiano nie na pro wrestling, ani shoot wrestling, tylko na sportową rywalizację w MMA. Otoczka wokół gal i show to jedynie dodatkowe smaczki. Walką wieczoru historycznej, pierwszej gali Pride, został długo oczekiwany pojedynek pomiędzy Nobuhiko Takadą, a Ricksonem Gracie.

Spec od japońskich zapasów Zach Arnold wspomina: „Kiedy UWF-I upadło, Takada nie miał wcale zamiaru odejść z tego biznesu. Hiromichi Momose był członkiem yakuzy, a zarazem fanem oraz sponsorem Nobuhiko Takady. To właśnie Momose założył KRS (Kakutougi Revolution Spirits), które było odpowiedzialne za organizację pierwszych gal Pride. Nobuyuki Sakakibara z Tokai TV oraz Naoto Morishita, który pracował w branży elektronicznej, podjęli współprację w Momose i właśnie wyżej wymieniona trójka rządziła w Pride. Do walki Takady z Graciem była już zbudowana odpowiednia historia, ponieważ Anjo przegrał wcześniej z Brazylijczykiem. NJPW nie zamierzało płacić Takadzie tyle ile by chciał, więc musiał stanąć do prawdziwej walki z Ricksonem”.

Ostatecznie pojedynek Takady z Graciem nie przyniósł wielkiego sukcesu jakiego początkowo oczekiwali organizatorzy. Ich walka w 1994 lub 1995 roku mogła być hitem, ale w 1997 roku cała histora już się nieco przedawniła. Stadion Tokyo Dome był zapełniony tylko w 2/3. Nobuhiko zawiódł swoich fanów i wbił gwóźdź do trumny UWF-I, przegrywając z Ricksonem przez balachę w niecałe 5 minut. Takada został wręcz zdeklasowany, ale kibice zebrani w Tokyo Dome zdążyli znaleźć nowego bohatera, który miał uratować honor Japończyków. Akira Maeda nie występował tamtego wieczoru w ringu, ale kiedy kamery go uchwyciły, a ludze ujrzeli Maedę na ekranach, to na trybunach rozpoczęła się wrzawa. „Takada zawiódł, ale przecież Maeda na pewno da sobie radę z Ricksonem” – zapewne podobne myśli krążyły po głowach Japończyków.

„Wszyscy w Tokyo Dome wiedzieli, że zostało już tylko dwóch. Dwójka, która wciąż była na szczycie, Masakatsu Funaki i Akira Maeda” – opowiada Shu Hirata, manager zawodników MMA. „Japończycy wierzyli, że ich bohater może być najlepszym wojownikiem na świecie. Maeda był najstarszy i miał w sobie najwięcej charyzmy, dlatego kibice oszaleli, kiedy ujrzeli go na telebimie podczas gali”.

Maeda i Takada to największe gwiazdy UWF, potwierdzały to również wpływy z biletów i transmisji telewizyjnych. Maeda przyciągał na hale dosłownie multum fanów, kiedy występował w walkach wieczoru UWF oraz RINGS. Gale RINGS opierały się w głównej mierze tylko na jego nazwisku. Organizacja otrzymywała pieniądze od stacji telewizyjnych tylko pod warunkiem, że Maeda wystąpi na transmitowanej gali.

Pomimo statusu gwiazdy, Maeda nie był już w swojej szczytowej formie. Miał 37 lat, a liczne kontuzje odbijały się na jego zdrowiu. Czasami męczył się nawet idąc do ringu, więc jego umiejętności w walce mocno osłabły. „Zawsze walczyłem z jakąś kontuzją” – wspomina Maeda. „Od momentu kiedy nie mogłem już kopać wysoko swoją lewą nogą wszystko się zmieniło”. Maeda miał w sobie motywację na jeszcze jedną dużą walkę i pragnął, aby było to starcie z Graciem. Takada był lepszym atletą, ale w oczach Japończyków to Maeda godnie reprezentował japońską kulturę i kodeks wojownika. W przeciwieństwie do Takady, który przez 3 lata unikał potyczki z Ricksonem, Akira błyskawicznie odpowiedział na prośby fanów.

Maeda negocjował z Ricksonem, aby ten wystąpił w RINGS i na pewno zdziwił się, kiedy ogłoszono rewanż Brazyllijczyka z Takadą w Pride. Ostatecznie ostatnim przeciwnikiem Maedy został legendarny zapaśnik Alexander Karelin, a walka Japończyka z Ricksonem Gracie nigdy nie doszła do skutku.

Tymczasem Pride nie wiodło się najlepiej. Ich główny zawodnik, Nobuhiko Takada, nie spełniał oczekiwań i kibice przestali w niego wierzyć. Organizacja płaciła również wysokie sumy zagranicznym zawodnikom, którzy przyjeżdzali walczyć we wstępnych pojedynkach na galach Pride. Powoli japońska organizacja stawała się domem dla amerykańskich zawodników, którzy obawiali się problemów UFC z politykami. Dan Severn wolał wystąpić na Pride 1 za 40 000 dolarów, zamiast walczyć o tytuł UFC z Mauricem Smithem. Smith zamiast z Severnem, spotkał się w oktagonie z Tankiem Abbottem, a następnie Randym Couturem. Przyczyna takiego, a nie innego zachowania Severna jest bardzo prosta. Nie będąc gwiazdą, zarabiał w Pride więcej, niż występując w walkach wieczoru UFC.

Pierwsze gale Pride były mieszanką realnych walk z ustawionymi. Żeby nieco odbudować Takadę, właściciele organizacji zapłacili Kyle’owi Sturgeonowi, żeby ten podłożył się Japończykowi na gali Pride 3. Amerykanie byli zirytowani faktem, że Japończycy włączają do ich sportu naleciałości z pro wrestlingu. Brak umiejętności w odróżnianiu prawdziwych walk od ustawionych był jednak znakiem szczególnym japońskich widzów.

„Jeżeli spojrzysz na pierwsze lata Pride i ich ustawione walki, to bardzo łatwo skrytykować i przekreślić tę organizację. Gdyby jednak Takada z każdym przegrywał, Pride musiałoby zamknąć swój interes” – tłumaczy Dave Meltzer. „Dla nich celem numer jeden była ochrona własnego biznesu, a dopiero na drugim miejscu stawiali dostarczenie produktu na wysokim poziomie. Każdy z nich pochodził z pro wrestlingu, więc mieli w sobie tę mentalność pro wrestlingu”.

Po wygranej na Pride 3, Takada otrzymał rewanż z Ricksonem Gracie na kolejnej gali. Wynik okazał się ten sam, Brazylijczyk wygrał przez balachę, ale tym razem Nobuhiko wytrzymał kilka minut dłużej. Kolejna porażka spowdowała, że Takadzie coraz ciężej było zachęcić kibiców do kupna biletów na kolejne występy. Przez lata zawodnicy UWF wyśmiewali pro wrestlerów z innych organizacji, uznając siebie za prawdziwych wojowników. Takada spotkał się z brutalną rzeczywistością, kiedy naprzeciwko niego w ringu naprawdę stanął mistrz sztuk walki – Rickson Gracie.

„Kiedy przegrał z Ricksonem stracił dużo na popularności i często z niego żartowano. Głównie z powodu pewnych siebie wypowiedzi i incydentu z Anjo” – opowiada Tanabe. „Z drugiej strony na pewno zyskał dużo szacunku wraz z upływem lat. Gdyby nie odważył się wyjść do ringu z Ricksonem, to Pride by nie przetrwało”.

Na rynku japońskiego pro wrestlingu, a chcąc nie chcąc Pride działało właśnie na takim rynku, potrzebny był lokalny zawodnik, który zostałby wykreowany na gwiazdę i bohatera kibiców. Jak się okazało Takada nie był odpowiednim kandydatem. Nawet gdy Japończycy zapłacili Markowi Colemanowi za podłożenie się w walce z Nobuhiko, to Japończykowi nie udało się wrócić do dawnego poziomu popularności. Pride już pod wodzą DSE (Dream Stage Entertainment) obrało nowy kierunek i rozpoczęło się poszukiwanie nowej gwiazdy.

„Tworzymy rozrywkę. Chcemy zapewnić produkt, który będzie interesujący dla różnych grup” – tłumaczy Yukino Kanda, były wiceprezydent DSE. „Oceniamy zawodników na podstawie ich potencjału marketingowego. Oczywiście pas mistrzowski ma znaczenie, ale my patrzymy na fighterów przez pryzmat ich popularności”.

W Japonii nie jest najważniejsze zatrudnienie najlepszych zawodników na świecie. Liczy się przede wszystkim rozrywka i show na wysokim poziomie. Japończycy potrzebowali widowiska, na które mogą wybrać się ze znajomymi w wolny wieczór. Oglądali interesujący spektakl z walkami w tle. Tym razem pojedynki przestały być reżyserowane, a stały się prawdziwe. W kraju, w którym do tej pory rządził pro wrestling, przebiła się organizacja mieszanych sztuk walki.

Odnalezenie zawodnika, który przykuje uwagę publiczności nie należało do łatwych zadań. Pride sprowadziło do siebie wielu świetnych fighterów z zagranicy m.in. Marka Kerra, Maurice’a Smitha czy Igora Vovchanchyna. W Pride wystąpił również srebrny medalista olimpijski w judo Naoya Ogawa, w debiucie zmierzył się w ustawionej walce z Garym Goodridgem. Ogawa miał jednak zbyt wiele do stracenia, żeby występować w Pride regularnie. Naoya występował również w pro wrestlingu i nie mógł stracić łatki niepokonanego niszczyciela. Walcząc w MMA ryzykował swoją reputację i popularność. Podczas gdy Pride szukało wszędzie swojej nowej gwiazdy, okazało się, że mieli ją pod nosem od samego początku. Podopieczny Nobuhiko Takady, który walczył w starciach wstępnych pierwszych gal Pride, zaczął zdobywać sympatię Japończyków. W przeciwieństwie do swojego trenera, Kazushi Sakuraba okazał się naprawdę utalentowanym zawodnikiem MMA…

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.